Kilka dni w Londynie cz. 1

Każdego lata internet zalewany jest kolejnymi zdjęciami i filmami ultrarzadkich, ostentacyjnych i kosmicznie drogich egzotyków krążących po Londynie. Na pierwszy rzut oka wygląda to dość imponująco. W tym roku postanowiłem wraz z dwójką znajomych, że w końcu trzeba się przekonać na własnej skórze jak tam jest.

Kilka dni w Londynie cz. 1
Michał Grabowski

20.09.2014 | aktual.: 20.09.2014 18:20

Miasto samo w sobie ma wiele do zaoferowania jeśli chodzi o motoryzacyjne atrakcje. Salony i serwisy najbardziej ekskluzywnych marek oraz dzielnice, w których na niemal każdej ulicy można się spodziewać niemal wszystkiego. Jakby jeszcze tego było mało co wakacje, poza okresem Ramadanu, do miasta zjeżdża ogromna ekipa możnych jegomościów znad Zatoki Perskiej, by wydać (zapewne też gdzieniegdzie zainwestować) swoje petrodolary. Oczywiście przylatują wraz ze swoją flotą supersamochodów. Mając w pamięci te wszystkie zdjęcia i filmy z ostatnich lat zabukowaliśmy przelot, transfer lotniskowy i nocleg w stolicy Wielkiej Brytanii.

Dzień 1

Oczekiwanie dobiegło końca, całkiem podekscytowani wylecieliśmy nad ranem z Warszawy. Po wylądowaniu na lotnisku London Luton i odprawie paszportowej, migiem na terminal autokarowy i ku przygodzie! W tym miejscu zaznaczę, że była to moja pierwsza wizyta na wyspach brytyjskich, jak i pierwsza wizyta w kraju z ruchem lewostronnym. Z początku miałem spory mętlik i za cholerę nie mogłem się przyzwyczaić, że wszyscy jeżdżą pod prąd.

Ale przejdźmy do konkretów. Po dojechaniu do okolic dzielnicy Mayfair ruszyliśmy w teren. Na rozgrzewkę pojawiły się pierwsze okazy.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Jak na Londyn przystało, obszar, który obfituje w najlepsze samochody jest mocno rozległy. Chodzenia było dużo, no i rzecz jasna zajmowało to też sporo czasu. Po przerwie na posiłek wyruszyliśmy do salonu H.R. Owen Ferrari. Na ekspozycji kilka modeli z obecnej gamy, ale moją uwagę zdecydowanie przyciągnęły te dwa cuda.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Pochodzące z prywatnych kolekcji F40 w klasycznej czewieni oraz boskie 365 GTB/4 Daytona w niezwykle rzadkim odcieniu Azzurro Metallizzato. Coś pięknego... Prócz Ferrari udaliśmy się również do, jak się okazało, bardzo kameralnego salonu Hexagon Classics. Wyglądało to mniej więcej tak.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Całość była bardzo ciasno upakowana. Obok Astona DB4 Zagato i DB6, bardzo miłym zaskoczeniem była obecność jedynego na świecie (!!) Ferrari 365 GTB/4 Shooting Brake. Osobiście nawet nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje. Niestety ustawienie nie pozwalało na jakiekolwiek sensowny kadr, dlatego też muszę się posilić zdjęciem wyszperanym z sieci.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Udało się jednak uwiecznić tabliczkę informacyjną.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Dalsza wędrówka przynosiła kolejne zdjęcia.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Aventador 50th był mocno obstawiony ochroną, wszyscy w czarnych Rollsach, Range-Roverach z pakietami od Mansory. Jeden z ekipy kulturalnie poprosił nas byśmy nie uwieczniali tablic rejestracyjnych na zdjęciach. Argument z tablicami dość nietypowy, no ale tutaj już nie wnikam. Jak na ironie losu okazało się po chwili, że wśród wszystkich bodyguardów w Londynie, trafiliśmy na... Polaka. Tak swojsko.

Kolejne uliczki nie przyniosły rewolucji, więc stwierdziliśmy, że mamy jeszcze tych kilka dni przed nami - wsiadamy do metra i jedziemy zameldować się w hotelu. Trzeba odpocząć po całym dniu.

Dzień 2

Po zaliczeniu śniadania udaliśmy się na pobliską stację metra. Cel naszej podróży wymagał przedostania się z niemal jednego końca miasta na drugi, ale jak się zaraz przekonacie, było warto. Po drodze grzech było nie podejść choć na moment pod Tower Bridge, a kilka stacji metra dalej pod Big Bena i London Eye. Kontynuując dalszą podróż linią District w kierunku Wimbledon wysiedliśmy na stacji Southfields. Tam dzieliło już nas tylko 10 minut piechotą od Joe Macari Performance Cars.

Jest to kompleks składający się z pokaźnego salonu sprzedaży oraz serwisu marek Ferrari i Maserati. Salon został otwarty w marcu 2014 r. i jest stosunkowo świeżą pozycją na "moto-mapie" Londynu. Dalsze słowa są chyba zbędne, czas na zdjęcia.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

W takich miejscach ciężko zdecydować za co się najpierw zabrać. Najbardziej niesamowity salon w jakim kiedykolwiek gościłem! Kiedy sam zostałem jeszcze na moment w środku, moi koledzy wyszli w poszukiwaniu pobliskiego serwisu Ferrari/Maserati. Szczęśliwie serwis od salonu dzieli może ze 100 jardów, że tak się posłużę tamtejszą miarą. No i cóż mogę powiedzieć... byliśmy w ciężkim szoku, gdy serwis okazał nam swoje oblicze.

Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość
Pełna rozdzielczość

Gorące podziękowania i pozdrowienia dla mechaników, którzy nie widzieli problemu, by strzelić sobie kilka kadrów w hali serwisowej. Podczas gdy robiliśmy swoje, oni dalej remontowali sobie w spokoju kolumnę kierowniczą w Ferrari 275 GTS i regulowali silnik w 365 GTS/4 Daytona. Ot, weekendowa robota na luzie. Co za miejsce!

Tutaj również zakończę część 1. Mam nadzieje, że przypadła Wam do gustu. Póki co Londyn pokazuje się z wybitnie mocnej strony. W części drugiej, która wkrótce pojawi się na moim blogu, atrakcji również nie zabraknie.

Pozdrawiam,

MG

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)