Joe Biden wita się z prezydenturą i żegna z prowadzeniem aut. Koniec z jeżdżeniem corvettą po ulicy
20 stycznia 2021 r. Joe Biden zostanie zaprzysiężony na 46. Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Stając się przywódcą jednego z najpotężniejszych państw świata, musi jednak zrezygnować z prowadzenia pojazdów po drogach publicznych, co - jak nie ukrywa - bardzo lubi. Najgorsze, że ten zakaz jest dożywotni.
20.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:52
Jeśli uwielbiacie samodzielnie prowadzić samochód, lepiej nie pchajcie się na najwyższe stanowiska państwowe. Joe Biden, choć jest wielkim entuzjastą motoryzacji, już nigdy nie będzie mógł samodzielnie wyjechać na drogi publiczne ani swoją ukochaną corvettą, ani żadnym innym autem. "Zakaz" prowadzenia aut po drogach publicznych obowiązuje w USA nie tylko podczas sprawowania urzędu prezydenta, ale także po skończeniu kadencji. To samo dotyczy pierwszych dam. Z kolei w przypadku wiceprezydenta to zalecenie ważne jest nieco krócej – 6 miesięcy po zakończeniu kadencji.
Oczywiście wszystko ze względów bezpieczeństwa. Chodzi nie tylko o wywołanie ogromnego zainteresowania innych kierowców, ale także o potencjalne zagrożenie zamachem. Ochroniarzom ciężko jest chronić osobę, która sama prowadzi pojazd. Specjalnie wyszkoleni agenci Secret Service wiedzą lepiej, jak postępować w razie ewentualnego zagrożenia.
Zobacz także
Czemu użyłem wcześniej słowa "zakaz" w cudzysłowie? Bo oficjalnie nie regulują tego żadne przepisy, a tylko przyjęta polityka działania i stanowcze zalecenia Secret Service. A z nimi lepiej nie dyskutować, nawet jeśli jest się prezydentem USA. Jednak nie zawsze tak było. Jak wspominają historycy, rewolucja nastąpiła po zamachu na Johna F. Kennedy’ego (choć doszło do niego, gdy Kennedy nie prowadził), a jego następca, Lyndon B. Johnson był ostatnim, który zasiadł za kierownicą na drodze publicznej.
Joe Biden doświadczył już "zakazu", gdy był wiceprezydentem w latach 2009-2017. Wspominał wówczas, że bardzo nie w smak jest mu to "prawo". Dowodem na to może być fakt, że by dać upust emocjom, w 2011 r. na podjeździe prywatnego domu spalił gumę w cadillacu swojego brata. Natomiast w 2014 r., gdy Joe Biden był na targach w Detroit, zapoznając się z nową Corvettą C7 ZO6, podkreślał, że posiadanie takiego auta byłoby solidnym argumentem przeciw temu, by nie kandydować w przyszłości na prezydenta.
Nowemu prezydentowi USA najbardziej będzie jednak brakowało jego zielonej Corvetty Sting Ray z 1967 r. Samochód był prezentem ślubnym od jego ojca i jest z Bidenem do dziś. Pod maską pracuje 5,4-litrowe V8 o mocy 354 KM, połączone z 4-biegowym manualem. Samochód przyspiesza do setki w ok. 6 s, ale odbywa się to bez jakichkolwiek systemów wspomagających czy chociażby kontroli trakcji.
Zobacz także
Prezydent przyznał kiedyś, że skusił się na zamknięcie licznika, osiągając nią 160 mil/h (ok. 256 km/h). Mimo wieku samochód prezentuje się wciąż fenomenalnie, a kilka lat temu dzieci nowego prezydenta USA - z okazji jego urodzin - przeprowadziły remont silnika.
Jest jednak pewien wyjątek od omawianej reguły związanej z zakazem prowadzenia samochodu przez głowę państwa. Byli prezydenci wciąż mogą samodzielnie kierować na zamkniętych i prywatnych terenach. George Bush niejednokrotnie był widywany za kierownicą Forda F-150 na swoim ranczu. Bidenowi pozostanie więc podobna luka, ale lepsze to niż nic.
Warto też przypomnieć, że gdy Joe Biden był jeszcze wiceprezydentem, wraz z corvettą byli bohaterami jednego z odcinków programu "Jay Leno’s Garage", gdzie krążyli po zamkniętym terenie, a prezydent nie odmówił sobie przyjemności spalenia kapcia. Oby przed zaprzysiężeniem zdążył zrobić corvettą pożegnalną rundkę po okolicy.