Jego syn uwielbia Zygzaka McQueena. Przebudował więc swoje BMW na jego podobieństwo
Co daje połączenie ojcowskiej miłości z dziecięcą pasją? Prawdziwego Zygzaka McQueena na drogi! Jego twórca Jakub Tomaszewski jeździ nim na co dzień po warszawskich ulicach. Spotkałem się z nim i jego synem Kacprem, by przedstawili mi ten niezwykły projekt.
Pierwsze wrażenie: gdzieś już to widziałem... Przypadkowe spotkanie z autem skończyłoby się zapewne na poszukiwaniu w głowie odpowiedniego skojarzenia. NASCAR? Drift? Nie, szukać trzeba zupełnie gdzie indziej. W... kreskówkach. Jakub Tomaszewski, mechanik z Warszawy, gruntownie przebudował swoje BMW E36 Compact dla syna. Jak każdy chłopiec w jego wieku, pasjonuje się on bajką Auta, a w szczególności grającym tam główną rolę Zygzakiem McQueenem. Nikt inny nie może jednak pochwalić się tatą, który przebudowałby swoje auto na podobieństwo idola z bajki.
Jakub swoim osobliwym autem po Warszawie jeździ już od paru miesięcy. Na ulicach od razu złapali go fani motoryzacji i zaczęli robić mu zdjęcia, które obiegły internet. Sam projekt spotyka się z różnymi opiniami, zwłaszcza w środowisku właścicieli BMW. Sam autor jest z niego bardzo zadowolony. – Dla mnie najważniejszy jest uśmiech mojego dziecka – mówi dumny tata – a ten pojawia się zawsze, gdy wsiadamy do naszego Zygzaka.
By spełnić marzenie swojego dziecka, Jakub poświęcił swój własny samochód, którym jeździ na co dzień. Bez wahania przyznaje, że nie żałuje swojej decyzji. – Gdyby to było nowe BMW, to na pewno inaczej bym na nie patrzył. Ale skoro to samochód za pięć tysięcy złotych, to nie było żalu. Tym BMW jeżdżę na co dzień, ale mam jeszcze klasyczne E30. Je także będę przebudowywał.
BMW E30 jako Zygzak McQueen: trzy miesiące pracy, ale zmiany nie tylko w wyglądzie
Jakub pracuje w jednym z warszawskich serwisów BMW. Stąd jego pasja, ale i umiejętności w modyfikacjach samochodów tej marki. Projekt Zygzaka zajął mu w sumie trzy miesiące pracy. Często wykonywał ją jeszcze przed wyjściem z domu. Do projektu siadał wtedy o piątej rano.
Największym wyzwaniem projektu było stworzenie spojlera o charakterystycznym kształcie. Jakub sam go wyrzeźbił i zamontował. Z przodu umieścił za to naklejki przypominające grafikę filmowego oryginału. Sam je zaprojektował i zlecił ich wykonanie firmie oklejającej auta. Resztę poprawek naniósł już drobnym sumptem. – Wystarczył sprej i taśma – przyznaje Jakub.
Modyfikacje w czerwonym BMW nie zakończyły się jednak na tym. Jakub był kiedyś bardzo aktywny na scenie rajdowej i ten samochód także przygotował do sportu. Zamontował w nim sześciobiegową skrzynię, która nigdy nie była fabrycznie montowana w tym modelu. Oprócz tego wyposażył go także w pięćdziesięcioprocentową szperę i mocniejsze hamulce. Zawieszenie pozostało standardowe. Kto pamięta Zygzaka McQueena z filmu, ten wie, że jego prześwit też nie był blisko ziemi.
Jakub przyznaje, że jego kreacja wzbudza wielkie zainteresowanie gdziekolwiek się tylko pojawi. – Dzieci traktują to auto jak gigantyczną zabawkę. Machają do niego, skaczą z radości, biegają za nim. Mieszkamy niedaleko przedszkola i gdy samochód stoi zaparkowany przed blokiem to wzbudza niemałe zainteresowanie. Rano dzieci idą z babcią do przedszkola, ale wieczorem ciągną jeszcze za rękę swoich ojców by pokazać im, że wcale nie zmyślały!
Być może projekt ten zainspiruje teraz kolejnych ojców i dzieci do realizacji swoich pasji w równie ambitny sposób. Jakub przyznaje, że warto. Nawet nie dla samego efektu końcowego, a tego, co się dzieje w głowie. – Gdy obiecałem Kacprowi stworzenie tego samochodu, a on się o niego dopytywał, zrozumiałem, że mam dla kogo żyć i pracować. To, co chcę powiedzieć, zrozumieją tylko ojcowie. Projekt ten zmienił moją relację z synem, ale jeszcze bardziej zmienił postrzeganie tego, jak sam na siebie patrzę. Teraz mój samochód jest właściwie niesprzedawalny, ale to, co wyniosłem z jego przebudowy, jest dla mnie dużo cenniejsze.