Jeep Wrangler w edycji specjalnej Moab. Idealny na pustynię

W zalewie wszelkiej maści SUV-ów i crossoverów, Wrangler jest jedną z ostatnich, prawdziwych terenówek. To auto w każdej wersji nadaje się na wyprawę w nieznane. Jeśli jednak wybieracie się na pustynię, dobrą opcją będzie edycja Sahara, a jeszcze lepszą Moab.

Moab, jak każdy Wrangler, wzbudza respekt swoim wyglądem.
Moab, jak każdy Wrangler, wzbudza respekt swoim wyglądem.
Źródło zdjęć: © mat.prasowe
Aleksander Ruciński

28.08.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:53

Moab to nowe specjalne wydanie Wranglera. Jeszcze lepsze niż Sahara, na której bazuje. To idealna opcja na terenową wyprawę, szczególnie gdy w grę wchodzą góry piasku, ale nie tylko. Czym Moab wyróżnia się na tle standardowego Wranglera?

Przede wszystkim 17-calowymi felgami, które obuto w 32-calowe terenowe opony. Jednak auto prezentuje się okazale nie tylko dzięki imponującemu ogumieniu. Nietrudno bowiem zauważyć także ciekawe czarne dodatki, do których zaliczają się wloty powietrza na masce, czy wytrzymałe zderzaki i progi. Czarne są też kraty atrapy chłodnicy i wkłady reflektorów LED. Tylne światła także wykonano w tej technologii.

Wersja Moab w standardzie oferuje sztywny dach w kolorze nadwozia. Chętni mogą wybierać spośród zabudowy wyłącznie przestrzeni pasażerskiej lub pełnej opcji obejmującej także bagażnik. Do wyboru jest dziewięć lakierów nadwozia: Granite Crystal, Billet Silver, Punk'n Metallic, Mojito, Czarny, Bright White, Sting Grey, Ocean Blue Metallic i Firecracker Red.

Kabina nie przypomina spartańskiej terenówki, a raczej luksusowego SUV-a. Choć wykonano ją z ciemnych materiałów, zarówno design, jak i faktury czy wyposażenie nie rozczarowują. Na pokładzie znajdują się m.in. skórzane fotele, kamera cofania, system monitorowania martwego pola czy kontrolowania ruchu poprzecznego. Podróż umilą też multimedia z 8,4-calowym ekranem i systemem audio Alpine.

Pod maską wersji Moab pracuje ten sam silnik, co w Saharze. Mowa tu o 3,6-litrowym V6, generującym 285 KM i 352 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Jednakże tu, w przeciwieństwie do Sahary, standardowo współpracuje on z 8-biegowym automatem. Cena? Około 51 tys. dol., czyli jakieś 185 tys. zł. Pozostaje pozazdrościć Amerykanom.

Obraz
© mat.prasowe
Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)