Inny powrót do szkoły. Dojazd na zajęcia też będzie problemem
Od drugiego września w niemal wszystkich polskich placówkach mają ruszyć zajęcia. Nim jednak uczniowie zasiądą w ławkach, muszą dotrzeć do szkół. Autobusy, tramwaje i podmiejskie pociągi będą przeżywać oblężenie, jakiego nie było od wybuchu epidemii w Polsce.
28.08.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:26
Przepisy bez zmian
Wiosną wiele osób sądziło, że letnie upały pozwolą nam zapomnieć o epidemii. Okazało się jednak, że jest inaczej. Wciąż żyjemy w cieniu koronawirusa i niewykluczone, że powrót uczniów do szkół, choć z wielu powodów konieczny, może zwiększyć liczbę chorych. Problemem jest nie tylko to, że dzieci będą regularnie spotykać się w klasach, ale również fakt, że będą musiały jakoś dojechać do szkoły.
- Ministerstwo Infrastruktury wspólnie z Głównym Inspektoratem Sanitarnym wypracowało projekt wytycznych dotyczących zasad bezpiecznego korzystania z pojazdów publicznego transportu zbiorowego w trakcie trwania epidemii SARS-CoV-2 w Polsce. Zasady te dotyczą także bezpiecznego dojazdu dzieci do szkół - informuje mnie Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury.
- Wśród głównych zaleceń uwzględniono obowiązek zasłaniania ust i nosa w pojazdach publicznego transportu zbiorowego, obowiązek zachowania bezpiecznego odstępu od innych pasażerów i dezynfekcji rąk przy wsiadaniu do pojazdu oraz przy wysiadaniu z pojazdu - dodaje Huptyś.
Są też limity liczby osób, które mogą jednocześnie korzystać z publicznego środka transportu. Obecnie to 100 proc. liczby miejsc siedzących bądź 50 proc. sumy liczby miejsc siedzących i stojących. Nie wszystkich te rozwiązania przekonują.
Od strachu do codzienności
- Młodszy syn, który pójdzie do drugiej klasy szkoły podstawowej, będzie dowożony na zajęcia samochodem. Ze starszym nie ma problemu. To licealista. Jako środek transportu wybrał rower. Nie braliśmy w ogóle pod uwagę możliwości, by korzystał z publicznego transportu. Za dużo wiąże się z tym obaw - mówi mi Tomek ze Skawiny.
- Do szkoły i przedszkola będziemy dowozić dzieci samochodem – stwierdza mieszkający pod Warszawą Rafał.
- Synowie nie będą korzystać ze szkolnych autobusów, bo póki co mieszkamy w innej gminie niż placówki, do których uczęszczają. Kiedy się przeprowadzimy, być może zdecydujemy się na takie dowozy. W tym roku po raz pierwszy szkoła przed rozpoczęciem roku szkolnego zbierała informacje na temat tego, kto będzie korzystać z dowozów organizowanych przez gminę. Dostaliśmy informację, że będą one realizowane według przepisów ogólnokrajowych - dodaje Marcin.
Zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem wszyscy podróżujący komunikacją publiczną są zobowiązani do zakrywania ust i nosa oraz dbania o zachowanie limitów liczby pasażerów. Nie zawsze można jednak na to liczyć.
- Wracam do zajęć w szkole, która jest oddalona od mojego miejsca zamieszkania o 35 km - mówi uczęszczająca do liceum Aleksandra Ziomek z małopolskich Ołpin. - Nic nie zmieniam w swoich dojazdach, bo nie mam takiej możliwości. Dopiero robię prawo jazdy, a rodzice nie są w stanie mnie dowozić. Już w wakacje zaczęłam regularnie dojeżdżać do Tarnowa, korzystając z busów, wcześniej jeździłam sporadycznie. Na początku epidemii ludzie starali się przestrzegać przepisów. Teraz widać rozluźnienie. Zarówno kierowca, jak i pasażerowie zdejmują maski. Co ciekawe, robią to przede wszystkim młodzi ludzie, a nie ci starsi, którzy pewnie mają większe kłopoty z oddychaniem - relacjonuje.
- W praktyce nikt nie przestrzega również przepisów o limitach osób w środkach transportu. Każdy chce dojechać, reżim zniknął. Do busa wsiada tyle osób, ile się zmieści. Na przystanku pozostają jedynie ci, którzy już się nie wcisną. Na liczbę osób nie zwracają uwagi ani sami pasażerowi, ani kierowcy. Sądzę, że jeśli w nowym roku szkolnym spóźnię się na zajęcia, to raczej przez korki, a nie dlatego, że w busie, który podjedzie, będzie już tyle osób, ile maksymalnie przewidują przepisy. Czy mam obawy? Nie, już się przyzwyczaiłam. Noszę maseczkę, dezynfekuję ręce. Robię, co mogę - dodaje Aleksandra.
Przygotowania na lawinę
Radomski urząd miasta zaapelował do rodziców, żeby ze względów bezpieczeństwa w miarę możliwości sami odwozili dzieci do szkół. Nie każdy ma jednak taką możliwość. Nowy rok szkolny sprawdzi granice wydolności systemu komunikacji publicznej. Sytuacja będzie najtrudniejsza w gminach, w których jest więcej zarażeń.
- Strefa czerwona, w której obecnie znajduje się miasto, niesie ze sobą pewne ograniczenia - mówi Autokult.pl Artur Maciuszek, kierownik wydziału eksploatacji pojazdów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Nowym Sączu. - Do pojazdu może wsiąść jedynie tyle osób, ile wynosi 30 proc. liczby miejsc siedzących i stojących. Dlatego w godzinach szczytowych na głównych liniach miejskich wprowadziliśmy "zagęszczenia" kursów - informuje.
Obawiają się również sami kierowcy. Ci mają jeszcze w pamięci sytuację z kwietnia, gdy za zbyt dużą liczbę pasażerów policja karała właśnie ich.
- Za zachowanie określonej przepisami maksymalnej liczby osób w autobusie teoretycznie odpowiedzialny jest kierowca, natomiast raczej nie jest możliwe, aby na każdym przystanku kierowca przeliczył wszystkich pasażerów. Wtedy kurs, który dziś zajmuje 30 minut, trwałby ponad godzinę. Kierowcy w miarę możliwości zwracają jednak uwagę na liczbę osób i w niektórych sytuacjach autobusy mogą nie zatrzymywać się na przystankach – stwierdza Artur Maciuszek.
Liczba osób nie jest jedynym kłopotem. Jak się okazuje, problemem są również maseczki. I tu jednak następuje zmiana.
- Od momentu wprowadzania przepisów o ograniczeniach prowadzone są wzmożone kontrole przewożonych pasażerów przez nasze służby nadzoru ruchu oraz funkcjonariuszy policji i straży miejskiej. Dużą poprawę powinno przynieść nowe rozporządzenie, które nakazuje zakrywanie ust i nosa każdemu, wyjątek stanowią jedynie osoby niepełnosprawne. Do tej pory tego obowiązku nie miały osoby mające problem z oddychaniem, co nagminnie wykorzystywali pasażerowie, szczególnie młode osoby – kontynuuje mój rozmówca.
W miastach i gminach należących do czerwonej strefy trudności z zapewnieniem dowozu uczniów do szkół mogłyby zmniejszyć zmiany w szkołach.
- Od 1 września wprowadzamy niewakacyjny rozkład jazdy, a w nim nieco więcej kursów. Na razie wciąż zapadają decyzje dotyczące tego, jak ma wyglądać nauka. Mówimy tu o nauczaniu zmianowym i hybrydowym, co powinno zmniejszyć kumulację młodzieży w przemieszczaniu się w jednym czasie. Liczymy się jednak z tym, że na niektórych liniach i w niektórych godzinach z usług MPK będzie chciało skorzystać więcej osób - kwituje Artur Maciuszek.
Znacznie spokojniej jest w miejscach, które nie zostały objęte rządowym systemem stref. Tam do pojazdów komunikacji publicznej będzie mogło wsiadać więcej osób, więc i ryzyko przepełnienia jest mniejsze.
- Oczywiście obawy są, dlatego pierwszego września kończymy dla zdecydowanej większości kierowców i motorniczych okres urlopowy - stwierdza Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław. - We wrześniu 2020 roku MPK Wrocław otrzyma zamówiony wcześniej kontyngent 60 nowych autobusów. To sprawi, że będziemy bardziej elastyczni w wysyłaniu autobusów na trasy. Tam, gdzie z poprzednich lat wiemy, że jest sporo pasażerów, wyślemy najbardziej pojemne autobusy. Jesteśmy też gotowi, by w razie sytuacji zupełnie awaryjnych kierować dodatkowe, rezerwowe autobusy na najbardziej obciążone kursy - ocenia.
- Na bieżąco kontrolujemy napełnienia pojazdów. Sprawdza to nasz Nadzór Ruchu, uczuliliśmy kierowców, by, jeśli widzą duże zapełnienie pojazdu, zgłaszali to Centrali Ruchu. Wtedy na takie kursy wysyłamy autobusy wyposażone w pętle indukcyjne, które zliczają pasażerów. Na tej podstawie znamy napełnienia i planiści uwzględniają te informacje przy wysyłaniu najbardziej pojemnych pojazdów na najmocniej oblegane linie - dodaje Krzysztof Balawejder.
Jednym z powodów powrotu dzieci do szkół jest stan gospodarki, która mogłaby nie wytrzymać kolejnego lockdownu. Oby ceny za tę decyzję nie zapłacili postawieni pod ścianą uczniowie i kierowcy.