Honda Civic
Zakup przypadkowy ale udany. Nie miałem nim nawet jazdy próbnej, ba! Wtedy to nawet samochodu nie chciałem kupić. Znalazłem zupełnie przypadkiem ogłoszenie w internecie i przedzwoniłem. Po krótkiej, acz treściwej rozmowie umówiłem się z ówczesnym właścicielem na oględziny.
29.10.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:13
Stała sobie Hondzina pod drzewem, pod pierzyną z liści, lekko omszała bo od 2 miesięcy niejeżdżona. Brudna i zawilgotniała, w środku nawet wręcz śmierdząca. Co mnie przekonało? Blacha była zdrowa, przy nadkolach brak nielubianej przez wszystkich pani zwanej Rudą. Silnik pracował równo, cena niewielka, dlaczego by nie zaryzykowac? Po podaniu sobie dłoni na znak zwieńczenia interesu właściel pożegnał mnie słowami "take care of it". W tym momencie wiedziałem już, że go nie zawiodę. Po powrocie do domu czym prędzej oznajmiłem mojemu kompanowi, że "Yyyy, chyba kupiłem samochód". W odpowiedzi usłyszałem jedynie "O! Zajebiście", jednak wiedziałem ile pracy przede mnę żeby doprowadzić go do stanu, w którym nie powstydziłbym się wozić w nim nawet samej królowej, bo w tym momencie można było jedynie wozić w środku świnię, jeszcze do tego w bagażniku aby nie musiała patrzeć na spleśniałe i mocno zaniedbane wnętrze.
Już pierwszego dnia auto było wysprzątane na błysk, wypolerowane i wygłaskane. Nawet po 3 (słownie: trzech) godzinach spędzonych w środku pojazdu udało mi się unicestwić bardzo prężnie rozwijającego się grzyba. W tym momencie chciałbym przeprosić wszystkich znajomych, których to upominałem o wypolerowanie butów przed przekroczeniem progu mej drezyny.
Po tych zabiegach prezentowało się ono znacznie lepiej niż jeszcze kilka dni temu przed domem Williama, Rogera czy jak on tam miał.
Do tej pory przez przejechane przeze mnie 2000 mil i po zakupie choinki zapachowej o wątpliwej woni "Forest" nie wykryto żadnej usterki. Niby malutki chomik pod maską ale widać, słychać i czuć, że jeszcze się nigdzie z tego świata nie wybiera. Ostatnio wymieniony zamek w drzwiach, za o zgrozo 100 funtów, znów przestał działać ale tym się nie przejmujemy bo z tyłu i tak nikogo nie wożę.
Na specjalne wyróżnienie zasługuje tapicerka, w którą ktoś z niesamowitą starannością wtarł resztki od jakiegoś batona bądź ekskrementy, a mimo to uzbrojony jedynie w szmatkę, płyn do szyb oraz Bogurodzicę na ustach wygrałem ten nierówny pojedynek.
Ekspertyzy NASA nie przeprowadzałem, więc założyłem z góry, że był to batonik (tak dla własnego spokoju).
Przy pojazdach o podobnym wieku każde przekręcenie kluczyka w stronę zapłonu wywołuje niesamowite emocje i powstają miliony pytań bez odpowiedzi. Odpali czy nie?! Czy jest tu ktoś do pchania w razie jakby nie odpalił?! Czy domknąłem lodówkę?! W tym przypadku nie musimy się o nic martwić bo świece iskrzą bardziej niż krzesiwo Beara Gryllsa.
Apetytu na olej nie ma. Cały czas miarka pokazuje stan ponad MAX. Kto do jasnej cholery tyle tego tam nalał?! Problemem jest odczytanie stanu płynu do chłodnicy, ponieważ cały zbiornik jest tak zaśniedziały, że nawet boje zaglądać się do środka. Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć. Jak coś się popsuje to będę wiedział gdzie szukać przyczyny, ale póki co głowy tym nie będę sobie zaprzątał.
Honda nie lubi kompromisów. Ma dwie funkcje: stoi lub jedzie, z tym, że stoi bardzo rzadko bo stać nie lubi. Uwielbia za to się poruszać i wyjątkowo dobrze daje to do zrozumienia przy 7 tys. obrotów. Piękna symfonia 90 skośnookich koni mechanicznych przy zaledwie półtoralitrowej jednostce napędowej skutecznie odpędza od jakiegokolwiek pomysłu ściągnięcia nogi z gazu. Honda lubi obroty, oj bardzo lubi. Z chęcią wyruszyłbym tym autem nad francuską riwierę, a po dojechaniu stwierdziłbym, że muszę wrócić się do domu po kąpielówki tylko po to żeby przejechać się jeszcze raz.
Prawdopodobnie pod koniec bieżącego roku ktoś będzie miał okazję nabyć ode mnie ten pojazd drogą umowy konsumenckiej typu kupno-sprzedaż. Nie spieszy mi się to i cena nie będzie okazyjna. Zamierzam za nią dostać dużo więcej niż dałem przy zakupie, ponieważ wiem, że jest warta znacznie więcej niż tygodniówka.