Gra F1 2015 – recenzja
Po włączeniu gry F1 2015 wydaje się, że coś jest nie tak. Po chwili dochodzisz to tego, że wszystko jest w porządku, że tak właśnie miało być. O co konkretnie chodzi?
27.07.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:44
Uwagi wstępne: Gra została przetestowana na Playstation 4, na padzie, w warunkach domowych, ponieważ wychodzimy z założenia, że tak jak nasi czytelnicy wolą jeździć w rzeczywistości, a nie w świecie wirtualnym, tak i my powinniśmy sprawdzać gry jako okazjonalną rozrywkę, bo więcej czasu poświęcamy prawdziwym samochodom.
Producenci gier wyścigowych mają niemały problem, zwłaszcza, gdy tworzą produkt oparty na licencjonowanej serii. Taka gra ma odzwierciedlać to, co miało miejsce w sezonie, któremu jest dedykowana. A zatem, co może zmienić się w wersji 2015 w stosunku do 2014, skoro w tych sezonach zasady i zespoły praktycznie się nie zmieniły? To twardy orzech do zgryzienia, a zatem twórcy dwoją się i troją, by dodać trochę atrakcji, by zachęcić gracza do zakupu. Stąd pomysły na wyzwania i różne tryby gry, m. in. tryb kariery. Tymczasem studio Codemasters wykonało nieoczekiwany i bardzo zaskakujący ruch. Wydało nawet nie tyle grę, co aktualizację poprzedniej wersji z mocno okrojonymi trybami na nowe konsole. Więcej, bo stworzyło grę, która wraz z F1 2013, w perspektywie czasu wyrzucają poza margines edycję 2014, która teraz okazuje się najgorsza z całej serii.
Co się zmieniło?
Bardzo wiele. W gruncie rzeczy zmiany są radykalne i to niekoniecznie w złym kierunku, ale właśnie od tego zacznijmy. Przede wszystkim gra jest całkowicie czystą, pozbawioną większych sensacji ścigałką dla fanów Formuły 1. Kto szuka rozbudowanego trybu kariery, ten musi pozostać przy F1 2014, ewentualnie przy F1 2013. Nowa edycja po prostu jej nie ma. Do wyboru pozostawiono graczowi tylko podstawowe tryby rozgrywki, czyli na czas, szybki wyścig, pełny sezon i gra wieloosobowa online. Nie ma nawet wyścigu dwuosobowego z podzielonym ekranem. Jest za to sezon 2014, a to ukłon w stronę posiadaczy nowych konsol chcących pograć Sebastianem Vettelem w Red Bullu, bądź Fernando Alonso w Ferrari.
Co więcej, okrojono nawet opcje. Nie ma już dowolnej konfiguracji wyścigu i wyboru sesji. Mamy jedynie kilka poziomów, np. 25%, 50% lub 100% dystansu wyścigu. Podobnie jest z treningami i kwalifikacjami. Nie można sobie konfigurować weekendu wyścigowego według własnych upodobań czy możliwości. Gracz może natomiast dowolnie konfigurować warunki atmosferyczne i stopień trudności prowadzenia pojazdu od „za rączkę” z włączonymi wszystkimi asystentami po „full off” z wyłączonymi. Mamy też kilka stopni umiejętności jazdy naszych rywali na torze.
Do wyboru pozostają bolidy i kierowcy sezonu 2015 (opcjonalnie 2014) i tylko to. Zapomnijcie o samochodach historycznych i innych atrakcjach. Gra F1 2015 jest całkowicie takich atrakcji pozbawiona i z jednej strony w ten sposób dedykowana tylko „prawdziwym” graczom i wielbicielom F1, bo oni atrakcji nie potrzebują, a z drugiej strony bardzo szybko znudzi typowych graczy szukających wyzwań. Tacy mogą się czuć wręcz urażeni tym, za to, co Codemasters wypuściło na rynek. Popatrzmy na to z innej strony – teraz to produkt dla prawdziwych zapaleńców z wyobraźnią, który jeszcze obecna Formuła 1 się podoba.
Zawiedzeni będą również gracze szukający tak ładnej grafiki, jak chociażby w Project CARS. Chyba mistrzowie kodu wysunęli oczywisty wniosek, że ktoś, kto lubi wyścigi nie zwraca uwagi na takie detale jak wygląd twarzy kierowców czy tłum kibiców na trybunach. Mimo wszystko, to co widać podczas jazdy i na torze jest w porządku, jeszcze lepiej jest podczas wyścigów nocnych czy deszczowych, które są po prostu piękne. Za samochodami rywali widać zniekształcone przez wydobywające się gorące spaliny bolidu powietrze. Pojawia się też dym z uszkodzonych silników czy pył zgarniany podczas ścinania zakrętów.
Są jednak i pozytywne zmiany, bowiem gra została przygotowana na najnowsze platformy i w związku z tym użyto kilku sztuczek, które przekładają się na udoskonalony model jazdy. Ten został radykalnie poprawiony.
Model jazdy, czyli to co najważniejsze
Zawsze uważam i zdania nie zmienię, że nie ma nic ważniejszego w grach wyścigowych od zbliżonego do rzeczywistego, a jednocześnie przyjemnego modelu jazdy oraz realizmu rozgrywanych zawodów. W tym temacie F1 2015 wykonało ogromny krok naprzód, zwłaszcza w porównaniu z wersją 2014. Owszem, chwaliłem tę edycję za model jazdy, który pozwala na szybką rozgrywkę nawet po dłuższej przerwie. Był łatwy, a jednocześnie oddawał rzeczywistość w postaci prawdziwych czasów przejazdów okrążeń. Niestety nie wymagał zbyt wiele, więc hardkorowi gracze na pewno byli zawiedzeni. Inna sprawa, że jeżeli ktoś gra tylko od czasu do czasu, mógł od razu zacząć od wyścigu bez długotrwałego treningu.
Okazuje się, że można było zrobić to lepiej. Ja nie jeździłem wirtualnym bolidem od 8 miesięcy i potrzebowałem tylko godziny na przyswojenie sobie zasad fizyki rządzącej współczesnymi bolidami Formuły 1. Z drugiej strony byłem zachwycony tym, jak prawdziwie bolidy się prowadzi. Przy okazji dopiero teraz poczułem moc silników turbo, które generują wysoki moment obrotowy i charakteryzują się ogromną elastycznością. Dopiero teraz można poczuć nadsterowność nawet na trzecim biegu, tak jak w rzeczywistości. Po kolejnej godzinie już bez trudu jechałem szybkie okrążenia na limicie, ślizgając się do trzeciego biegu na każdym wyjściu z zakrętu, walcząc z uciekającym tyłem. Ściganie w F1 2015 bardzo przypomina współczesne wyścigi i jest niezwykle przyjemne. Muszę przyznać, że nigdy nie byłem fanem tej serii, a teraz jestem i uważam model jazdy za bardzo dobry.
Teraz rozumiem Räikkönena
Po spędzeniu trzech godzin z F1 2015 łatwiej zrozumieć starszą generację kierowców w tym Kimiego Räikkönena, Marka Webbera czy Fernando Alonso. Dwa pierwsze, krótkie wyścigi (25% dystansu) jakie rozegrałem okazały się katastrofą, ponieważ na dwóch ostatnich okrążeniach jechałem na resztkach paliwa z przerywającym silnikiem. Co więcej, tuż przed zapaleniem się rezerwy boleśnie doświadczyłem tzw. degradacji ogumienia. Nic dziwnego, że kierowcy F1, którzy pamiętają jeszcze porządne ogumienie Bridgestone i Michelin, silniki V8, a nawet erę V10, coraz częściej zaglądają do innych serii, gdzie o paliwo i opony nie trzeba dbać. Rzeczywiście rozumiem ich frustrację, bo chyba nie o to chodzi w Formule 1, a jak nic wcześniej, uzmysłowiła mi to właśnie gra F1 2015.
Jednak to nie twórcom gry możemy czynić zarzuty, a twórcom aktualnych przepisów. Tu wręcz należy oddać pokłon Codemasters za to jak zbliżyło się realizmem do obecnego stanu rzeczy. Co ciekawe, choć Kimi Räikkönen i Fernadno Alonso w zasadzie są w moim wieku, to ja nie znając starej, dobrej Formuły 1 szybko odnalazłem przyjemność jazdy w nowych warunkach. Muszę przyznać, że zaskakująco ciekawy jest wyścig, gdy poza jazdą na maksa, na listę obowiązków trzeba sobie wpisać jeszcze dbanie o opony i kontrolę zużycia paliwa. Częściowo pomaga w tym inżynier wyścigowy, który trochę za dużo mówi i mógłby podawać konkretne informacje zamiast „paliwa wystarczy na 40% dystansu”. Co to znaczy 40% dystansu? Mam wziąć kalkulator i liczyć ile to jest 40% z 18 okrążeń podczas wyścigu? Swoją drogą nie dziwię się Räikkönenowi, który nie lubi słuchać tych wszystkich informacji przez radio, bo i ja wówczas nie mogłem skupić się na jeździe i niemal całkowicie wyłączyłem się podczas wyścigu. Cedziłem informacje tak, by reagować tylko na słowo „fuel”.
Warto wspomnieć o tym, że różnice pomiędzy bolidami poszczególnych stajni są spore. Nie tylko różnią się szybkością na okrążeniu, ale też charakterystyką prowadzenia i odczuwanie mocą silników. Przykładowo, nie miałem większych problemów by dogonić w zakręcie Red Bullem kierowcę Mercedesa, ale na prostej nie miałem już żadnych szans. Ferrari w moim odczuciu ma nawet zbyt dużą przyczepność, przez co opony miękkie wystarczają na ledwie kilka okrążeń, a Mercedes miażdży wszystkie samochody pod każdym względem. Przyjemnie jeździ się Williamsem, który nie jest najszybszy, ale podoba mi się jego zbalansowanie. Oczywiście to można zmieniać w garażu własnego zespołu, choć osobiście polegam raczej na tym, co proponują inżynierowie… jak Räikkönen.
Różnice są również w oponach w zależności od mieszanki i stopnia zużycia oraz temperatury. Zapomnijcie o atakowaniu po wyjeździe z boksu na niedogrzanych oponach czy o pokonaniu pierwszego zakrętu wyścigu tak jak robiliście to na treningu. Jeżeli o opony nie będziecie dbać, szybko wyścig zamieni się w driftowe show.
Braki inteligencji?
Mistrzowie kodu podobnie jak w poprzedniej edycji nie mogą poradzić sobie z inteligencją sędziów. Niestety jesteśmy często traktowani niesprawiedliwie i w dość dziwny sposób. Na przykład, gdy przeciwnik na nas najedzie, możemy dostać karę. Kary otrzymuje się też za ścinanie zakrętów, ale też w nieprzewidywalny sposób. Jeden zakręt można przejechać całkowicie poza torem, ścięcie innego mniej niż połową auta skutkuje ostrzeżeniem, a później karą.
Drugim problemem jest inteligencja przeciwników, którzy jadą często bezmyślnie i „na pałę”. Nie widzą problemu w tym, by wypchnąć nas z toru lub po prostu na nas najechać. Inna sprawa, że w niższych niż najwyższy poziom umiejętności rywali, zachowują nieprzewidywalnie i jeżdżą bardzo nierówno podczas jednego okrążenia. W jednych miejscach są bardzo szybcy, a w innych dochodzimy ich z taką prędkością, że trzeba mocno hamować, by nie wjechać im w tył. Na przestrzeni całego okrążenia są jednak odpowiednio szybcy w stosunku do innych zawodników na torze i dość regularni.
Podsumowanie
Można odnieść wrażenie, że twórcy F1 2015 położyli solidny, być może najlepszy jaki się dało fundament, którym jest bardzo dobry model jazdy. Problem w tym, że nie zbudowano na nim domu. Czy zbudują go w sezonie 2016?
Zobacz także