Frankfurt 2019: to, co najlepsze, było na uboczu, z dala od kolorowych świateł
Targi samochodowe we Frankfurcie właśnie startują i już na otwarciu na ustach wszystkich są Land Rover Defender, Volkswagen ID.3 i nowy król działu "grill i ogród" lokalnego marketu budowlanego: koncepcyjne BMW 4. Ja tymczasem najwspanialsze gwiazdy spotkałem tam, gdzie blichtr i jupitery były jakby słabsze, a tłumy zdecydowanie mniejsze.
Nie zrozumcie mnie źle – nie chcę ujmować wspaniałości nowemu Defenderowi, którego w konfiguracji na białych stalowych felgach, z krótkim nadwoziem, nie zabrałem z targów tylko dlatego, że nie zmieścił mi się do torby. Nie chcę też ujmować wagi premierze ID.3. Volkswagen naprawdę otwiera nowy, istotny rozdział w swojej historii. Jednak na pytanie, które zawsze słyszę po targach: no to mów, co zrobiło na tobie największe wrażenie? – nie odpowiem szczerze, wymieniając cokolwiek z listy nowości.
Targi we Frankfurcie to maraton. Hale wystawowe są porozrzucane w odległościach, które wymagają bardzo długich spacerów. 2 lata temu w ciągu pierwszego dnia zrobiłem 23 tys. kroków. Tym razem w ciągu jednego z tych marszów zajrzałem do hali 4. Jest po drodze między grupą VAG a miejscem, w którym wystawiają się Hyundai, BMW czy JLR. Po drodze, a jednak nie zwraca na siebie uwagi – nie ma nad wejściem wywieszonych wielkich logo kluczowych marek. Pomijanie jej na trasie jest jednak błędem.
Mnie przywitał już od progu samochód, którego nie widziałem nigdy, a który zawsze mnie fascynował. To legenda, jakich naprawdę mało. Biały kruk wart fortunę, przytłaczający rozmiarami i luksusem oferowanym w swoich czasach: Bugatti Typ 41 Royale Napoleon. Słusznie w pierwszej chwili nie mogłem uwierzyć, że to oryginał. Piękna replika i tak w satysfakcjonującym stopniu pozwoliła mi jednak nasycić się rozmiarami i charakterem tej lokomotywy na kołach.
Podczas 20-minutowego spaceru hala nr 4 nawet na moment nie pozwalała odetchnąć. Zgromadzona tutaj kolekcja, to prawdziwa kawalkada gigantów z najróżniejszych epok. Prawdziwa parada niezrównanych legend.
Nie mogłem uwierzyć, że w tej hali niemal nie było widzów. Przez puste alejki przemieszczał się tylko kataryniarz, którego muzyka stanowiła nieco dziwaczne tło dla egzotycznych, klasycznych maszyn.
Nie sposób wymienić wszystkich samochodów, które na każdym kroku odbierały mowę. Bugatti Veyron, Mercedes 300 SL Gullwing, niezliczone 190 SL, Porsche 911 Carrera 2.7 RS w kilku egzemplarzach, przepiękne 993 Turbo i 993 Carrera RS, Ferrari Testarossa, Ferrari 250 Testa Rossa Scaglietti, Mercedes SLR McLaren Stirling Moss, Mercedes 190 Cosworth, Lamborghini Diablo, Lamborghini Miura, Ferrari 250 GT California SWB i wiele innych. To nawet nie jest jedna dziesiąta tego, co wypełniało halę 4.
Targi we Frankfurcie nie zasypały mnie niestworzoną liczbą premier. Nie zrobiły także wrażenia liczbą wystawców – zdecydowanie było widać brak sporej części dużych producentów. Na pomoc przyszła klasyczna motoryzacja, która obok garstki premier sprawiła, że warto było lecieć tak daleko.