Diesle przejdą do historii. Nowe przepisy od 2025 r.

Unia Europejska przygotowuje się do wdrożenia nowej normy czystości spalin emitowanych przez samochody. Prawdopodobnie ostatniej. Jakie będą skutki regulacji dla zmotoryzowanych, samochodów i ich producentów?

Silnik Diesla
Silnik Diesla
Źródło zdjęć: © WP | Tomasz Budzik
Tomasz Budzik

15.11.2022 | aktual.: 14.03.2023 10:27

W 2035 r. w krajach Unii Europejskiej ma zacząć obowiązywać zakaz sprzedaży nowych samochodów innych niż bezemisyjne. Nim to jednak nastąpi, w życie ma wejść kolejna norma emisji dla pojazdów spalinowych. Euro 7 będzie przełomem, choć nie tak radykalnym, jak sądziła część ekologów. Mimo to norma jest krytykowana przez część producentów samochodów, którzy uważają ją za dodatkową przeszkodę, którą trzeba będzie pokonać na drodze do pełnej elektryfikacji. W końcu na opracowanie sposobów zadośćuczynienia nowej normie producenci będą musieli wydać pieniądze, które mogliby przeznaczyć na rozwój aut elektrycznych.

Jak wyliczyła firma Morgan Stanley, na dostosowanie swojej oferty do normy Euro 7 koncern Volkswagena może wydać 400 mln euro, a Stellantis około 350 mln euro. Nowe przepisy będą gwoździem do trumny dla diesli w samochodach osobowych, a także wpłyną negatywnie na opłacalność produkcji najmniejszych modeli aut. Takie pojazdy z natury powinny być tanie, więc konieczność montowania dodatkowych podzespołów oczyszczających spaliny lub hybrydowych jednostek napędowych oznacza podbicie ceny do mało atrakcyjnego poziomu.

Według planów nowe zasady dla samochodów osobowych wejdą w życie w lipcu 2025 r., a dla pojazdów ciężarowych i autobusów w 2027 r. Co zmieni się, gdy zacznie obowiązywać norma Euro 7? O podsumowanie tych kwestii pokusił się serwis "Automotive News Europe".

Jak zauważa ANE, wskutek wprowadzenia normy z pewnością poprawi się jakość powietrza. Norma Euro 7 przewiduje obniżenie emisji szkodliwych dla zdrowia tlenków azotu (NOx) o 35 proc. względem obowiązujących dziś norm. W przypadku ciężarówek i autobusów ma być to aż 56 proc. Emisja cząstek stałych ma być obniżona o 27 proc. Co więcej, dziś przepisy wymagają, by samochód utrzymywał wartość norm przez pięć lat eksploatacji lub w ciągu 100 tys. km. Według nowych wytycznych ma być to 10 lat lub 200 tys. km przebiegu.

Co ciekawe, jak zauważa "Automotive News Europe", przedsiębiorstwa lobbujące na rzecz firm z branży kontroli emisji, takich jak Johnson Matthey, NGK i Vitesco, przekonywały polityków do znacznie bardziej bezkompromisowych rozwiązań. Jak łatwo się domyślić, firmy tej branży już muszą zastanawiać się nad przyszłym profilem swojej działalności. Władze Unii Europejskiej poszły na kompromis z producentami aut. To oznacza, że doposażenie przyszłych modeli nie będzie tak kosztowne, jak zapewne chciałyby przedsiębiorstwa branży oczyszczania spalin. Po 2035 r. zaś prawie w ogóle nie będzie zainteresowania takimi podzespołami.

Po raz pierwszy przepisy normy będą regulować emisję pyłów powstających wskutek ścierania się opon i klocków hamulcowych. Jeśli chodzi o ten drugi, to do 2035 r. ma on wynosić 7 mg/km, a od 2035 r. już tylko 3 mg/km. Limitu na pył ze ścierających się opon jeszcze nie ustalono. Firmy branży oponiarskiej i specjalizujące się w produkcji klocków czy tarcz hamulcowych będą musiały opracować nowe produkty. Ostatecznie jednak koszty i tak zostaną przerzucone na nabywców. Już dziś firma Brembo deklaruje, że w przypadku zastosowania tarczy Greentive i klocków o odpowiednim składzie emisja pyłów zostaje ograniczona o połowę.

Kto na Euro 7 straci?

Z ekonomicznego punktu widzenia na pewno kupujący. Jak wynika z szacunków, wyposażenie auta osobowego w odpowiedni osprzęt, zapewniający spełnianie nowej normy, będzie kosztowało 304 euro. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to dużym wydatkiem. Warto jednak pamiętać, że to cena na dziś. W ciągu kilku lat inflacja może tę wartość wydatnie zmienić.

Prawdziwa rewolucja czeka jednak pojazdy ciężarowe i autobusy. Tu pierwszoplanową rolę będzie odgrywała konieczność obniżenia emisji NOx aż o 78 proc. – z obecnych 400 mg/km do 90 mg/km. Przewiduje się, że będzie to oznaczało wzrost ceny pojazdu o 2700 euro. To już bardzo konkretna kwota.

Norma Euro 7 będzie też oznaczała w praktyce koniec ery silników Diesla w autach osobowych. Obecnie mogą one emitować 80 mg NOx na km. Po zmianach limitem będzie 60 mg/km. Choć to różnica tylko o 25 proc., to w praktyce może sprawić, że diesle będą opłacalne wyłącznie w modelach nastawionych na długie podróże.

Wprowadzenie nowej normy emisji to z pewnością dobra decyzja z punktu widzenia czystości powietrza w dużych miastach. W czasach, gdy coraz trudniej nadążyć za rosnącymi cenami, nie zyska ona jednak aprobaty w oczach zwykłych kierowców, których czekają jeszcze większe wydatki. Co więcej, w mniej zamożnych krajach UE wejście w życie regulacji może sprawić, że wiele osób dłużej będzie użytkowało swoje stare samochody.

Źródło artykułu:WP Autokult
emisjaspalinyunia europejska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (115)