Embargo na gaz z Rosji. Na pewno będzie drożej
Media od miesięcy biją na alarm, że wraz z wprowadzeniem pełnego embarga na rosyjski gaz kierowcy nie będą mieli czego tankować. Jak się okazuje, jest w tym trochę prawdy. Firmy gazowe szykują się na najgorsze i będą apelować do ludzi. Już w grudniu tego roku odczujemy różnicę.
09.05.2024 | aktual.: 10.05.2024 14:55
Embargo na rosyjskie LPG już obowiązuje, ale zapowiadane rozszerzenie dotknie zakupów kontraktowych, czyli importu na wielką skalę. Jak dużą?
Rosja to główny dostawca gazu do Polski. Jak wynika z raportu rocznego Polskiej Organizacji Gazu Płynnego (POGP), łączne dostawy gazu płynnego w 2023 r. wyniosły 2625 tys. ton. Była to wielkość przekraczająca łączny poziom konsumpcji w Polsce. To m.in. dlatego, że Polska również eksportuje gaz, głównie do Ukrainy. W ciągu dwóch lat od rosyjskiej inwazji eksport LPG do Ukrainy wzrósł z poziomu 10 tys. ton w 2021 r. do 390 tys. w 2023 r.
W ujęciu procentowym udział Rosji jako dostawcy spadł rok do roku z 47,1 do 45,8 proc. Ważnym źródłem LPG dla Polski pozostaje Szwecja, skąd w roku ubiegłym sprowadziliśmy 585 tys. ton (22,3 proc. udziału). Zwiększył się także udział dostaw z Wielkiej Brytanii, Niderlandów i USA.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak importujemy gaz? Drogą morską jest transportowane ok. 40 proc., a koleją ok. 48 proc. dostaw. Reszta to transport drogowy. Przewaga kolei wynika z tego, że w ten sposób jest przewożony gaz z Rosji do wschodnich terminali. Z pozostałych rynków gaz płynie do nas głównie drogą morską. Powyższe dane są dość istotne do zrozumienia sytuacji, w jakiej znajdziemy się już w przyszłym roku.
Fundamentalna zmiana już 21 grudnia 2024 r.
Pełne embargo na rosyjski gaz wejdzie po 20 grudnia 2024 r. Nieduże grono przedsiębiorców i tak będzie je omijać, transportując gaz przez pośredników z innych krajów, którzy zaopatrują się w Rosji. Niemniej, najwięksi dostawcy będą musieli "przestawić wajchę".
– Będzie to zmiana fundamentalna dla polskiego rynku gazowego – mówi dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl. – Sytuacja może wyglądać tak, że nie przejdziemy przez tę zmianę łatwo, ale przez nią przejdziemy, biorąc pod uwagę to, jak firmy się do niej przygotowują.
Rosyjski gaz trafia do Polski nie tylko dlatego, że jest najtańszy, ale też najłatwiej go dowieźć, czyli koleją. W branży nieraz narzekano na zaburzone dostawy z Rosji, ale były one zazwyczaj krótkie i bez dużego wpływu na cenę. Jak wspomniał ekspert, gazu na świecie nie brakuje i jest on tani. Jednak Polska ma i będzie miała problemy natury logistycznej.
– W tym momencie większość gazu do Polski przyjeżdża pociągami z kierunku wschodniego na terminale przy wschodniej granicy – wyjaśnia Bogucki. – Tam jest ogromna infrastruktura i możliwość magazynowania gazu w większych ilościach. Pod koniec roku zmieni się kierunek – ze wschodniego na zachodni. Trzeba będzie transportować gaz z Zachodu, z obszaru ARA (portów w Antwerpii, Rotterdamie i Amsterdamie – przyp. red.), Ameryki Północnej, Skandynawii czy Wielkiej Brytanii, co oznacza dłuższą drogę, a więc i droższą. Niewykluczone, że wschodnie terminale będą funkcjonowały jako huby logistycznie. Mamy oczywiście trzy terminale morskie, ale one nie zaspokoją całego polskiego rynku.
Rola transportu morskiego LPG musi w nadchodzących latach rosnąć, jeśli mamy mieć ciągłe dostawy, a ceny miałby się utrzymać na rozsądnym poziomie. Oczywiście to, czego nie uda się przetransportować morzem, musi dotrzeć do nas drogą kolejową, a w ostateczności cysternami drogowymi. Niestety infrastruktura kolejowa może nie być na to gotowa. Wiele wskazuje na to, że będziemy mocno uzależnieni od kolei niemieckich, co może budzić pewne obawy.
Podczas Forum Paliw Gazowych 2024 Robert Stępień z Primagaz Central Europe GmbH podkreślał, że inwestycje infrastrukturalne w Polsce są opóźnione, a w efekcie wąskie gardła logistyczne pozostaną w najbliższych latach problemem.
Dowiedziałem się, że firmy importujące gaz szykują się do nadchodzącego sezonu grzewczego w taki sposób, że kupują zbiorniki kolejowe, nawet używane, by zatankować je w większości rosyjskim gazem jeszcze przed wprowadzeniem embargo. Staną się hubami logistycznymi na zimę i ustabilizują sytuację cenową w najtrudniejszym momencie. Wszystko po to, by w zbliżającym się kryzysie logistycznym zapewnić ciągłość dostaw gazu, aby nikomu nie zabrakło go przynajmniej do ogrzewania, a wzrost ceny był jak najmniej odczuwalny.
Co robi rząd?
Pisząc rok temu o przyszłości LPG w Polsce, rozmawiałem z Bartoszem Kwiatkowskim, dyrektorem Polskiej Organizacji Gazu Płynnego. Podkreślił on wagę problemu transportu, a za wąskie gardło uznał kolej. Co do tej pory zrobił rząd?
Podczas Forum Paliw Gazowych 2024 wiceminister klimatu i środowiska Miłosz Motyka zapewnił branżę gazową o woli wspólnego rozwiązywania problemów wynikających z embarga i zaprosił do dialogu w tej sprawie. Branża dostała sygnał, że Ministerstwo Infrastruktury ma środki, by w razie zakłóceń dostaw gazu priorytetyzować jego transport.
Pewnym wąskim gardłem może okazać się Departament Ropy, Nafty i Gazu, który ma być wydzielony z Ministerstwa Klimatu i Środowiska i trafić pod skrzydła Ministerstwa Przemysłu. Tak duże zmiany mogą spowodować, że rząd będzie pracował z opóźnieniem. Jeszcze w lutym w kuluarach mówiło się nawet o potencjalnym kolejnym przesunięciu embarga. Jednak teraz nastroje w branży gazowej wyraźnie się poprawiły.
7 maja odbyło się drugie spotkanie w ministerstwie z przedstawicielami branży gazowej, na którym był m.in. Bartosz Kwiatkowski, dyrektor Polskiej Organizacji Gazu Płynnego.
– Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią ministra Miłosza Motyki, wczoraj odbyło się spotkanie z branżą w Ministerstwie Klimatu i Środowiska i będą kolejne – mówi Bartosz Kwiatkowski, z którym rozmawiałem 8 maja. – Ministerstwo chce słyszeć od branży, jak idą przygotowania do wdrożenia sankcji. Branża zgłasza ważne kwestie, ministerstwo wykazuje zainteresowanie, monitoruje sytuację, więc ma świadomość wagi tematu. Uzgadniamy obecnie instrumenty, które mają zmniejszyć szczytowy popyt na LPG w zimie. Dystrybutorzy gazu płynnego będą informować klientów w segmencie ogrzewania, rolnictwa i przemysłu, że znacznie taniej będzie zatankować zbiorniki na sezon grzewczy w okresie letnim, gdy mamy na rynku polskim bardzo dużo gazu, niż pod koniec roku. Takie zachowanie klientów zmniejszyłoby popyt jesienią i w tym najtrudniejszym okresie zimowym.
Jak wzrosną ceny gazu w Polsce?
Niewątpliwie wzrosną, ale na wstępie zaznaczę, że mowa tu o gazie płynnym (propan i butan, LPG, autogaz), a nie gazie ziemnym, który rurami płynie do wielu mieszkań. Wspominam o tym, ponieważ w mediach te dwa różne paliwa często są określane bez żadnego rozróżniania po prostu gazem, niezależnie od tego, o którym z nich mowa.
Najmocniej wzrost cen mogą odczuć kierowcy korzystający z LPG. Ich samochody nie będą priorytetem w polityce gazowej.
– Od nowego roku będzie to odczuwalne i na początku kierowcom może być trudniej – wyjaśnia dr Jakub Bogucki. – Jeśli gazu będzie zbyt mało, to priorytetem będzie zaspokojenie tzw. klienta grzewczego, czyli najpierw gaz w postaci czystego propanu trafi do gospodarstw domowych i firm, a w drugiej kolejności do zbiorników samochodów. Jak wiadomo, pojazdy na autogaz mogą też jeździć na benzynie, natomiast ogrzewania propanem nie da się szybko wymienić na inne. Więc może być tak, że kierowcy przez chwilę będą musieli pojeździć na benzynie.
Bartosz Kwiatkowski z POGP twierdzi, że nikt nie zna odpowiedzi na pytanie o cenę gazu po wprowadzeniu embarga. Podejrzewa, że będzie to wzrost o około 20 proc., bo o tyle gaz rosyjski jest tańszy od zachodniego. W okresie przejściowym, czyli w grudniu, cena może gwałtownie wzrosnąć, ale na krótko.
– Może być tak, że przez kilka tygodni cena przy dystrybutorze wzrośnie do poziomu porównywalnego z okresem, kiedy rozpoczęła się rosyjska pełnoskalowa inwazja na Ukrainę, a potem zacznie się stabilizować na nowym poziomie, odzwierciedlającym cenę LPG z kierunków nierosyjskich – spekuluje Bartosz Kwiatkowski. – Później do ceny powyżej 3 zł za litr autogazu trzeba się będzie przyzwyczaić na dobre, bo taniej już na pewno nie będzie. Obecna cena jest wyjątkowo niska, odpowiada 42 proc. ceny litra benzyny, a takiej już w przyszłym roku nie będzie. W minionych latach ta proporcja kształtowała się na poziomie 46-56 proc. ceny benzyny, a autogaz pozostawał atrakcyjną opcją. Tak też będzie w przyszłości, gdy będziemy jeździć na gazie z Niemiec, USA czy Norwegii.
Ciekawy pogląd zaprezentował wiceprezes Argus Media David Appleton. Jego zdaniem cena LPG w Polsce będzie kształtowana na podstawie zupełnie innych czynników niż dotychczas. W ujęciu globalnym zależy ona głównie od podaży największego eksportera, czyli USA i popytu największego importera, czyli Chin. Polska do końca roku była całkowicie odizolowana od tych czynników ze względu na dostawy koleją z Rosji. Teraz będą one kluczowe.
Dla rosyjskiej gospodarki i dochodów do budżetu, eksport gazu jest praktycznie nieistotny i brak obecności na polskim rynku będzie całkowicie nieodczuwalny. Rosja zwiększy eksport gazu do swoich największych odbiorców, czyli Turcji oraz krajów wschodniej Azji, m.in. do Chin. Prawdopodobne, że zwiększenie eksportu gazu z Rosji do krajów Azji spowoduje zmniejszenie popytu na gaz amerykański, co korzystnie wpłynie na wspomniany czynnik relacji podaży i popytu. Więc głównym czynnikiem wpływającym na cenę LPG w Polsce może pozostać koszt transportu.
– Branża autogazu uodporniła się już na sensacyjne nagłówki w mediach – mówi Maciej Prośniewski z serwisu gazeo.pl. – Zarówno warsztaty, jak i kierowcy podchodzą ze spokojem do tejkweestii, a zwłaszcza do tematu "końca branży autogazu", który znamy niemal od początku jej istnienia.
Gaz obecnie kosztuje średnio ok. 2,90 zł/l, a może kosztować nawet 3,50-3,60 zł/l. Taka cena akurat mieści się w 20 proc., o których można spekulować. O tyle podrożał gaz na Ukrainie, kiedy polscy rolnicy zablokowali przejścia graniczne i rynek autogazu w tym kraju mocno się zachwiał.
Dalszych wzrostów cen gazu należy spodziewać się wraz z wdrażaniem tzw. zielonego ładu i systemu ETS2, czyli europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. Dystrybutorzy będą musieli kupować uprawnienia do emisji dla danego paliwa. Według Roberta Jeszke, szefa Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych, dla konsumentów gazu oznacza to kolejny kilkunastoprocentowy wzrost cen od 2027 r. i prawdopodobnie znacznie wyższy od 2030.
Tu jednak należy pamiętać, że dokładnie to samo będzie się działo z tradycyjnym paliwem, tj. olejem napędowym i benzyną, więc stosunek ceny gazu do benzyny, który jest kluczowy dla kierowców, może pozostać niezachwiany. Nawet jeśli gaz podrożeje o 20 proc., co jest całkiem prawdopodobne, to i tak relacja ceny gazu do benzyny wciąż będzie opłacalna dla kierowców jeżdżących na LPG.