"Chcieliśmy opowiedzieć historię gran turismo" – o Stingerze z jego twórcą, projektantem Kii Gregorym Guillaume

"Chcieliśmy opowiedzieć historię gran turismo" – o Stingerze z jego twórcą, projektantem Kii Gregorym Guillaume

Mateusz Żuchowski
30 kwietnia 2018

Kia Stinger to samochód, którego obecność na drogach odbiła się szerokim echem także w Polsce. Czterodrzwiowe coupe z Korei cieszy się dużym zainteresowaniem głównie ze względu na swój sensacyjny wygląd. Wykorzystaliśmy więc okazję, by porozmawiać z autorem tego projektu, szefem designu Kii w Europie Gregorym Guillaume.

By przekonać się, jak poważnie Kia traktuje kwestię designu, wystarczy tylko wspomnieć fakt, że jedną z trzech najważniejszych osób w firmie jest już od kilku lat Niemiec Peter Schreyer, designer odpowiedzialny podczas poprzedniego etapu swojej kariery za wygląd jednych z najbardziej stylowych modeli w Grupie Volkswagena.

Postać Schreyera jest tu przywoływana ponieważ to właśnie jej Guillaume zawdzięcza swój rozkwit w Kii: Francuz poznał swojego przyszłego szefa właśnie w Volkswagenie i wraz z nim opuścił ten niemiecki konglomerat, rzucając się w nieznane. Obydwaj mieli być jednymi z kluczowych osób w misji uczynienia z Kii marki łapiącej za serce designem i wyróżniającej się charakterem. Misji, która w 2005 roku wydawała się co najmniej trudna do zrealizowania, jeśli nie w ogóle nierealna. Przeszło dekadę później Guillaume kieruje kilkudziesięcioosobowym zespołem stylistów w biurze designu Kii we Frankfurcie i właśnie zbiera ode mnie pochwały za rewelacyjny projekt Stingera – samochodu, który w dużej mierze także przez swój wygląd stał się naszym urzędującym Samochodem Roku Wirtualnej Polski.

Spotykamy się z powodu Kii Stinger, którą osobiście uważam za naprawdę oszałamiająco wyglądający wóz.

Ah, dziękuję. Rzeczywiście jest to projekt, z którego jestem szczególnie zadowolony. Stinger jest w całości dzieckiem naszego studia stylistycznego we Frankfurcie. To my wpadliśmy na ten samochód i to my doprowadziliśmy go do końca. Nie było to wcale takie proste, droga Stingera do produkcji seryjnej także miała swoje wzloty i upadki. Musieliśmy się mocno napracować, by przekonać centralę w Korei do zrozumienia tego projektu i wydania mu zielonego światła. Ale nie jest to samochód, na który da się patrzeć bez emocji. Projektując nadwozie Stingera chcieliśmy nim opowiedzieć historię wozów gran turismo. Potrzebowaliśmy więc tradycyjnie dużego rozstawu osi, wdzięcznie opadającej linii dachu, ale i przepastnej, komfortowej kabiny. W momencie, w którym zdecydowaliśmy się, że będzie to auto uosabiające klasykę GT, cały proces tworzenia stał się naturalny, niemal automatyczny.

Kia Stinger (2017) (fot. Filip Blank)
Kia Stinger (2017) (fot. Filip Blank)

Jak więc należy rozumieć ten projekt? Niesie on jakieś szczególne przesłanie, to pokaz siły marki, czy po prostu rynkowy produkt obliczony na ekonomiczny zysk?

Ma wiele ról. Jesteśmy świadomi, że w Europie z samochodem tego typu nie jesteśmy w stanie uzyskać jakichś spektakularnych wyników sprzedaży. Tutaj czterodrzwiowe gran turismo ze znaczkiem Kii będzie niewątpliwie trudnym towarem do sprzedania. Ale jest on potrzebny: pomaga zmieniać postrzeganie tej marki w Europie. Sam jeżdżę Stingerem i za każdym razem, gdy wjeżdżam nim do centrum Frankfurtu, ludzie obracają głowy, zatrzymują się, zwracają na niego uwagę. I to we Frankfurcie – mieście, które raczej nie może narzekać na brak okazałych samochodów na ulicach! Ludzie na początku najczęściej nie wiedzą, że to Kia, ale gdy uzmysłowiają sobie ten fakt, to zaczynają myśleć o tej marce inaczej.

Zarząd Kii nie jest jednak przyzwyczajony do tego, by robić sztukę dla sztuki i tworzyć jakieś modele tylko dla samej idei. Projekt ten nie zostałby wprowadzony do produkcji, gdyby nie było rynków, na których Stinger może sprzedaż się w dużej ilości. Jednym z takich rynków ma być USA – tutaj oczekiwania co do rynkowego wyniku rzeczywiście są wysokie.

Gregory Guillaume (fot. Mateusz Żuchowski)
Gregory Guillaume (fot. Mateusz Żuchowski)

Stinger cieszy się jednak już ze świetnego przyjęcia w Europie, w tym także w Polsce. Czy to zmotywuje europejski dział Kii do tworzenia kolejnych modeli tego typu albo przemycania detali bądź bryły Stingera do innych segmentów, na przykład kompaktów czy SUV-ów?

To zależy. Przyjęcie Stingera rzeczywiście było fenomenalne, ale przekonajmy się najpierw, jak przełoży się ono na realne wyniki sprzedaży. Wróć do mnie z tym pytaniem za jakieś trzy lata i wtedy będę w stanie na nie odpowiedzieć. Mam jednak nadzieję, że będzie to odpowiedź twierdząca. Projektanci samochodów są chyba ostatnimi osobami w firmie, które trzeba przekonywać do odważnych, rozwojowych pomysłów.

Ale to przyjęcie Stingera, czy nawet sam fakt jego debiutu, już pracuje na zmianę wizerunku Kii w całej Europie.

Nad tym zastanawiałem się najwięcej. Gdy pokazywaliśmy pierwszy concept car zapowiadający ten model w roku 2011 miałem poważne obawy co do tego, jak nasza praca zostanie odebrana przez publiczność. Był to wszakże wytwór Kii – marki, która jeszcze jakąś dekadę wcześniej w przemyśle motoryzacyjnym nie znaczyła praktycznie zupełnie nic. Czy Kia w ogóle mogła pozwolić sobie na samochód tego typu?

Kia zapowiadała model Stinger już w 2011 roku tym prototypem (fot. Kia)
Kia zapowiadała model Stinger już w 2011 roku tym prototypem (fot. Kia)

Szczęśliwie teraz, w 2018 roku, nikt już nie kwestionuje znaczka Kii na Stingerze. To samochód, który niczego nie udaje – jest dobry pod względem jakości, prowadzi się tak, jak wygląda. Cieszę się, że ludzie zaakceptowali Kię w takim wydaniu. Ale czasem mam też wrażenie, że liczyli na model tego typu ze strony Kii. Oczekiwali od nas takiego odważnego, ambitnego kroku.

Stinger jest dzieckiem frankfurckiego studia projektowego Kii. Jak duży udział ma ta niemiecka komórka w kreowaniu Kii jako całej firmy? Czy Stinger jest koreańskim samochodem, jeśli został zaprojektowany przez Francuza w Niemczech?

Kia jest koreańską firmą, ale odkąd do niej dołączyłem – czyli w przeciągu ostatnich trzynastu lat – zdążyła już ona uruchomić studio projektowe w Europie i kolejne w Kalifornii. Centrala w Korei wykorzystuje potencjał tych dwóch miejsc w stu procentach. Bierzemy bezpośredni udział w kreatywnym procesie powstawania nowych modeli i często są nam powierzane zadania o nawet większym znaczeniu niż te, którymi zajmują się sami Koreańczycy. W studiu we Frankfurcie zajmowaliśmy się wszystkimi modelami, które są sprzedawane globalnie. Koreańczycy naprawdę traktują nas po partnersku i chcą wciągnąć zarówno Europejczyków, jak i Amerykanów w samo serce marki, tak abyśmy wszyscy nadawali jej jeszcze atrakcyjniejszy kierunek rozwoju. To europejskie studio nie jest po prostu miłym gestem, którym można się pochwalić, a jednym z podstawowych składników obecnej strategii Kii.

Gregory Guillaume przed swoim najnowszym dziełem (fot. Mateusz Żuchowski)
Gregory Guillaume przed swoim najnowszym dziełem (fot. Mateusz Żuchowski)

Wybiegnijmy jeszcze trochę w przyszłość. Obecnie stoimy u progu rewolucji, w której nowe oblicze samochodów będzie dyktowała elektryfikacja napędów i autonomizacja prowadzenia. Czy z perspektywy stylisty Kii te wielkie zmiany są niepokojącym wyzwaniem, czy wręcz przeciwnie – wyczekiwaną szansą na jakieś nowe dokonania?

To na pewno będzie duże wyzwanie dla całego przemysłu motoryzacyjnego, nie tylko projektantów. Więcej namiesza niewątpliwie technologia autonomicznego prowadzenia, i będzie stanowiła ona problem nawet nie tyle dla producentów, co klientów – nagle obudzą się w nowych realiach, do których będą musieli się przyzwyczaić. Tak czy inaczej, nie martwiłbym się o projektantów: ich pracą jest kreatywne nastawienie i wymyślanie nowych, bezprecedensowych rozwiązań, więc akurat z ich perspektywy nic się nie zmienia. Teraz może co najwyżej więcej z tych swoich szalonych pomysłów będą mogli przenosić na rzeczywistość.


(...biorąc pod uwagę, na ile już teraz zarząd Kii ufa zespołowi Guillaume’a, najbliższe lata zapowiadają się dla tej marki naprawdę obiecująco.)

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (0)