Bierz, co jest i nie narzekaj. Kupno nowego auta to spacer po polu minowym

Bierz, co jest i nie narzekaj. Kupno nowego auta to spacer po polu minowym

Kia sprzedawała to, co stoi na placu, teraz ma problemy z przekładniami automatycznymi
Kia sprzedawała to, co stoi na placu, teraz ma problemy z przekładniami automatycznymi
Źródło zdjęć: © fot. Filip Blank
Mateusz Lubczański
04.06.2022 06:09, aktualizacja: 13.03.2023 17:04

Jeśli planujesz zakup nowego auta, do wyboru masz w praktyce dwie opcje – albo wziąć to, co stoi na placu, albo zamówić samochód i odebrać go nawet pod koniec… 2023 roku. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, czego może braknąć – elektroniki, skrzyń biegów czy najprostszych kabli.

Do tego, że brakuje półprzewodników i elektroniki zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale konflikt w Ukrainie doprowadził do kolejnych zaburzeń w sieci dostaw. To sprawia, że spotykamy się z sytuacjami niemal absurdalnymi. Jeden z dealerów Škody oferuje kompaktowe octavie, które są bogato wyposażone. Tak bogato, że ich ceny sięgają 200 tys. zł.

– To samochody przeznaczone na rynki zachodnie. Skoro i tak trzeba wyposażyć auto w półprzewodniki, lepiej, by dało się na nim zarobić – mówi mi jeden ze sprzedawców. Drugi dodaje, że auta sprzedawane są od ręki, bez rabatu, bo to "jedyny sposób na zarobek w tych dziwnych czasach". Na pytanie: ile musiałbym czekać na "biedne" auto, odpowiedział, że co najmniej 12 miesięcy. Ale niektórzy klienci tracą cierpliwość i idą do konkurencji.

Jeszcze gorzej jest w przypadku bliźniaka Octavii, Volkswagena Golfa, który do odbioru może być pod koniec 2023 roku. Nie, to nie pomyłka. Jeśli jednak chciałbym kupić podniesionego T-Roca w topowym wydaniu R z 300-konnym silnikiem, znajdzie się na niego miejsce już za trzy miesiące. Co więcej, drogiego i elektrycznego ID.5 można jeszcze odebrać w tym roku. Tłumaczenie? – To tylko moja teoria, ale podniesione auta po prostu sprzedają się lepiej – mówi sprzedawca.

Co zamawiać, a czego unikać?

Jeśli już chcemy, żeby auto przyjechało do nas jak najszybciej, warto zrezygnować z dodatkowego wyposażenia. W Grupie VAG sprzedawcy przyznają, że z opóźnieniami trzeba się liczyć, zamawiając hybrydy plug-in, system ostrzegający o pojeździe w martwym polu, elektrycznie otwierane klapy czy reflektory wycinające nadjeżdżające auta ze snopu światła.

Kwestia reflektorów (nazywanych "matriksami") jest znana również w Mercedesie. Tutaj dodatkowo warto ograniczyć się z zamawianiem ładowarki bezprzewodowej w Klasie A i C, choć jest to tak naprawdę loteria. – Klienci zaakceptowali taką sytuację – mówi jeden ze sprzedawców, choć jak sam wspomina, zdarzyło się, że hybryda plug-in przyjechała do salonu bez najprostszego kabla do ładowania.

– Na pewno powstrzymałabym się od brania czegokolwiek z dużą ilością elektroniki – mówi osoba związana z popularniejszą marką klasy średniej i zwraca uwagę na fotele. Lepiej dobrać prostszą konstrukcję niż np. regulowaną w kilkunastu kierunkach, które ustawimy raz. Zmianę widać również w klasie premium – w BMW iX regulacja lędźwi oferowana jest tylko dla kierowcy.

Nie tylko elektronika

Co ciekawe, problemem jest nie tylko elektronika. Koreańska Kia i Hyundai szturmem wjechały na podium sprzedaży, bowiem miały po prostu auta na placach. Teraz okazuje się, że gdybyśmy chcieli zamówić samochód kompaktowy, trzeba poczekać na niego cztery miesiące, ale dołożenie przekładni automatycznej wydłuża ten czas do ośmiu miesięcy. – Nie wiem, czego tak naprawdę brakuje, ale nie zamawiamy takich samochodów – mówi jeden ze sprzedawców.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)