Aston Martin DB11 (2016) - premiera
Era turbo dotyczy wszystkich, nawet najbardziej opornych marek. Dotyka nie tylko konserwatywnych producentów, ale także tych, którzy tworzą samochody sportowe najwyższej klasy. BMW M oraz Mercedes AMG od jakiegoś czasu produkują turbosportowe samochody. Porsche mami klientów purystycznym 911 R, by po drugiej stronie stajni postawić doładowanego Boxstera i Caymana. Lamborghini jeszcze czeka, ale Aston Martin już uległ. Oto brytyjski do szpiku krwi Aston Martin DB11 wprowadza markę w erę turbo.
Tę erę rozpoczyna 5,2 litrowa jednostka napędowa, klasycznie dla Astona V12, ale już z systemem twin-turbo. Czy to źle? Trudno ocenić. Powinniśmy zapytać klientów, ale wydaje nam się, że przedstawiciele Astona już to sprawdzili. W efekcie dadzą im niewysilony motor o mocy 608 KM osiąganych przy 6500 obr./min i niespotykany dotąd w samochodach tej marki moment obrotowy o maksymalnej wartości 700 Nm przy 1500 obr./min. Oto nowy silnik ery turbo. 115 KM z litra pojemności to niewiele, co pozwoli pobawić się tunerom bez kosztownych ingerencji w konstrukcję jednostki napędowej. Producent nic nie wspomina w specyfikacji o rodzaju wtrysku paliwa, ale jest pewne na 99 proc., że to wtrysk bezpośredni. Motor rozpędza ważący 1770 kilogramów samochód w 3,9 s do 100 km/h, a podana przez producenta prędkość maksymalna to 322 km/h. W erze turbo nie mogło zabraknąć systemu start-stop.
W erę turbo wchodzą nie tylko silniki, ale również przekładnie, które z nimi współpracują. By osiągnąć najwyższą wydajność, DB11 ma teraz 8 biegów przełączanych automatycznie w skrzyni ZF z przekładnią hydrokinetyczną. Wał napędowy wykonano z włókna węglowego, a w mechanizmie różnicowym mamy częściową blokadę. Ponadto układ korzysta z systemu Active Torque Vectoring. O przyczepność dbają opony Bridgestone S007 o rozmiarze 255/40 ZR20 z przodu i 295/35 ZR20 z tyłu. W przedniej osi zainstalowano 400-milimetrowe tarcze hamulcowe, a te z tyłu mają średnicę 360 mm. Większe zatrzymują 6-tłoczkowe zaciski, natomiast mniejsze tylko 4-tłoczkowe. Resorowanie odbywa się poprzez podwójne wahacze z przodu z amortyzatorami o zmiennej sile tłumienia, natomiast z tyłu mamy klasycznie oś wielowahaczową, również z adaptacyjnymi amortyzatorami, które mogą pracować w trybach: GT, Sport & Sport +.
Nadwozie, którego opisywać nie będziemy ponieważ to wam pozostawimy ocenę wyglądu, jest wreszcie takie, że nie potrzebujemy kilku chwil na rozpoznanie modelu. Ma wyjątkowo - szczególnie jak na Aston Martina - oryginalny wygląd. Zwłaszcza jego ostra, tylna część z cieniutkimi paskami diod, ułożonymi w charakterystyczny i modny ostatnio bumerang oraz odcinający się od reszty dach, który z tyłu wygląda, jakby był składany.
Samochód ma długość 4739 mm, szerokość 1940 mm i 1279 mm wysokości. Rozstaw osi to 2805 mm. Pomieści teoretycznie czwórkę pasażerów i 270 litrów bagażu. Jak przystało na wóz GT, większa część masy przypada na przednią oś, ale w obliczu jednostki V12 za sukces można uznać wyważenie pomiędzy osiami na poziomie 51:49 (przód:tył). Osiągnięto to stosując lekkie materiały, m. in. aluminium.
Kabinę zaprojektowano z myślą o ergonomii i komforcie. Dużą uwagę przywiązano do otworów drzwi, które mają zapewnić jak najwygodniejsze wsiadanie. Fotele zainstalowano w taki sposób, by mogły pomieścić bez żadnych wyrzeczeń wyższe osoby, które nie czują się najlepiej w innych modelach. Powiększono również przestrzeń na nogi dla pasażerów jadących z tyłu, a ponadto zadbano o mocowania ISOFIX. Moim zdaniem, kabina nie należy do najpiękniejszych w historii Astona. Niezbyt poważnie – jeżeli można użyć tego określenia – prezentuje się kształt deski rozdzielczej oraz sposób obszycia foteli. Również centralny panel wygląda jakby zaprojektowała go firma pokroju Spykera czy inny garażowy wytwórca, chcący pokazać coś oryginalnego. O kierownicy nie chciałbym się w ogóle wypowiadać. Oczywiście nie zabrakło nowoczesnych ekranów TFT i gładzików do obsługi niezliczonych i niepotrzebnych aplikacji, a nie wątpię też, że zastosowano materiały wysokiej klasy.
Aston Martin DB11 ma kosztować 204 900 euro na rynku niemieckim, co daje nam kwotę rzędu 880 tys. zł, oczywiście po przeliczeniu kursu. Samochód wprowadził firmę w nową erę i ciekawi jesteśmy, co jeszcze przyniesie przyszłość.