Arrinera Hussarya przechodzi do historii. Jest "wizytówką polskiej motoryzacji"
Arrinera Hussarya, czyli polski supersamochód, przy którym fotografował się nawet Mateusz Morawiecki, poszedł tą samą ścieżką, jaką szły niemal wszystkie polskie projekty – prosto w otchłań historii. Dzisiejszy premier trafił kilka lat temu w punkt, nazywając go wizytówką polskiej motoryzacji.
16.08.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:31
– Od czasów dwudziestolecia międzywojennego w dziedzinie przemysłu samochodowego nie zrealizowano w Polsce niczego na tak wysokim poziomie. Arrinera Hussarya to przykład polskiego samochodu wyścigowego, który może konkurować z najbardziej uznanymi i doświadczonymi markami. To także wyjątkowa wizytówka polskiej technologii i polskiego eksportu – mówił dumnie jesienią 2016 r. ówczesny wicepremier oraz minister rozwoju i finansów, dziś premier Mateusz Morawiecki.
Nietrudno zauważyć, że faktycznie Arrinera jest poniekąd wizytówką polskiej motoryzacji. Jak wiele takich projektów po prostu upadł, co od kilku lat wydawało się nieuchronne. Redakcja Autokult.pl jako jedna z pierwszych widziała jak powstaje ten samochód od początku i jako pierwsza w Polsce prezentowała projekt wnętrza.
Zobacz także
Oficjalny koniec Arrinery
Prezes Zarządu Arrinera S.A. Piotr Gniadek napisał kilka dni temu do akcjonariuszy:
"Przekazuję na Państwa ręce zaległy raport kwartał za II kwartał roku 2019. Był to okres w którym Spółka zmagała się ze skutkami braku środków na finansowanie rozwoju swojego sztandarowego projektu, to jest supersamochodu Arrinera, oraz ze skutkami wywołanego tym kryzysu organizacyjnego. Pomimo podejmowanych w tym zakresie prób, nie udało się znaleźć niezbędnego finansowania. W efekcie doprowadziło to do podjęcia decyzji o rezygnacji z rozwijania projektu supersamochodu Arrinera i zbycia aktywów związanych z tym projektem, to jest wszystkich posiadanych akcji Arrinera Technology S.A".
Przypomnę, że od lat Arrinera była notowana na giełdzie, ale nie przedstawiła raportu z 2019 r. i słuch o niej zaginął. Można więc stwierdzić, że teraz wróciła do żywych, ale jedynie po to, by ogłosić swój koniec.
Polska myśl techniczna
Od samego początku samochód był projektem, w który wielu nie wierzyło. Realizowany przez Łukasza Tomkiewicza miał być przede wszystkim polski. Koncepcję techniczną rozwijał Krzysztof Stelmaszczuk, aerodynamikę prof. Janusz Piechna i zespół z Politechniki Warszawskiej, a stylistą został Pavlo Burkatskyy, wbrew pozorom również Polak.
Oczywiście Polska nie ma jako takiego przemysłu, który mógłby dostarczyć kluczowe podzespoły układu napędowego, więc te pochodziły od poddostawców (m.in. silnik to amerykański GM LS9). Siedziba firmy też nie była w Polsce, lecz w Anglii, gdzie takie projekty jak Arrinera to niemalże norma. Choć trzeba przyznać, że poszycie z kompozytów węglowych i konstrukcja rurowa zostały wykonane w naszym kraju.
Koncepcję samochodu wyjaśnił członek zarządu i dziennikarz motoryzacyjny Piotr R. Frankowski: "Nasz samochód chcemy dostarczać tzw. gentlemen drivers, czyli dojrzałym kierowcom, którzy osiągnęli odpowiedni status i sukces zawodowy, i teraz są gotowi do podjęcia rywalizacji sportowej na torze w klasie GT". Arrinera miała być szybka i tania – wycenioną ją wówczas na ok. 300 tys. dolarów.
Przypomnę tylko, że wraz z wersją drogową rozwijano również wersję wyścigową, która po prezentacji na Motor Show w Poznaniu bez sukcesów wystartowała w klasie GT3 w 2017 r. na Donington Park w Wielkiej Brytanii. Nieco wcześniej pojawiła się także na brytyjskim Festiwalu Prędkości w Goodwood.
Choć samochód był prezentowany dużej rzeszy potencjalnych odbiorców, był też wsparty przez polskie Ministerstwo Rozwoju, odwiedzał duże polskie miasta, gdzie był fotografowany, to mało kto był zainteresowany zakupem akcji, z których pieniądze miały finansować dalszy rozwój. Inwestorzy się nie znaleźli, klienci również. Skończyło się tak, jak skończyć się miało. Arrinera Hussarya jest kolejną wizytówką polskiego przemysłu samochodowego.