2 nowe marki i 20 nowych modeli. Chińczycy jeszcze nie powiedzieli "stop" w Polsce
Jeśli myśleliście, że polski rynek jest już zalany chińskimi markami, to nie. To jeszcze nie jest koniec. Właśnie wchodzą dwie kolejne, a pod szyldem Asian Automotive Distribution Center zaprezentowano 20 nowych modeli na rok 2025.
Asian Automotive Distribution Center (AADC) to spółka, która skupia wokół siebie chińskie marki i obsługuje także znanego od lat w Polsce SsangYonga. Koreańska marka w 2025 roku oficjalnie zostaje przechrzczona na KGM. Podczas polskiej premiery modelu KGM Actyon zaprezentowano kilka chińskich samochodów, w tym aż dwie zupełnie nowe dla nas marki, które oczywiście w Chinach biją rekordy sprzedaży. Ale po kolei.
KGM, czyli nowa odsłona SsangYonga
Podczas prezentacji nowego SUV-a o nazwie Actyon, opartego na rozwiązaniach pochodzących z modelu o nazwie SsangYong Torres, odniosłem wrażenie, że KGM to nie tylko nowa nazwa, ale też zupełnie nowe rozdanie.
Do historii przechodzi wizerunek marki SsangYong oferującej proste technicznie, konserwatywne samochody dla osób, które wciąż cenią sobie rozwiązania sprzed lat. A do tego były to auta o dziwnej, trudnej do zaakceptowania stylistyce.
Modele zbudowane pod szyldem KGM mają być znacznie bardziej nowoczesne, pociągające, oferujące współczesne rozwiązania, znacznie lepsze materiały i wizerunkowo aspirujące do klasy premium, choć nadal oparte na sprawdzonych podzespołach.
I tak powstał Actyon, który co prawda mocno przypomina Torresa (choć bliżej mu do wariantu EVX), ale stara się to ukryć. W kabinie mamy przepych, ale zaprojektowany z klasą, a nie dalekowschodnią przesadą. Materiały są wizualnie ładne, przeplecione detalami znanymi z segmentu premium mają kusić nie tylko osoby w wieku 60+, ale też młodszą klientelę.
Mi osobiście Actyon się podoba, choć niestety wciąż pasuje do niego określenie "dziwny". Natomiast wnętrze, po otwarciu drzwi, robi "efekt wow". Pod maską silnik benzynowy 1.5 turbo o mocy 163 KM, ten sam, który napędza Korando i Torresa. Do wyboru ma być tradycyjnie manual i automat, napęd przedni i na cztery koła (tylko z automatem), a cena startuje od 159 900 zł.
Forthing też na nowo
Znana od kilku miesięcy marka Forthing, oferująca chińskiego crossovera i minivana, będzie miała do zaproponowania klientom wersje hybrydowe tych modeli i dwa nowe samochody. Pierwszy to luksusowy minivan o nazwie V-Tour - odpowiednik Lexusa LM, ale znacznie tańszy. Natomiast drugi to sedan S-Seven EREV z napędem elektrycznym wspartym silnikiem spalinowym w postaci range extendera, czyli służący wyłącznie do ładowania akumulatora o pojemności 28,4 kWh.
Forthing V-Tour ma być oferowany jako klasyczna hybryda HEV i PHEV z akumulatorem trakcyjnym o pojemności 20,1 kWh. Obie wyłącznie jako siedmiomiejscowe w układzie 2+2+3. Natomiast S-Seven EREW ma silnik elektryczny o mocy 217 KM i spalinowy o pojemności 1,5 litra, który dostarczy energii wtedy, kiedy jej zabraknie. Zasięg na prądzie ma wynosić 235 km, ale to raczej w ruchu miejskim, bo na trasie bateria "wyczerpie" się pewnie po 100-150 km.
Modele, które już są w polskiej sprzedaży, czyli T-Five i U-Tour na rok 2025 przeszły delikatne zmiany w zakresie wyposażenia. Teraz mają systemy Android Auto i Apple CarPlay, adaptacyjny tempomat i systemy wsparcia kierowcy na drodze. Czyli jest już to, na czego brak narzekali klienci. W 2024 roku było ich stu, natomiast plan na 2025 rok to 3000 sprzedanych aut.
Cen opisanych wyżej samochodów, również wariantów hybrydowych modeli T-Five i U-Tour, na razie nie znamy, ale pojawią się one niebawem.
Trzy terenówki od BAIC
Markę BAIC wielu Polaków już przynajmniej kojarzy, a 1731 wyjechało nowymi samochodami z salonów tylko w roku 2024. Co ciekawe, jest to druga po MG chińska marka w wynikach sprzedaży aut osobowych i 32. w grupie wszystkich marek. Jednak ofensywa modelowa nie kończy się na trzech dobrze wycenionych SUV-ach o nazwach Bejing 3, 5 i 7.
Już teraz na rynek wchodzi kolejny SUV o konstrukcji samochodu terenowego (na ramie). To BAIC BJ60, któremu ze swoim ponadpięciometrowym nadwoziem blisko do Toyoty Land Cruisera. Ogólna forma samochodu terenowego kusi prostą, masywną sylwetką i kołem zapasowym umieszczonym na drzwiach bagażnika, choć wyglądem mnie nie zachęca. Ale trzeba przyznać, że przynajmniej nie jest to stylistyczna kopia czegokolwiek, co już znamy.
Na wyposażeniu mamy napęd na cztery koła (dołączany) i dwie blokady mechanizmów różnicowych, ale na razie tylko tyle mogę powiedzieć o zaprezentowanym samochodzie, kupionym przez AADC z Chin wyłącznie na potrzeby prezentacyjne i testowe. Jak się dowiedziałem, specyfikacja tej sztuki nie musi odpowiadać temu, co będzie w Polsce.
Wiadomo natomiast, że pod maską znajdziemy jednostkę benzynową 2.0 turbo o mocy 267 KM, która współpracuje z automatyczną skrzynią biegów ZF i dwubiegowym reduktorem. Jest to więc samochód z krwi i kości terenowy, choć nie każdemu do gustu przypadnie dość filigranowe zawieszenie tylnej osi. Mamy tu poprzeczne wahacze i układ niezależny, a nie sztywny most jak w klasycznych terenówkach.
Wnętrze robi bardzo pozytywne wrażenie, nie trąci "chińszczyzną", choć nie jest tak obszerne jak we wspomnianej Toyocie Land Cruiserze. Dobrze prezentowało się wyposażenie, choć nie można mieć pewności, że takie samo będzie w autach przeznaczonych na Polskę. Wiadomo natomiast, ile ten samochód ma kosztować - 259 900 zł. Przypomnę tylko, że Land Cruiser startuje z poziomu 408 900 zł, a Land Rover Defender 379 900 zł.
Drugim samochodem o podobnej formie jest BJ30, który już technicznie terenówką nie jest, ale nadal tak wygląda. Auto trafi do sprzedaży w 2025 roku w cenie od 184 900 zł. Ma silnik benzynowy 1,5 l w układzie hybrydowym o systemowej mocy 280 KM i elektronicznie sterowany napęd na cztery koła z automatycznie dołączaną tylną osią.
Jednak środowisko offroadowe najbardziej czeka na BJ40, którego zapowiedziano na ten rok, ale importer wciąż negocjuje cenę z fabryką. Jest samochodem rozmiarami zbliżonym do BJ30, ale technicznie to klasyczna terenówka z 2-litrowym silnikiem benzynowym o mocy 245 KM, reduktorem i podzespołami, których nie powstydziłby się żaden zachodni model.
DFSK, czyli SUV-y w supercenach
Pierwszą z zupełnie nowych marek, która wchodzi do portfolio Asian Automotive Distribution Center, jest DFSK. Oferta na polski rynek obejmuje SUV-y z napędami hybrydowymi, które mają wyjątkowo kuszące ceny. Auta prezentują się przeciętnie, niewiele można im na pierwszy rzut oka zarzucić, ale stylistyka i forma wnętrza to nic przełomowego ani ciekawego.
DFSK E5 to siedmiomiejscowy SUV z napędem hybrydowym plug-in o łącznej mocy systemowej 217 KM. Ma przejechać na samym prądzie do 87 km, a głównym źródłem napędu jest benzynowy silnik 1.5 o mocy 102 KM. Auto wyposażono w funkcję V2L, czyli zasilania z akumulatora trakcyjnego urządzeń zewnętrznych. Jednak to co najciekawsze, to cena – od 153 900 zł. Co czyni go najtańszą na rynku hybrydą plug-in i to nie tylko tej wielkości.
Drugi z oferowanych przez markę DFSK model to FX 600 z benzynowym silnikiem 1.5 turbo o mocy 177 KM. Również ma siedmiomiejscowe nadwozie, krótsze raptem o 4 cm. Samochód kosztuje 139 900 zł i w Polsce ma być oferowany z opcjonalną instalacją LPG. To najtańszy obecnie samochód siedmiomiejscowy tej wielkości.
Trzeci i ostatni na razie model marki DFSK to klasyczna użytkowa lekka ciężarówka C31. Właściwie kabina z ramą, w standardzie z zabudową skrzyniową, choć w tym segmencie zabudowa to już rzecz indywidualna. Pojazd ten ma być prosty i tani, i na taki wygląda na zdjęciach, choć nie miałem okazji zobaczyć go na żywo.
Napęd przekazywany na tylną oś pochodzi z silnika benzynowego, który może być opcjonalnie zasilany gazem LPG. W ofercie na razie jest kabina krótka, dwumiejscowa i długa, czteromiejscowa, z paką o długości odpowiednio 2,9 m oraz 2,26 m.
Cena ma być najmocniejszą kartą przetargową, być może dosłownie, bo samochód ten może wygrać niejeden przetarg. Wersja z pojedynczą kabiną kosztuje 81 200 zł netto, a z podwójną 84 500 zł netto.
Marka DFSK ma obecnie skromną sieć sprzedaży liczącą 10 dealerów, ale w roku 2025 celem jest rozbudowanie jej do 20 punktów, a w 2026 roku do 25.
Pickupy jak z Ameryki
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem z daleka Fotona Tunlanda G7, to myślałem, że to Ford Ranger poprzedniej generacji. Na drugi rzut oka nie jest już tak podobny, ale to kolejny przedstawiciel kolejnej nowej u nas chińskiej marki. To czterodrzwiowy pickup mający konkurować ze znanymi modelami jak Ford Ranger, Toyota Hilux czy Isuzu D-Max.
Konkurować przede wszystkim ceną, która startuje z poziomu 109 900 zł netto za wariant ze skrzynią manualną i 119 900 zł za automat. Pod maską 2-litrowy niemiecki diesel o mocy 163 KM, a napęd na cztery koła jest dołączany automatycznie lub zblokowany, więc można tym samochodem jeździć po asfalcie również w trybie 4WD. Ma też reduktor firmy Borg Warner.
Wnętrze jest nijakie, ale nieźle spasowane, przeciętnie wygodne i mniej przestronne niż u konkurentów. Jednak tu cena może mieć większe znaczenie niż fakt, że z tyłu jest trochę za mało miejsca na kolana dorosłej osoby. Konkurencja startuje z poziomu od ok. 140 tys. zł netto.
Ale to nie koniec, bo marka Foton ma w zanadrzu dwa inne modele które mogą zostać wprowadzone do sprzedaży, jeśli będzie zainteresowanie. To już typowa kopia produktów amerykańskich. Tunland V7 wygląda jak Ford F150, a Tunland V9 jak Ram 1500. Niestety w żadnym z nich pod maską nie będzie benzyniaka V6 czy V8, ale diesel taki jak w Tunlandzie G7, tylko z układem mild hybrid.
Prognozowane ceny to 174 900 zł za V7 i 189 900 zł za V9. To również ceny netto, ale mamy do czynienia z samochodami o długości 5,6 m, w stylu klasycznych amerykańskich pickupów. I uwaga, bo choć o marce Foton być może słyszycie pierwszy raz, ale to największy producent samochodów użytkowych w Chinach.