1994 Mercedes-Benz E250TD 20V - panzerkampfwagen

1994 Mercedes-Benz E250TD 20V - panzerkampfwagen

1994 Mercedes-Benz E250TD 20V - panzerkampfwagen
Filip Śpiewak
16.01.2016 10:29, aktualizacja: 02.10.2022 08:51

Balerony są wszędzie. Charakterystyczny klekot Diesla pozna nawet nasza babcia. Szał na pięknie zachowane sztuki, ze znikomym przebiegiem, trwa w najlepsze, a ceny - nawet mniej zadbanych egzemplarzy - poszybowały w górę. Miałem okazję kupić, za rozsądne pieniądze, egzemplarz z przebiegiem bliskim 450 tys. km. Jaki jest samochód po przekroczeniu psychologicznej bariery 200 tys. km?

Baleron jak baleron

Od premiery W124 minęły już rocznikowo 32 lata! Kupa czasu! Co prawda "wąskie listwy" z pierwszych lat to już raczej rzadkość, jednakże sztuki z końca lat 80. i początku 90. to codzienność. Ja dostałem do dyspozycji rocznik 1994, czyli już oficjalną klasę "E". Klasa "E" kojarzy mi się z jednym - z rdzą. "Markę" wyrobił oczywiście następca, zwany "Okularem", jednakże z doświadczenia wiem, że "sto-dwa-cztery" również może ładnie zgnić. W przypadku białasa problem praktycznie nie istnieje. Jedynym elementem jest w sumie standardowo - przednia część przedniego błotnika (tutaj: lewa strona). Można to jednak usprawiedliwić źle wykonaną robotą - błotnik był kiedyś malowany. Pod listwami nic nie chrupie, progi całe. Nie jest źle.

Dziura mocno rzuca się w oczy
Dziura mocno rzuca się w oczy© Filip Śpiewak

Złe natomiast są felgi - pasują tutaj jak pięść do oka, ale zakup nowych to rzecz najmniej potrzebna, więc na razie jeżdżą takie, jakie są.

Pokusiłem się jednak o natychmiastową zmianę białych kierunkowskazów na pomarańczowe. Białe mi nie podeszły a te z wcześniejszych wersji dobrze kontrastują z nadwoziem.

Będąc w okolicy kierunkowskazów można zauważyć piękną dziurę w zderzaku oraz lekko wgięty grill. Podejrzewam najechanie na auto z hakiem. Detale nie przeszkadzające w użytkowaniu, jednak trochę rażą w oczy.

Z tyłu mamy też ślad po nieostrożnym ściąganiu przyczepy - pęknięcie górnej powierzchni zderzaka. Tego jednak prawie nie widać.

Uwagę każdego zwracają za to niesymetryczne lusterka - nie wiem w jakim celu ten manewr zastosowano, ale ważne, że działają.

Jadąc po mieście możemy od czasu do czasu spostrzec odwracające się za nami głowy - często taksówkarzy - więc co by nie było, auto się podoba! Może to przez kolor. Może to przez sentyment do wysokiej jakości wykonania. A może ja po prostu dziwnie wyglądam za kierownicą. Kto wie....

Symetrii nie stwierdzono
Symetrii nie stwierdzono© Filip Śpiewak

I'm blue, da ba dee

Wnętrze Mercedesa zna każdy - założę się, że choć raz ktoś taką taryfą jechał. Jednak w tym egzemplarzu nie znajdziemy misiowych pokrowców, biblijnych postaci ponaklejanych na deskę rozdzielczą czy czterech waniliowych drzewek dyndających na lusterku.

Znajdziemy za to fantastyczną kratę - tak na fotelach jak i na boczkach - a wszystko to w niebieskich odcieniach. Ależ mi się to podoba! Może dlatego, że to mój ulubiony kolor, który przy okazji fantastycznie pasuje do białego nadwozia. Może też dlatego, że w czasach wszechobecnej szarości jest mocno unikalne. Nie wszystkim to jednak leży - słyszałem opinię, że trąci "wiochą" i trudno na to patrzeć. No cóż...

Cudownie!
Cudownie!© @Bartek Żurkowski

Mercedes kojarzy się pewnie większości z całą masą dodatkowego wyposażenia. Na próżno tu jednak szukać klimatyzacji, podgrzewanych foteli czy telefonu.

Z większych udogodnień mamy jedynie elektryczne przednie szyby i elektryczny szyberdach - nic poza tym.

Brakuje nawet oryginalnego radia, jednak wstawiony tu szary Grundig swoją prostotą nieźle się wkomponował. Wstawianie nowoczesnych odbiorników z milionem jaskrawych kolorów na wyświetlaczu, z ogromną gałką i chromowanymi guziczkami powinno być nielegalne - ale to tylko moje zdanie.

Prawdziwym minusem jest niestety brak standardowych uchwytów na kubki.

Zupełnym przypadkiem jednak możemy zmieścić półlitrową/litrową butelkę w przestrzeń pomiędzy fotelem, tunelem środkowym i wajchą od przesuwania fotela pasażera. Powiedziałbym, że to przypadek, ale kto tam Niemców wie...

Boli też fakt, że któryś z poprzednich właścicieli postanowił usunąć przedni podłokietnik. Zakup takiego elementu pod kolor wnętrza to niezłe wyzwanie.

Skrzynia bez zmiennych trybów pracy. Po prawej wspomniane miejsce na butelkę.
Skrzynia bez zmiennych trybów pracy. Po prawej wspomniane miejsce na butelkę.© Filip Śpiewak

Mimo wstawianej już łatki na boku siedzenia kierowcy, czy nieuchronnego pęknięcia drewienka na środkowym tunelu, wszystko trzyma się znakomicie. Fotel kierowcy na pewno dużo tyłków w życiu widział, jednak dalej zapewnia pełny komfort. Miałem ostatnio wątpliwą przyjemność jeździć Oplem Astra z roku 2000, z przebiegiem lekko ponad 300 tysięcy kilometrów. Elementy metalowe konstrukcji siedziska wbijały się w plecy niczym palce masażystki nie czyniące jednak nic dobrego - po 10 kilometrach jazdy, nawet po najlepszej drodze, miałem dość. W Mercedesie natomiast, podróży ze Szczecina do Bydgoszczy nawet nie poczułem.

Przeeeeestrzeeeeń
Przeeeeestrzeeeeń© Filip Śpiewak

No i będąc w temacie wycieczek wszelakich. W bagażniku miejsca jest dość, żeby nawrzucać tam bagażu dla czterech osób, do tego jakiś namiot i śpiwory. Mamy tutaj siatkę oddzielającą bagażnik od tylnej kanapy, która umożliwi nam budowanie piramid z walizek z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa dla pasażerów. W przypadku zakupu np. czterech skrzynek pomarańczy, którymi nie chcemy się chwalić na prawo i lewo, do dyspozycji jest też roleta zasłaniająca nasze dobra.

Do tego dochodzą dwa schowki w podłodze. Jeden bardzo płaski - na kamizelkę odblaskową co najwyżej. Drugi zaś głębszy. Śmiało można tu schować co najmniej 5 pluszowych (lub prawdziwych!) kaczek. Po złożeniu foteli dochodzi jeszcze możliwość spania w aucie. Nadmuchany materac zmieści się tu bez problemu i to przy zamkniętej klapie!

Tyle możliwości!
Tyle możliwości!© Filip Śpiewak

Jeszcze dwie ciekawostki - klapa jest domykana elektrycznie, także nie musimy naparzać nią z całej siły żeby się zamknęła. Delikatnie klapę puszczasz - klik - a silniczek elektryczny - choć nie najcichszy - resztę zrobi za ciebie. W tak "wiekowym" aucie to jest coś.

Druga sprawa - na klapie bagażnika i drzwiach kierowcy mamy odbiornik podczerwieni sterujący centralnym zamkiem. Otwierasz auto - mruga na zielono. Zamykasz - mruga na czerwono. No jakie to fajne! Działa to jednak z bliska i pod odpowiednim kątem - to tylko podczerwień. Na wszelki wypadek normalne zamki na kluczyk w klapie bagażnika i w drzwiach pasażera też są.

"Otworzę klapę, postawię wózek i będę udawał, że byłem na zakupach"
"Otworzę klapę, postawię wózek i będę udawał, że byłem na zakupach"© Bartek Żurkowski

Potrzeba czasu

1994 Mercedes E250TD 20V

Zagrzałem świece raz. Mimo mrozu to wystarczyło. Pięciocylindrowy motor zapalił od strzała wydając z siebie charakterystyczny klekot. Klekot, którego nagranie na płycie mógłbym słuchać w domu. Wbijam "D" i jadę. Powoli. Baaaardzo powoli.

Wolnossący diesel nie jest mistrzem dynamiki. Był moment, że nie mogłem dogonić przyspieszającego ciągnika siodłowego z naczepą. Oczywiście podejrzewam, że jechał na pusto. Mam nadzieję... Warto zatem wcześniej wyjeżdżać z domu, żeby nie dusić Merca w trasie i wyciskać z silnika siódmych potów.

Skrzynia biegów przy zmianie z jedynki na dwójkę nieco szarpie. Można ten moment jednak wyczuć i operując pedałem gazu z odpowiednią czułością pozbyć się dyskomfortu. Specjalista od skrzyń biegów mówi, że wszystko jest w porządku. Może ja jak zwykle przesadzam. Dwójka, trójka, czwórka i koniec. Więcej biegów nie ma, choć jeszcze ten jeden by się przydał. Przy 120 km/h mamy już grubo ponad 3000 obr./min, a jadąc autostradowe 140-150 km/h obroty oscylują w granicach 4000 obr./min.. Niefajnie. Do tego, powyżej 90 km/h dochodzi lekkie wycie dyferencjału. Oczywiście można podgłośnić radio i udawać, że problem nie istnieje, jednak większą przyjemność z jazdy można odczuć przy niższych prędkościach.

pl. Orła Białego
pl. Orła Białego© Bartek Żurkowski

Turlając się po mieście licznikowe 60 km/h (przekłamuje w górę) jedyne co nas otacza na gładkiej drodze to cisza. Samochód jest świetnie wytłumiony. Prowadzi się pewnie, wspomaganie kierownicy nie jest przesadzone, ale szybkie pokonywanie zakrętów zostawię raczej marce z Bawarii. W Mercedesie jednak nie mam ochoty na wyścigi. Nie od tego on jest - przynajmniej nie w tej wersji.

Samo przemieszczanie się po kostce brukowej nie powoduje dyskomfortu. Na liczniku kilometrów za czwórką są dwie trójki. I tak pewnie skręcone. Mimo to w otoczeniu kierowcy nic nie trzeszczy, nic nie odpada a fotel nie skrzypi. Niestety w przypadku kombi jest jeden, irytujący mankament. Tak jak zawieszenie stoi na wysokim poziomie świetnie wybierając dziury - tak klapa bagażnika, czy cholera wie co, na każdej większej nierówności wydaje głuchy dźwięk. Drugi raz z rzędu nie mam do tego szczęścia a jestem bardzo wyczulony na wszelkie odgłosy. Na szczęście na pokładzie jest ratująca sytuację kaseta Deep Purple. Ciepły nadmuch na nogi i do przodu! Tym autem chce się jechać. Tak po prostu. Byle gdzie.

Olej po frytkach... Hmm....
Olej po frytkach... Hmm....© Bartek Żurkowski

Do wyboru, do koloru

Merc, po przejechaniu stu kilometrów, zadowolił się jedynie ośmioma litrami oleju napędowego w mieszanym trybie jazdy. Zbiornik paliwa o pojemności 72 litrów powinien nam realnie starczyć na jakieś 700 kilometrów, zakładając że mieszkamy poza miastem oraz nie jeździmy na rezerwie. Nie jest to tragiczny wynik. W trasie, przy prędkościach do 120 km/h, załadowane czterema osobami auto pali około 7 litrów na setkę. Jeśli dodamy do niego słynną niezawodność to można śmiało powiedzieć, że auto jest na mocną piątkę.

Wygląd - jest.

Wygoda - jest.

Niezawodność - jest.

Modny kolor - jest. A jak nie jest to zaraz będzie.

Praktyczność - jest. Po rozłożeniu foteli można w nim nawet spać. Klapę zamkniemy nawet po wrzuceniu do środka nadmuchanego materaca.

Celownik - jest.

Raz na tydzień wystarczy
Raz na tydzień wystarczy© Filip Śpiewak

Na rynku każdy znajdzie coś dla siebie. Kręcące drugi raz jeden licznik "majonezy"; użytkowane bezdusznie od kilkunastu lat w Polsce egzemplarze z listwami na wkręty; w miarę świeżo sprowadzone sztuki z Niemiec, o które świadomi właściciele starają się dbać jak mogą; piękne sztuki zza zachodniej granicy w cenie przekraczającej z reguły 15 tysięcy złotych, czy wręcz kolekcjonerskie okazy z Japonii/Szwajcarii ze znikomym przebiegiem w cenach oscylujących wokół 30 tysięcy złotych. Nie wspominam już nawet o wersjach 500E/E500.

Białe kombi kosztowało mnie 6000,- złotych a kolejne naprawy zbliżające auto do mechanicznego ideału drugie tyle. Jednakże jest to tylko część kwoty, jaką musielibyśmy przeznaczyć na auto z salonu.

Autem na pewno będzie trudno się wyróżnić. Nawet szersze od zwykłej wersji egzemplarze pięciolitrowe będą dla niektórych zwykłym starym Mercem. Jednak ważne, żebyśmy sami czuli się dobrze w naszym samochodzie a w W124 nie jest to trudne. Każdy na pewno znajdzie coś dla siebie - na samym Allegro/Otomoto mamy do wyboru 232 samochody i mimo, że wszystkie są takie same to tak naprawdę każdy jest inny.

Czego jednak byśmy nie kupili to i tak zapłacimy ułamek ceny nowego samochodu, którego trwałość będzie mocno dyskusyjna. Jeśli nie zmienią się przepisy, to za 20 lat dalej powinniśmy widzieć na ulicach w pełni sprawne W124 a w aktualne modele już zaczynam wątpić..

Nie, nie dostałem pieniędzy od McDonald's
Nie, nie dostałem pieniędzy od McDonald's© Bartek Żurkowski
Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (21)