Po odebraniu fotoradarów strażnikom miejskim na ulicach Warszawy zrobiło się bardziej niebezpiecznie
Zarząd Dróg Miejskich sprawdził prędkość przy nieaktywnych fotoradarach w Warszawie. W jakim stopniu kierowcy przekraczają tam prędkość?
21.03.2016 | aktual.: 20.10.2022 20:35
Odebranie wraz z początkiem tego roku fotoradarów strażom miejskim i gminnym było bardzo dobrą wiadomością dla wielu polskich obywateli. Koniec z bezkarnością straży i łupieniem kierowców przez wójtów. Jednak szybko dało się zauważyć, że jak niemal każda ustawa czy nowelizacja w naszym kraju, tak ta jest jednym wielkim bublem. Odebranie stażom urządzeń powinno iść w parze z przekazaniem systemu kontroli prędkości bardziej kompetentnym służbom, a tymczasem mamy sytuację patową. Fotoradary, będące własnością straży miejskich i gmin nie zostały przekazane Policji czy GITD ponieważ te służby nie są zainteresowane ich odkupieniem – nie ma na to środków. Tymczasem nawet przekazanie urządzeń za darmo kosztuje, ponieważ trzeba je dostosować i wdrożyć do nowego systemu. Mamy więc taką sytuację, gdzie w wielu miejscach stoją owinięte taśmą słupy, na których do tej pory wisiały fotoradary, nawet w miejscach, gdzie rzeczywiście poprawiały bezpieczeństwo.
Doskonałym przykładem na to, jak źle przeprowadzono tę reformę jest miasto Warszawa, które zostało praktycznie pozbawione fotoradarów w bardzo ważnych miejscach. Nikt nie ma rozwiązania na to, jak przywrócić je do pracy, choć jest dobra wola ze strony miasta. Brakuje jednak środków. Tym samym, aż 27 urządzeń stoi sobie na ulicach miasta stołecznego bezczynnie lub zostało zdjętych. Urzędnicy natomiast postanowili sprawdzić trzy lokalizacje, gdzie odnotowano zdecydowany wzrost poprawy bezpieczeństwa po zainstalowaniu tam fotoradarów. Czy teraz jest bardziej niebezpiecznie?
Badanie przeprowadzono przy fotoradarach na ulicy Modlińskiej, Puławskiej i Jana III Sobieskiego, w konkretnych dniach pomiędzy 28 lutego – 16 marca przez całą dobę. Podczas pomiarów warunki drogowe były dobre. Wyniki okazały się… fatalne. Choć nie do końca.
Najgorzej jest obecnie na ulicy Modlińskiej, gdzie ograniczenia prędkości do 60 km/h przestrzega zaledwie 25 procent kierowców, a większość z nich nie ma oporu by pojechać tam z prędkością 70-80 km/h. Tylko przez cztery doby odnotowano rekordowe wyniki rzędu 135-158 km/h. Gdyby działał tam fotoradary, kierowcy którzy osiągnęli takie prędkości straciliby prawo jazdy, a raczej nie jechaliby tak szybko.
Zdecydowanie lepiej było przy ulicy Puławskiej, gdzie ograniczenie wynosi 50 km/h, ale i tak licząc każde przekroczenie prędkości, choćby o 1 km/h, to tylko 45 proc. kierowców przestrzega tam przepisów. Najwyższe zarejestrowane prędkości to 129 i 132 km/h. W miarę przyzwoicie zachowują się kierowcy na Jana III Sobieskiego (ograniczenie do 50 km/h), ale też zdarzają się tacy, którzy pędzą ponad 100 km/h.
Oczywiście nikogo nie dziwi takie zachowanie kierowców. Fotoradar bez względu na charakter i podejście kierowcy do bezpieczeństwa i przepisów, sprowadza wszystkich do prędkości dozwolonej. Wyniki raportu ZDM Warszawa należy uważnie analizować i podchodzić do nich ostrożnie, bo przekroczenie prędkości o 1-2 km/h też było uznawane za przekroczenie, podczas gdy fotoradary nie robią zdjęć przy takich prędkościach. Zresztą kto jest kierowcą, ten wie, że teoretycznie można przy fotoradarze przekroczyć prędkość o 10 km/h bez żadnych konsekwencji. Tak też zachowują się w znacznej większości warszawscy kierowcy, ale niestety nie brakuje takich, którzy jadą z dwukrotnie większą prędkością niż pozwalają na to przepisy. Ile było wyników powyżej 100 km/h? Tego też nie wiemy. Ale na pewno byłoby ich znacznie mniej, gdyby fotoradar był aktywny.