Zdzisław Iwanejko o Wash Innovation. Kobiety mówiły: "wreszcie ktoś pomyślał o nas".
Kiedy kobiety zobaczyły jego rozwiązanie, zgodnie stwierdziły: "wreszcie ktoś pomyślał o nas". Niestety pomysł się nie przyjął, ale po latach wraz z córką postanowili zmieniać świat. Poznajcie Zdzisława Iwanejko i jego innowacyjne podejście do oszczędzania wody, które sprawdza się zarówno w indyjskich slumsach, jak i na biwakach czy w offroadzie.
28.06.2024 | aktual.: 29.08.2024 15:27
Zdzisław Iwanejko jest właścicielem firmy Wash Innovation i wspólnie z dziećmi opracowuje rozwiązania pozwalające oszczędzać wodę. Już znalazły zastosowanie w krajach wymagających pomocy humanitarnej, w których działa mafia wodna, dotkniętych katastrofami czy wojną. Tak naprawdę chciał wejść ze swoim produktem na rynek motoryzacyjny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marcin Łobodziński: Pokazał mi pan system do napełniania płynu do spryskiwaczy i z jednej strony jest to genialne, ale z drugiej rodzi się pytanie: czy to, aby nie przesada? Przecież można po prostu otworzyć maskę i go nalać.
Zdzisław Iwanejko: Zrobiłem to dla żony, ponieważ nie chciała tego robić, bo musiała otwierać maskę brudząc sobie dłonie. Pokazaliśmy to na Automechanice we Frankfurcie, gdzie 99 proc. kobiet powiedziało: "wreszcie ktoś pomyślał o nas". A większość mężczyzn mówi: "co to za problem otworzyć maskę"?
Przy okazji warto wspomnieć o podobnym, starszym wynalazku. W 2004 roku w Genewie pokazano Volvo YCC (od Your Concept Car), samochód zaprojektowany przez kobiety dla kobiet. Auto miało bardzo pozytywny odbiór, miało szereg nowych funkcji, a wśród pięciu, zdaniem oglądających najważniejszych, był system pozwalający dolać płyn do spryskiwacza bez otwierania maski. Sporo firm pracowało nad takimi rozwiązaniami, są nawet patenty. Nieskromnie uważam, że mój jest najlepszy, ponieważ tamte musiały być stosowane w nowo projektowanych samochodach, a mój można zastosować praktycznie w każdym istniejącym.
W niektórych zachodnich krajach funkcjonują dystrybutory/nalewaki płynu, jak dystrybutory paliwa, co pozwala wyeliminować opakowania. Mój system mógłby być dostosowany do takich nalewaków. Mam to wszystko opatentowane, ale nie mam już czasu się tym zająć, chętnie to komuś sprzedam. To jest do skomercjalizowania. Tak szczerze, jestem z tego patentu bardziej dumny niż z tych produktów, którymi zajmuję się teraz. Rynek pokazał jednak, co jest naprawdę potrzebne.
MŁ: Nie było żadnego zainteresowania tym systemem?
ZI: Kiedy pojechałem do Mercedesa, to uświadomiono mi, że wdrożenie każdej zmiany wymaga lat. W przypadku mojego rozwiązania minimum siedmiu lat. Myślałem, że będzie kolejka chętnych, miałem badania, że będzie to potrzebne, ale okazało się, że jest pewna bariera. Chciałem zachęcić koncerny samochodowe i petrochemiczne do wdrożenia tego wynalazku, ale chyba to nie mój poziom. Moim zdaniem jest to idealne rozwiązanie do aut elektrycznych. Zresztą, po co przeciętny użytkownik miałby otwierać maskę?
MŁ: Schował pan to do szuflady, ale wymyślił coś, co na prawdę się przydaje. Proszę nakreślić historię Pocket Sink i Pocket Bath.
ZI: W okolicach 2010 roku żona poprosiła mnie o ten system nalewania płynu, trochę nad tym myślałem, aż w 2014 roku opatentowałem swoje rozwiązania. Tydzień po zgłoszeniu patentów pojechaliśmy na targi Automechanika we Frankfurcie, gdzie niemal wszystkie kobiety mówiły, że to doskonałe rozwiązanie. Dostałem ciekawego e-maila od jednego z dyrektorów hiszpańskiej firmy. Napisał mi, że zawór zastosowany w tym moim patencie to była najciekawsza rzecz, jaką widział na tych targach. Poszedłem w kierunku rozwijania tego zaworu, szukając jednocześnie zastosowania.
Znalazłem je podczas tzw. kryzysu migracyjnego, kiedy mnóstwo muzułmanów pojawiło się w obozach dla uchodźców. Tam był ogromny problem z higieną, a oni potrzebowali czegoś do ablucji oraz bidetów, bo taką mają kulturę. Tego brakowało im w Europie. Adaptując swój zawór do ich potrzeb zauważyłem, że można z tego zrobić również prysznic. Zacząłem zgłębiać temat higieny na świecie.
Zorientowałem się, że są organizowane przez różne organizacje jak Czerwony Krzyż i fundacje, m.in. Billa Gatesa, konkursy na urządzenie do mycia rąk. Zrobiłem więc urządzenie zgodnie z ich wymaganiami. Początkowo było to raczej hobby, majsterkowanie. W tym samym czasie córka robiła badania na temat mafii wodnej w Indiach, gdzie mafia kradnie wodę i sprzedaje ją w slumsach nawet 10 razy drożej, niż jej rzeczywista cena. Ludzie muszą się tam zapożyczać, by korzystać z wody. Powiedziałem jej przy kolacji: "jak skończysz 18 lat, to założymy firmę i zaczniemy zmieniać świat".
Założyliśmy z pełnoletnią już córką Zuzią firmę, miał do niej później dołączyć syn Alexander. To było dobrą okazją do nauki dzieci przedsiębiorczości. Wystąpiliśmy o grant w ramach programu Horyzont 2020 na studium wykonalności. Pojechaliśmy w ramach tego do Afryki robić badania w slumsach i wioskach Masajów. Wciągnęło nas. Zdecydowałem się więc zrezygnować z innych działalności i poświęciliśmy się na rozwój Wash Innovation, wtedy jeszcze Handy Shower.
Budowaliśmy prototypy, jechaliśmy do Afryki, Ameryki Południowej, nawiązaliśmy kontakt z ONZ i z nimi jeździliśmy w dość niebezpieczne rejony, np. na granicę Konga. Dawaliśmy to ludziom do testów. Zawsze oczekiwałem feedbacku od rzeczywistego użytkownika.
W pierwszym rozwiązaniu Pocket Bath był problem, że podczas używania woda leciała ludziom na podłogę, więc wymyśliłem niewielką umywalkę (Pocket Sink) z odprowadzeniem wody wężykiem. Cały czas modyfikuję te rzeczy zgodnie z oczekiwaniami i potrzebami osób, które ich używają. Zaletą moich produktów jest bardzo kompaktowa budowa i nieduża waga. To można zmieścić w plecaku, a niektóre z rozwiązań w kieszeni. Sprawdza się wszędzie tam, gdzie wody jest mało i trzeba racjonalnie z niej korzystać.
MŁ: To brzmi jak idealne rozwiązanie dla wojska.
ZI: Rozmawiałem nawet z armią amerykańską, która była tym zainteresowana, ale sfinansowaliby rozwój pod warunkiem, że przeniosę firmę do USA. Nie mogłem, bo miałem fundusze europejskie, ale i nie chciałem, bo lubię żyć w Polsce. Dopiero co prezentowałem swój pomysł na konferencji poświęconej kryzysowi na Ukrainie. Już dostarczamy tam nasze produkty.
Nasze rozwiązania trafiają tam, gdzie są potrzebne, ale i mogą być produkowane tam, gdzie trzeba by było je wysyłać. Mamy już potencjalne miejsca, gdzie można rozpocząć produkcję na mniejszą i większą skalę. Jeśli są zamówienia do 100 sztuk, to składamy to tutaj w naszej siedzibie, a przy większych ilościach mamy outsourcing, zarówno w Polsce jak i za granicą.
Będąc w Japonii w tym roku brałem udział w tygodniowym szkoleniu z Toyota Production System w zakresie optymalizacji produkcji i wiele tam się nauczyłem. Przez jeden dzień optymalizowaliśmy składanie zaworu bardzo podobnego do mojego, więc nauczyłem się jak robić instrukcję składania i optymalizować ten proces. Już to wdrażamy, bo podpisaliśmy umowę licencyjną z firmą z Emiratów Arabskich, która będzie montowała nasz sprzęt zgodnie z instrukcjami, których nauczyłem się w Japonii.
MŁ: Rozumiem, że projektujecie te rozwiązania, ale gdzie produkujecie komponenty?
ZI: Projektujemy detale, zamawiamy formy, a elementy produkowane są w Polsce, w Chinach i na Tajwanie. Niektóre elementy kupujemy gotowe, np. rurki czy uszczelki. Robiliśmy też produkcję pilotażową w Kenii. Partię 500 sztuk dostarczyliśmy dla Caritasu, który działał w Mozambiku po cyklonie Idai.
MŁ: Poznaliśmy się na Toyota Off-Road Festival. Co pan tam właściwie robił?
ZI: Szukam ludzi, którzy mogą używać nasz sprzęt i dawać feedback, dlatego skontaktowałem się m.in. z Land Cruiser Adventure Club, bo widziałem, że prowadzi serwis internetowy i testuje różne rozwiązania. No i jest tam wielu podróżników, którym takie rzeczy po prostu się przydadzą, więc mogą to sprawdzić w praktyce, w terenie. Zostałem tam zaproszony i tak się tam znalazłem.
Wysyłam sprzęt do Stanów Zjednoczonych, skąd dostaję bardzo dobry feedback. Współpracuję z Japończykami, m.in. z firmą zajmującą się sprzętem do dezynfekcji rąk. Takie informacje od osób, które się na tym znają, pozwalają doskonalić produkty metodą Kaizen.
MŁ: Wydaje się, że to dobre rozwiązanie do offroadu, kiedy nierzadko w terenie trzeba się umyć, czy przyrządzić posiłek. Sam korzystałem z tego podczas mojego wyjazdu na Jeep Camp. Gdzie jeszcze, pana zdaniem, może to znaleźć zastosowanie.
ZI: Poza ludźmi lubiącymi podróże, nasze rozwiązania sprawdzają się także wśród myśliwych czy wędkarzy, czyli właściwie są dla każdego, kto ma brudne ręce z dala od cywilizacji, czy chce się umyć, wziąć prysznic np. w lesie. Teraz na przykład rozwijamy koncepcję ułatwionego umieszczania naszego zbiornika na gałęzi drzewa.