Volkswageny z dieslami EA 189 przejdą w Polsce badanie techniczne. Dementujemy nieprawdziwe informacje
Wczoraj internet obiegła informacja o tym, że tysiące aut koncernu Volkswagena z silnikami TDI nie przejdą badania technicznego. Wiadomość jest nieporozumieniem. Diagności mają jednak wyłuskiwać auta, których dotyczyła afera dieslowska.
26.07.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:50
W publikowanych wczoraj informacjach media pisały, że właściciele samochodów Grupy VW z silnikami TDI, które nie zostały poddane akcji naprawczej w ramach kampanii serwisowej recall, nie przejdą pozytywnie badań technicznych. Miały to być rzekomo "nowe wytyczne Ministra Infrastruktury, Andrzeja Adamczyka". Tymczasem Ministerstwo Infrastruktury odpowiedziało dziś, że informacje te są nieprawdziwe i nie było żadnych dodatkowych wytycznych, a jedynie pismo sformułowane dwa tygodnie temu.
Poniżej mój wcześniejszy artykuł na ten temat, w którym szczegółowo wyjaśniam o co chodzi:
Zobacz także
[b]Akcja serwisowa recall[/b] polega na wczytaniu do sterownika silnika EA 189 (TDI) oraz innych, drobnych czynnościach, które mają na celu zoptymalizowanie jego pracy pod kątem emisji spalin. Akcja ta jest odpowiedzią koncernu Volkswagen na tzw. aferę spalinową, zwaną również dieselgate, której podlegają tysiące aut w Polsce i setki tysięcy na całym świecie.
Co znalazło się w piśmie do starostów odnośnie silników TDI?
Ministerstwo Infrastruktury wysłało pismo do starostów w sprawie akcji serwisowej pojazdów z silnikami TDI (EA189), w których w 2015 roku wykryto manipulację poziomem emisji spalin. Chodzi o prośbę ministerstwa, by diagności podczas okresowych, obowiązkowych badań technicznych sprawdzali po numerze VIN, czy auta ich klientów podlegają akcji serwisowej. Jeżeli tak, to mieliby informować o tym użytkowników. Przy okazji stacje kontroli pojazdów zbierałyby informacje o takich pojazdach, a zebrane numery VIN raz w miesiącu starostwo wysyłałoby do Ministerstwa Infrastruktury.
Jak pisałem we wcześniejszym artykule, jest to wyłącznie zalecenie, nie ma mocy prawnej, a więc zbieranie takich danych nie jest nawet obowiązkiem stacji diagnostycznej. Jednak niektórzy diagności źle zrozumieli sprawę i podobno stwarzali problemy kierowcom na przeglądach, choć nie znamy takiego przypadku.
Źródło nieprawdziwych doniesień
Z powodu nieporozumień Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Komunikacji RP (SITK) wysłało do diagnostów pismo informujące o prawdziwym sensie komunikatu ministerstwa. Jednocześnie stanęło w obronie właścicieli stacji kontroli pojazdów twierdząc, że dodatkowe czynności podczas badania technicznego pochłaniają czas, a nie przynoszą żadnych korzyści finansowych, co wpłynie na jeszcze gorszą kondycję tych podmiotów.
Zasugerowali też, że lepszym niż zbieranie danych rozwiązaniem byłoby niepodbijanie przeglądów właścicielom pojazdów, w których kampania serwisowa nie została wykonana. To była jedynie sugestia SITK.
Stąd prawdopodobnie pochodzą nieprawdziwe, rozpowszechniane przez duże media informacje krążące po sieci od wczoraj. Z jednej strony komunikat ministerstwa, z drugiej sugestia SITK, a kierowcy samochodów z silnikami TDI podlegającymi kampanii serwisowej nie wiedzą już w co wierzyć.
Zatem podsumowując: każde auto, niezależnie od tego, czy przejdzie akcję naprawczą związaną z tzw. aferą spalinową, czy nie, jeżeli jest sprawne technicznie, na pewno będzie miało przedłużony przegląd i pieczątkę w dowodzie. Jeżeli diagnosta tego nie zrobi, to znaczy, że nie rozumie zaleceń ministerstwa.
Dla potwierdzenia powyższego cytuję przesłaną mi dziś odpowiedź Ministerstwa Infrastruktury:
„Informacja zawarta w poniższym artykule [link niżej przyp. red] Radia Zet «Ministerstwo Infrastruktury zażądało, aby nie podbijać dowodów pojazdom, które nie uczestniczyły w akcji naprawczej» jest nieprawdziwa.”
Link do artykułu, do którego odniosło się MI: https://www.radiozet.pl/Motoryzacja/Klopoty-wlascicieli-Volkswagenow.-Wszystko-przez-afere-dieselgate
Ponadto Ministerstwo przesłało kopię pisma wysłanego do starostów, które możecie pobrać poniżej: