Top Gear Live 2010 [relacja Czytelnika]
Jeden z naszych Czytelników napisał do nas e-mail z prośbą o umieszczenie jego relacji z ostatniego Top Gear Live w Londynie. Zapraszamy do lektury i obejrzenia kilku zdjęć autorstwa Tomasza Lipiarza.
17.11.2010 | aktual.: 30.03.2023 13:29
Jeden z naszych Czytelników napisał do nas e-mail z prośbą o umieszczenie jego relacji z ostatniego Top Gear Live w Londynie. Zapraszamy do lektury i obejrzenia kilku zdjęć autorstwa Tomasza Lipiarza.
Witam! Chciałbym podzielić się z innymi czytelnikami Autokultu moimi wrażeniami z Top Gear Live. Zwykle na początku podaje się zarys historyczny lub inne suche dane mające na celu wtajemniczyć Czytelnika w temat. W tym wypadku wydaje mi się to zbędne, ponieważ każdy fan motoryzacji świetnie zdaje sobie sprawę, co oznacza Top Gear. Całość połączona była z wystawą MPH Motor Show. Pozwólcie, że zacznę wszystko od początku.
Czwarty listopada - na tę datę czekałem z niecierpliwością od momentu kupienia biletu na wystawę. Gdy nadszedł upragniony dzień, wyruszyłem do Londynu na spotkanie z przygodą. Rozpoczęcie wystawy było wyznaczone na godzinę 17:00. Oczywiście przybyłem wcześniej – około 16:00 - i ku mojemu zaskoczeniu w kolejce stało już jakieś trzydzieści osób. Jednak już po 15 minutach początkowo nieduża kolejka przerodziła się w spory tłum ludzi.
Równo o godzinie 17:00 otwarto przed nami wrota do motoryzacyjnego nieba. Każdy otrzymał oficjalną publikację na temat imprezy. Następnie moim oczom ukazała się niezliczona ilość luksusowych samochodów. Nie będę zanudzał Was nazwami modeli i ich parametrami. Zdjęcia mówią same za siebie. Oglądanie tych dzieł sztuki umilały hostessy proponujące darmowe próbki różnych produktów.
Gdy oglądałem kolejne cuda motoryzacji, na hali rozległ się piękny dźwięk silnika V8. Zadziałało to na zwiedzających i wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu. Nie inaczej było ze mną. The Start Up Area – pomyślałem, jak mogłem zapomnieć. Dopchałem się do barierek, gdzie Tiff Needell opowiadał o historii silników aut sportowych. Tego Pana także nie trzeba przedstawiać, ale dla formalności – to prowadzący program Fifth Gear. Co on tutaj robi, skoro wszędzie są znaki Top Gear?
Tak, był on kiedyś prezenterem Top Gear i do tej pory pomaga trzem dobrze znanym prowadzącym. Całą prezentację przemilczę, ponieważ żadne słowa nie oddadzą niewiarygodnego dźwięku, jakie wydawały z siebie te samochody. Dodam tylko, że była to krótka wycieczka od surowej, amerykańskiej V8 po wyrafinowane japońskie V6-ki ze świszczącą turbiną.
W takiej atmosferze minęły dwie godziny. Można było udać się na drugą część wystawy, a mianowicie Top Gear Live. Przy wejściu dostałem słynną kartkę z napisami COOL i UNCOOL oraz zatyczki do uszu. Po zajęciu miejsc około 19:30 zgasły światła i rozpoczęło się święto motoryzacji. Jako pierwszy na scenie pokazał się niestety blok reklamowy. Jednak muszę przyznać, że ciekawy, ponieważ samochody były prezentowane na żywo.
Najbardziej podobało mi się odwzorowanie reklamy Skody Fabii RS II. Ale gdzie się podziało trzech wspaniałych? Po wjechaniu na scenę prezenterzy zaczęli od narzekania na ministra transportu czy fotoradary. Następnie przedstawili Stiga! Każdy zastanawiał się, jakiego koloru będzie nowy kierowca testowy. Załoga Top Gear wspięła się na wyżyny inwencji twórczej i nowy Stig ma kolor biały. Wjechał na scenę, pokręcił kilka bączków i zniknął. Należy mieć nadzieję, że jest szybszy od Rubensa Barrichello, jak obiecywał Clarkson.
Kolejną atrakcją był pokaz jazdy kaskaderskiej stylizowany na walkę w kosmosie. Po nim przyszedł czas na wyzwanie Top Gear. Prowadzący mieli zbudować pojazdy elektryczne z rzeczy dostępnych w kuchni. Jak zwykle efekty ich pracy były dalekie od ideału. Następnym zadaniem było ściganie się nimi po scenie. Ku zaskoczeniu wyścig wygrał May w swoim samochodzie-pralce.
Prezenterzy wyglądali przezabawnie, ale trzeba było przejść do następnej dobrze znanej pozycji programu - Cool Wall. Było to bardzo ciekawe, ponieważ Jeremy i Richard wyszli do publiczności i razem z nami zastanawiali się, jaki werdykt wydać. Widzowie głosowali za pomocą kartek. Być chociaż przez chwilę częścią programu – świetne uczucie.
Kolejną atrakcją w programie była walka motocyklisty z koparką oraz zaprezentowanie garażu Stiga. Następnie pokaz z miotaczami ognia i płonącymi samochodami. Oczywiście nie mogło zabraknąć meczu piłkarskiego, tym razem w wykonaniu ukochanych przez prezenterów samochodów Reliant Robin.
Na zakończenie została wisienka na torcie. Stig uciekał przed bandą robotów i dawał popis swojej brawurowej jazdy. Wszystkie występy były pełne dobrego humoru, wybuchów i mocy, czyli takie, jakich oczekuje się od Top Gear. Podsumowując: wycieczka była bardzo udana. Ciężko opisać wszystko słowami. Polecam i życzę każdemu, aby mógł za rok być świadkiem tego wspaniałego spektaklu.