Test: Audi R8 V10 performance quattro - tym razem to koniec, a jednak jest na co czekać
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Audi właśnie zakończyło produkcję modelu R8. Samochód, który zaczynał jako koncept Le Mans quattro przez blisko dwie dekady i dwie generacje stał się autem Tony’ego Starka i obiektem westchnień entuzjastów motoryzacji w każdym wieku. Przyszedł czas na ostatnie spotkanie z legendą z Heilbronn i przy tej okazji mam dla was dwie wiadomości: dobrą i złą.
Wsiadam za stery wartego milion złotych R8. Nie było mnie tutaj kilka lat. Rozglądam się po kabinie i zdaję sobie sprawę, że chociaż to samochód z samego szczytu możliwości Audi, jest tu zupełnie inaczej niż w większości aut, które opuszczają fabryki w roku 2024. W kontraście do zasypanych ekranami wnętrz tutaj wręcz panuje pustka. Jest dziwnie. Jest idealnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
R8 opakowuje kierowcę sportowym fotelem od tyłu i po bokach, a od przodu owija wokół zegarów poprowadzoną po łuku krawędź, dzięki czemu za sterami tego audi można poczuć się jak w wyścigowym kokpicie. Poza tym w tej kabinie nic się nie dzieje. Pośrodku mamy tylko trzy małe pokrętła z monochromatycznymi wyświetlaczami, które sterują klimatyzacją. Żadnych gigantycznych tabletów. Wystarczy wirtualny kokpit, na którym Audi serwuje nawigację i multimedia.
Egzotycznie wyglądające, gołe wnętrze wykonane jest w chłodno-chirurgicznym stylu tak typowym dla Audi. Skóry we wnętrzach marki z Ingolstadt mają jedyny w swoim rodzaju zapach i łączy się to wręcz synestetycznie z tym wyglądem. To wnętrze jest spójne w każdym wymiarze. Daleko mu do wysublimowania, ale mimo to jest idealnie uszyte na miarę do tego samochodu.
Podobnie jest z nadwoziem. Z jednej strony R8 jest tak pozbawione smaczków, że jest niemal nudne, ale w tych prostych kształtach jest jednocześnie coś charakterystycznego. Widzisz zza rogu tylko fragment tego nadwozia, które jest niczym ciosane z jednego bloku marmuru i wiesz, że to jest R8.
Ta bardzo prosta, ale świetnie narysowana karoseria opakowuje rzecz kluczową w tym samochodzie. Tę, która wynosi design na wyższy poziom, bo wprawia go w ruch, czyni użytecznym. To 5,2-litrowe, wolnossące V10. Jeden z ostatnich tego typu silników na rynku – mocny, duży, bez doładowania, bez wsparcia prądem.
Gdy naciskam przycisk startera na kierownicy, za moimi plecami odzywa się burza mechanicznych dźwięków, której bardzo wyraźne tło stanowi ziejący gorącem, nasączony ogniem dźwięk z czterech końcówek układu wydechowego. Umieszczona centralnie jednostka V10 od początku sygnalizuje swoją obecność bardzo wyraźnie, co w erze grzecznych nawet tych mocnych samochodów, jest czymś oryginalnym i odświeżającym.
Może niektórzy zapytają: jak śmiesz? Nie ma się z czego cieszyć, to dinozaur, który powinien dostać chociaż hybrydę, żeby nie ziać tak bardzo spalinami. Otóż: tego samochodu produkuje się między 2 a 3 tys. egzemplarzy rocznie, a po zakupie ich właściciele nie jeżdżą nimi na taryfie, tylko korzystają z nich jako z zabawki w weekendy. To nie jest Toyota Corolla, żeby przejmować się tym, ile pali, bo nie jest produktem masowym. Niezmiennie uważam, że tego typu auta powinny być traktowane ulgowo, bo jest ich mało i jeździ się nimi mało.
Widlasta dziesiątka pracująca w centrum aluminiowej konstrukcji Audi R8 jest dziełem sztuki inżynierskiej, techniczną spuścizną po latach ewolucji, doskonalenia tego, co już było znakomite. Kiedy silnik tego inżynierskiego opus magnum inżynierów z Ingolstadt dojdzie do temperatury roboczej, komputer zdejmuje kaganiec z obrotomierza. Wtedy prawa stopa kierowcy zyskuje wręcz boską władzę nad bestią, która napędza tu wszystkie cztery koła. Wolnossące 5,2 l rozpędza się do blisko 9 tys. obr./min., generując 620 KM i nawet ze standardowym wydechem wręcz doprowadza powietrze do wrzenia.
Mało który samochód nadal to potrafi po wyjeździe z salonu. Po kopnięciu gazu narastanie prędkości obrotowej jest jak odkrywanie wielowarstwowego deseru czekoladowego z różnymi frakcjami na kolejnych poziomach. Myślisz, że już jest doskonale i dopiero wtedy orientujesz się, że przed tobą jeszcze daleka droga do końca przyjemności. Pierwsze dociśnięcie tego samochodu do maksimum przypomina wszystko, co już kiedyś się poznało w tych najostrzejszych konstrukcjach sprzed lat. Przy 6000 obr./min. myślisz, że pora, żeby skrzynia wbiła kolejny bieg, ale do czerwonego pola jeszcze spory dystans.
I tym nie da się najeść. Łopatki za kierownicą same wskakują w palce. Redukcje są tu uzależniające w stopniu nieprzyzwoitym – wiesz, że już starczy, ale… jeszcze ten jeden raz.
Oprócz wolnossącego V10 R8 ma nad wieloma konkurentami przewagę dużej praktyczności. Przedni bagażnik jest zaskakująco obszerny, a dodatkowo sporo miejsca dostajemy za fotelami. Może nie wrzucimy tu walizki, ale płaska torba czy kurtki zmieszczą się bez problemu.
Audi zapewniło swojemu supersamochodowi także niezłą geometrię – dobry kąt natarcia i zejścia, dzięki temu R8 zaskakująco dobrze radzi sobie z wszelkimi progami i zjazdami do garaży podziemnych. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby przednia oś dostała hydraulikę, którą przecież oferuje Lamborghini Huracan – konstrukcyjny krewny z Sant’Agata Bolognese.
Nie ma jednak nic za darmo. R8, mimo kompletnego zezwierzęcenia tego, co pod maską, jest dość łatwe na co dzień, ale robi to kosztem swoich walorów wyczynowych. Nie zrozumcie mnie źle – to nadal fantastyczna maszyna sportowa, jednak nawet w trybie Dynamic nie oddaje w ręce tak dużo, jak niektórzy konkurenci. Pod tym względem dla mnie nadal niedoścignione pozostają porsche 911 z rodziny GT, w której komunikacja na linii kierowca-koła jest perfekcyjna. Czego by się nie robiło, łatwo wyczuć, że zaraz zrobi się za ciepło albo przeciwnie – że nadal mamy zapas. Tego w R8 trochę mi brakuje.
Teraz, po niemal 10 latach 2. generacja Audi R8 wyszła z produkcji. Nastał koniec naprawdę niesamowitej maszyny. Uważam, że projekt Floriana Liese (poprawiony przy liftingu przez Manu Müllera) bardzo dobrze przejdzie próbę czasu. Podobnie jak pierwsza generacja tego modelu, która ciągle wygląda bardzo dobrze.
Niestety przedstawiciele Audi w trakcie rozmowy na ubiegłorocznych targach samochodowych w Monachium powiedzieli mi wprost: nie pracujemy nad bezpośrednim następcą modelu R8. To jest zła wiadomość. A ta dobra? Dobra jest taka, że minutę później usłyszałem, że Audi planuje pożegnać silnik spalinowy w należyty sposób i ich model, który będzie nosił ostatni motor benzynowy, będzie czymś wyjątkowym. Tym sposobem żegnamy Audi R8, ale jest jeszcze na co czekać.
- Silnik niesamowity pod każdym względem
- Surowe, ale nierozpraszające wnętrze
- Jak na typ auta, wysoka łatwość użytkowania na co dzień
- Wygląd supersamochodu za cenę niższą niż u konkurentów z Włoch
- Brak opcjonalnej hydrauliki w przedniej osi
- Prowadzenie ustępujące cenowym konkurentom ze stajni Porsche
Audi R8 II Coupe Facelifting 5.2 FSI 620KM 456kW od 2019 | |
---|---|
Rodzaj jednostki napędowej | Spalinowa |
Pojemność silnika spalinowego | 5204 cm³ |
Rodzaj paliwa | Benzyna |
Typ napędu | 4×4 |
Skrzynia biegów | Automatyczna, 7-stopniowa |
Moc maksymalna | 620 KM przy 8000 rpm |
Moment maksymalny | 580 Nm przy 6600 rpm |
Przyspieszenie 0–100 km/h | 3.1 s |
Prędkość maksymalna | 331 km/h |
Pojemność zbiornika paliwa | 83 l |
Pojemność bagażnika | 112/‒ l |