Sztuczki handlarzy samochodów - część 2: przygotowanie auta do sprzedaży
Pisałem już, jak skutecznie naprawić uszkodzony samochód. Dziś trochę o odpicowywaniu auta, czyli sprawianiu, że wygląda na młodszy i lepszy niż w rzeczywistości. Jak to zrobić? Sposobów jest wiele.
08.06.2012 | aktual.: 07.10.2022 20:31
Od dawna wiadomo, że klienci kupują oczami. Dotyczy to również samochodów. Gdy już pośrednik ma teoretycznie sprawne auto, które wygląda na bezwypadkowe, w następnej kolejności powinien się zająć poprawą jego wyglądu.
Na pierwszy ogień idzie nadwozie. To głównie na nadwozie zwracają uwagę kupujący, oglądając zdjęcia samochodu w ogłoszeniu. Nadwozie często ma wiele mankamentów. Najpoważniejszym z nich jest oczywiście korozja.
Na szczęście z rdzą szybko można sobie poradzić. Należy zeszlifować jej wierzchnią warstwę, ubytki uzupełnić szpachlą, a następnie starannie wyrównać i polakierować. Oczywiście nikogo nie obchodzi, że za jakiś czas rdza wyjdzie ponownie. Naprawa ma być tania, szybka i poprawiać wygląd samochodu. Nikt nie dba o jego późniejsze losy.
Warto zaznaczyć, że nie wszystkie zabiegi mają wpływ na późniejszą złą kondycję samochodu. Niektóre z nich są korzystne. Należy do nich np. polerowanie karoserii.
Wiadomo, że z biegiem lat lakier traci połysk. Pojawiają się drobne rysy np. po myciach w myjniach automatycznych. Dlatego warto taki lakier poddać mechanicznej polerce, aby wyglądał na nowy. Doskonale wiedzą o tym także handlarze.
Oczywiście przed polerowaniem trzeba usunąć wszelkie trwałe zabrudzenia, jak np. kawałki smoły. Przydatna jest do tego np. glinka lakiernicza. Następnie, po polerowaniu, na lakier nakładana jest warstwa twardego wosku, co pogłębia efekt nowości i świeżości. Gdy już karoseria jest oczyszczona, wypolerowana i nawoskowana, warto zadbać o elementy plastikowe.
Kosmetyki samochodowe działają cuda. Nawet zmatowione plastiki zewnętrze po użyciu czernidła będą wyglądały jak nowe. Warto zadbać także o opony i nabłyszczyć je środkiem w spreju.
Nadwozie gotowe, zatem czas zająć się wnętrzem. To właśnie po zużyciu wnętrza kupujący oceniają dbałość o samochód, a często szacują także przebieg konkretnego egzemplarza. Dlatego sprzedawcy samochodów w pierwszej kolejności pozbywają się najbardziej zużytych elementów i zastępują je używanymi w lepszym stanie.
Często wymienia się kierownicę lub dźwignię zmiany biegów. Popularnym zabiegiem jest też demontaż zużytych foteli i zamontowanie lepiej zachowanych. Zużycie widoczne jest często także na podłokietnikach, mieszkach czy przełącznikach. Ponieważ nie są to drogie części, je również wymienia się nader często.
Każdy chce kupić auto zadbane. A zadbane to znaczy przede wszystkim czyste. Dlatego jeśli tapicerka jest poplamiona lub po prostu zabrudzona w wyniku codziennego użytkowania, warto ją wyprać. Niestety, sprzedawcy nie mają czasu na profesjonalne czyszczenie, które jest praco- i czasochłonne.
W praktyce wygląda to tak, że wnętrze takiego samochodu zostaje wymontowane wraz z wykładzinami i potraktowane silnym strumieniem wody i detergentu wprost z myjki ciśnieniowej. Jeśli wykładziny podłogowe są bardzo zużyte, to od razu zastępuje się je nowymi.
Podobnie z wykładziną bagażnika. Te elementy są śmiesznie tanie, a znacznie wpływają na ogólny odbiór samochodu. Tworzy się aura nowości, a we wnętrzu rozpościera się charakterystyczny dla nowych samochodów zapach.
Jeśli w mocno używanym wozie znajduje się tapicerka ze skóry, to naprawia się ją poprzez usunięcie starej farby, uzupełnienie ubytków skórą w płynie i ponowne polakierowanie.
Efekt jest fantastyczny. Nic dziwnego, że później fotele w 10-letnim aucie klasy wyższej wyglądają jak nowe nawet po astronomicznym przebiegu. To świetny sposób na uwiarygodnienie zmniejszonego elektronicznie nowego wskazania licznika kilometrów.
Większość kupujących zajrzy także pod maskę. Nawet jeśli wszystko, co się tam znajduje, są w stanie określić jedynie mianem silnika. Bez jego oględzin nie można przecież kupić samochodu. Sprawia to, że silniki często są starannie myte przed sprzedażą. Usuwa się zabrudzenia z osprzętu silnika, nabłyszcza środkami w spreju plastikowe osłony.
Dzięki temu wszystko wygląda prawie tak atrakcyjnie jak w salonie. Nie dość, że wpływa to na podniesienie ceny odsprzedaży, to jeszcze ma na celu ukrycie potencjalnych usterek. Na tak przygotowanym silniku nie widać wycieków płynów eksploatacyjnych, czyli potencjalnych problemów nowego właściciela.
A skoro auto po takich przygotowaniach wygląda już na młodsze i mniej zużyte, warto zająć się najważniejszą rzeczą z punktu widzenia opłacalności transakcji, czyli cofnięciem licznika przebiegu. Na cenę mają wpływ przede wszystkim rocznik samochodu oraz jego przebieg. Dlatego właśnie zmniejszając jego wskazania, można tak wiele zarobić.
Niegdyś liczniki były mechaniczne, co powodowało, że chcąc zmienić jego wskazania, trzeba było go tak długo obracać, aż przekręcił się do stanu 0 kilometry i następnie ustawić, kręcąc dalej, żądany przebieg. Mimo używania do tego urządzeń mechanicznych było to uciążliwe.
Dziś jest znacznie prościej. Wystarczy podpiąć odpowiedni komputer, który zmieni wskazania. W tym celu trzeba się udać do jednego z wielu fachowców w tej dziedzinie. Usługa kosztuje od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych.
Co prawda w nowszych samochodach przebieg zapisywany jest także w wielu innych niż licznik urządzeniach. Są to np. elementy układu hamulcowego (Audi) lub kluczyk (BMW i inne). Pracowity sprzedawca koryguje wszystkie te wskazania. Oczywiście jest to droższe, ale droższe są również samochody, w których występują takie zabezpieczenia, a co za tym idzie - większy potencjalny zysk.
Niestety, Polacy wciąż boją się aut z większym przebiegiem. Mówi się, że sami chcemy być oszukiwani. Prawda jednak taka, że trudno sprzedać auto powyżej magicznych 200 tys. km. Dlatego większość, nawet kilkunastoletnich, aut sprowadzanych z Zachodu ma zmienione wskazania licznika na 160-180 tys. km.
Wygląda to zabawnie, gdy prawie wszystkie popularne Passaty, MondeoVectry mają jednakowy przebieg. Nierealny jak na ponad 10 lat eksploatacji auta z silnikiem Diesla. To smutne, że taki samochód sprzeda się szybciej i drożej niż naprawdę zadbany, serwisowany egzemplarz z oryginalnym przebiegiem, powiedzmy, 260 tys. km.
Oczywiście korekta przebiegu byłaby niewiele warta bez podrobienia książki serwisowej. Nową, niewypełnioną można łatwo i tanio nabyć na portalach aukcyjnych. Początkowo takie egzemplarze dało się szybko rozpoznać – były drukowane np. w Chinach, o czym świadczyły oznaczenia miejsca wydruku. Obecnie można kupić czystą i oryginalną książkę z dowolnego europejskiego rynku. Dokładnie tego, na którym eksploatowany był sprowadzony samochód.
Jeśli już sprzedający ma taką książkę, to wyszukuje adresy zachodnich serwisów i wyrabia fikcyjne pieczątki. Później pozostaje już tylko sfabrykowanie wpisów. Oczywiście każdy innym charakterem pisma, innym długopisem, często nawet innym z inną pieczątką serwisu. Handlarze często bowiem wymieniają się pieczątkami.
Auto z taką historią serwisową jest bardziej poszukiwane, a co za tym idzie - droższe. To sprawia, że takie oszustwa są tak powszechne. Więcej w kolejnych odcinkach cyklu o praktykach handlarzy.