Szkoły jazdy będą mogły doszkalać "zapominalskich" kierowców. Ministerstwo zauważyło lukę w przepisach
Osoby, które chcą odświeżyć swoje umiejętności za kółkiem, nie mogą, zgodnie z prawem, skorzystać z usług szkół jazdy i jeździć z "elką" na dachu. Ministerstwo bierze się za uzupełnienie tej luki. Zapotrzebowanie na takie jazdy jest bowiem spore.
05.10.2020 | aktual.: 16.03.2023 16:08
- Codziennie - odpowiada jeden z właścicieli warszawskich szkół jazdy na pytanie, jak często zgłaszają się do niego osoby chcące przypomnieć sobie przepisy czy po prostu polepszyć swoje umiejętności na ulicy.
W teorii szkoła jazdy i odpowiednio oznaczony samochód jest tutaj idealny. W praktyce za to odpowiadają firmy, które zarejestrowane są jako Ośrodki Doskonalenia Techniki Jazdy, mające plac i specjalizujące się w trenowaniu jazdy defensywnej czy eco-drivingu. W świetle prawa OSK nie może szkolić nikogo, kto ma uprawnienia do kierowania pojazdem. Przepisy są więc oderwane od rzeczywistości, a kierowcy - od prawdziwego ruchu ulicznego.
Podstawa prawna
- Są osoby, które powinny jeździć z "elką" na dachu, bo po prostu nic nie potrafią - dowiaduję się od mojego rozmówcy. Szkoły jazdy oferują kursy doszkalające, ale różnią się one formą i programem. Działanie w szarej strefie ma się jednak skończyć. Ministerstwo Infrastruktury ma już projekt przepisów, które "unormalni" sytuację pojazdów szkoleniowych. Resort proponuje, by nieaktywni kierowcy, jak i ci, którzy starają się o odzyskanie swoich uprawnień, mogli po prostu zgłosić się do ośrodka szkolenia kierowców i jeździć tak, jak zwykli kandydaci.
Sprawa jest tym bardziej paląca, że na drogach mamy coraz więcej kierowców-seniorów i żadnego programu, który mógłby zaznajomić ich ze zmieniającymi się przepisami. Niemcy i Holandia proponują darmowe kursy doszkalające, obejmujące m.in kompleksowe oceny stylu jazdy.
Kiedy się to zmieni?
Ministerstwo Infrastruktury poinformowało, że projekt zmian został zgłoszony do wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów, oczekuje na wpis. Innymi słowy jest to dopiero propozycja, która trafi do konsultacji publicznych i analiz, a dopiero później zostanie skierowana pod obrady i głosowanie Sejmu. Choć to niewielka zmiana, trzeba na nią poczekać.
Co ciekawe, sprawą zainteresowano się już w 2017 roku. Wówczas, w odpowiedzi na interpelację, resort zdecydował się przyjrzeć sprawie poprzez zespół doradczy. Jego ustalenia miały być pomocne przy podejmowaniu decyzji o ewentualnych zmianach. Jak widać, w końcu się to udało.