Bez pieczątki dla diesla. UE zmienia przepisy o przeglądach
Władze Unii Europejskiej nie tracą czasu. W kwietniu sygnalizowały chęć zajęcia się tematem obowiązkowych przeglądów technicznych pojazdów, a już w połowie maja omawiano gotowy zarys proponowanych zmian. W niektórych aspektach polskie prawo jest bardziej restrykcyjne od propozycji z Brukseli. Ale nie we wszystkich. Właściciele diesli mogą zacząć się martwić.
Zmiany w dyrektywach
W Parlamencie Europejskim odbyła się debata Komisji Transportu i Turystyki, poświęcona m.in. tematowi proponowanych zmian w dyrektywach dotyczących systemu i zakresu obowiązkowego przeglądu pojazdów. Nie będzie chyba zaskoczeniem stwierdzenie, że nastąpić ma zaostrzenie obowiązujących dziś regulacji – ze względu na bezpieczeństwo i ochronę środowiska.
Przede wszystkim w nowych dyrektywach ma zostać zapisany wymóg corocznych badań technicznych pojazdów, które są starsze niż 10 lat. Pytany o powody ustalenia właśnie takiej cezury poseł sprawozdawca - Christian Schmidt – stwierdził, że z analizy danych o wypadkach drogowych wynika, iż objęcie obowiązkiem corocznego przeglądu aut, które mają więcej niż 10 lat jest złotym środkiem pomiędzy zyskiem na bezpieczeństwie a uciążliwością nowego obowiązku.
Na tle planów UE polskie przepisy okazują się niezwykle restrykcyjne. Zgodnie z naszym prawem samochód musi zostać poddany pierwszemu badaniu technicznemu przed upływem trzech lat od rejestracji. Drugie badanie musi przejść przed upływem pięciu lat od pierwszej rejestracji, a następnie obowiązkowe jest coroczne badanie. Być może regulacja ta stworzona była w czasach, gdy naiwnością była wiara w jakość samochodów opuszczających fabryki. Dziś – zdaniem władz UE – jest jednak na wyrost.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Plebiscyt Samochód Roku Wirtualnej Polski 2025
Nowe dyrektywy o przeglądach mają także wprowadzić obowiązek spisywania przebiegu samochodów, które pojawiają się na stacji kontroli pojazdów. Takie rozwiązanie obowiązuje w Polsce od 2020 r. Nie oznacza to jednak, że zmiana w prawodawstwie UE nie poprawiłaby sytuacji Polaków. Kontrola przebiegu we wszystkich państwach UE sprawiłaby, że takie dane zapewne byłyby dostępne w rządowym serwisie Historia Pojazdu. W efekcie kupujący używane auta z zagranicy mieliby przekonanie, że mają do czynienia z samochodem, w którym nie cofnięto licznika.
Większy zakres badań
Przywołany wcześniej Christian Schmidt podczas dyskusji w Parlamencie Europejskim stwierdził, że ze względu na konieczność ochrony środowiska i poprawy jakości powietrza, konieczne jest wprowadzenie do obowiązkowych przeglądów badań spalin pod kątem cząstek stałych i dwutlenku azotu. To oznaczałoby duże kłopoty dla części właścicieli aut z silnikiem Diesla.
Obecnie jeśli podczas przeglądu w ogóle bada się spaliny, polega to na podpięciu do rury wydechowej dymomierza. Takie urządzenie wykrywa sadzę w spalinach, nie jest jednak w stanie dokładnie określić poziomu emisji cząstek stałych czy NO2. Wprowadzenie nowego obowiązku przez Brukselę oznaczałoby więc konieczność doposażenia stacji kontroli pojazdów w odpowiedni sprzęt. To musiałoby kosztować. Dla kierowców efektem byłoby wprowadzenie realnej kontroli czystości spalin. Odmowy przybijania pieczątek w dowodzie rejestracyjnym mogłyby być masowe.
Przede wszystkim dotyczyłoby to starszych diesli. I to nie tylko tych liczących 20 lat czy więcej. Od wejścia w życie normy Euro 5, a więc od 2009 r., producenci samochodów zmuszeni byli do montowania w dieslach filtra cząstek stałych. Takie urządzenie, właściwie niezależnie od technologii wykonania, może zaczynać sprawiać kłopoty po przejechaniu 200-250 tys. km. Wymiana filtra na nowy była dużym wydatkiem, określanym zwykle na kilka tysięcy złotych. Wobec tego wielu właścicieli takich aut decydowało się na wycięcie filtra.
Jazda takim samochodem nie była legalna, ale też nie było sposobu, by fakt ten wyszedł na jaw. Podczas przeglądu badanie spalin nie mogło bezsprzecznie wykazać braku filtra, a diagnoście, nawet jeśli coś podejrzewa, nie wolno rozebrać układu wydechowego samochodu, by sprawdzić, czy filtr jest na miejscu. Jeśli w myśl założeń UE stacje diagnostyczne będą musiały podczas badań technicznych określać poziom emisji cząstek stałych i dwutlenku azotu, wątpliwości już nie będzie. W takiej sytuacji samochód nie będzie mógł uzyskać pozytywnej opinii po przeglądzie. Dla wielu aut będzie to gwóźdź do trumny, bo nie w każdym przypadku właściciel zdecyduje się na wydanie kilku tysięcy złotych, by wyposażyć swoje auto w nowy filtr.
Byłoby dużym zaskoczeniem, gdyby jeszcze w 2025 r. władzom Unii Europejskiej udało się ustalić treść nowych dyrektyw o obowiązkowych przeglądach samochodów. Nie zmienia to jednak faktu, że taki moment w końcu nastąpi. Potem kraje UE będą musiały wdrożyć w swoim prawie nowe unijne zasady. Dla starszych diesli może to oznaczać koniec.