Relacja Autokult: N‑Gine Renault F1 Team Show! Jak było?
Jak wcześniej Wam zapowiadałem, wybrałem się na N-Gine Renault F1 Show, czyli spotkanie z Robertem Kubicą, które odbyło się na Torze Poznań. Jakie są wrażenia i wnioski? Jak było na tym największym motoryzacyjnym wydarzeniu w Polsce? Tłoczno, gorąco i głośno…
24.07.2010 | aktual.: 30.03.2023 13:29
Jak wcześniej Wam zapowiadałem, wybrałem się na N-Gine Renault F1 Show, czyli spotkanie z Robertem Kubicą, które odbyło się na Torze Poznań. Jakie są wrażenia i wnioski? Jak było na tym największym motoryzacyjnym wydarzeniu w Polsce? Tłoczno, gorąco i głośno…
Sam nie spodziewałem się takich tłumów. I chyba sam organizator też nie sądził, że do stolicy wielkopolski zawita tylu fanów. Właśnie, tylko czyich? Roberta Kubicy, czy może samej Formuły 1? Ciężko powiedzieć. Z pewnością większość przyszła zobaczyć jedynego polaka w tej topowej serii wyścigowej świata. Byli jednak również tacy, którzy Formułą 1 pasjonowali się na długo przed startem Roberta w F1. Według późniejszych informacji organizatora, przez tor w Poznaniu przewinęło się około 150 tysięcy fanów!
Początek nie był łatwy. Prosto z lotniska udaję się do Przeźmierowa, gdzie leży tor. Temperatura tamtego weekendu przekraczała 34 stopnie Celsjusza w cieniu. W słońcu było pewnie z 50! Siedzenie na otwartym torze nie jest najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem. Szczególnie pod słońcem.
Skwar poczuć można było już na wiele kilometrów przed torem. Część przybyła autobusami, specjalnie podstawionymi tego dnia, darmowymi i… bez klimatyzacji. Część wybrała się w podróż na własnych nogach, a pozostali okupowali swoje samochody w kilometrowych korkach. Rejestracje na samochodach pokazywały jak wielki i wyjątkowy to dzień. Nie zabrakło tablic z Pomorza, Śląska, Mazowsza, czy… Małopolski. Słowem, zjechała się cała Polska! A i pewnie kilku gości z zagranicy też można było znaleźć.
Pomimo tego, że mam rezerwację na parkingu w samym centrum toru, nie jestem w stanie tam dojechać. Mój lot do Poznania się opóźnił, więc plan aby przybyć wcześniej, przed korkami legł w gruzach. Dlatego zostawiam samochód gdzieś na poboczu, sporo przez bramą toru i ruszam na nogach. Tak docieram znacznie szybciej!
Gdy przekraczam ogrodzenie Toru Poznań, moim oczom ukazuje się zupełnie inny świat. Przynajmniej w Polsce! Nieprzebrane ilości kibiców. Fanów motosportu oraz tych, których przybycie miało na celu tylko jedno – zobaczyć Roberta na żywo. Sama atmosfera również wyjątkowa. Niczym piknik widywany na festiwalach muzycznych, czy słynnym Festival of Speed w Goodwood. Albo na torach w Hiszpanii. Wielkie kolejki do punktów gastronomicznych, szukanie wygodnych miejsc do polegiwania w nieco chłodniejszym cieniu. Wielka impreza. Najwięcej ludzi znalazło się przy tymczasowym pit stopie, miejscu serwisowym bolidu F1 Renault R30, gdzie Robert wsiadał i wysiadał po pokonaniu całego toru. To tam skandowano jego imię najgłośniej. Tam aparaty pstrykały najczęściej.
A czego można było oczekiwać? Program imprezy wyglądał nieźle. Na tor dostać się można było już o 9 rano. Jednak przez wszystkie długie godziny organizator, czyli Renault, nie pozwalał na chwilę nudy. No, może czasami. Jeżeli cierpiałeś na ADHD, mogłeś biegać i próbować wszystkiego. Od symulatorów jazdy, przez samodzielną zmianę koła w bolidzie wyścigowym, human joystick, czyli interaktywną grę zespołową, w której widownia za pomocą ruchu rąk sterowała pojazdem na ekranie, aż po liczne padoki Renault prezentujące auta z innych serii wyścigowych, czy też butik Renault F1 Team, gdzie każdy mógł sobie kupić gadżety i pamiątki - jeżeli znalazł w sobie tyle cierpliwości aby wystać w ogromnych kolejkach… i to na palącym słońcu.
Po jedenastej na tor zawitał główny bohater. Robert Kubica. Przywitanie odbyło się w Renault Megane CC, które okrążyło tor. Wiwatów i okrzyków nie było końca. Trzeba przyznać, że od czasu nieodżałowanego Bublewicza, nie było chyba tak kochanego kierowcy sportowego w naszym kraju. Hołowczyc, może. Ale to nie ta skala. Kubica jest najlepszym kierowcą wyścigowym w historii Polski i widzowie dali mu tego wyraz. Później sam podczas konferencji dodał: - Jestem pod wrażeniem, że tak dużo ludzi zjawiło się tutaj, żeby zobaczyć mnie w bolidzie. Starałem się, aby wszyscy naprawdę dobrze się bawili – dodał na koniec Robert Kubica.
Ale, do konkretów. Po powitaniu Kubica dostał mały, wolny prezent - stworzony wyłącznie na polski rynek model Renault Megane GT z serii limitowanej nazwanej… oczywiście Robert Kubica! Z taśmy produkcyjnej zjedzie (pewnie już zjechało) tylko 30 egzemplarzy tego auta. Podejrzewam, że za kilka lat warte będą znacznie więcej niż teraz. A może się mylę?
Później odbyło się uroczyste wykonanie hymnu polskiego w wykonaniu… silnika bolidu F1! O tym już mogliście przeczytać na naszych łamach. Kolejnym punktem były autografy, autografy i jeszcze raz autografy. Sesja miała być tylko jedna… a były trzy! Tuż po nich Robert zniknął na 2-3 godziny…
Powrócił w niezłym stylu, bowiem za kierownicą Renault Megane Trophy. Auto, choć pierwotnie urodzone jako kompakt, skończyło jako 360 konny, wyścigowy potwór. I tutaj już można było zacząć się zachwycać sportową jazdą. To już była delikatna zapowiedź tego, co miało wydarzyć się później. Dźwięk 3,5 litrowej jednostki napędowej V6 robił wrażenie nie tylko na laikach. Pierwsza setka? Wystarczy 3,67 sekundy!
Robert pokonał kilka okrążeń, zabierając co ważniejszych VIP-ów. Później tor odwiedzili również: wspaniała Karolina Czapka w Renault Megane Trophy. racząc wszystkich na koniec solidnym paleniem gumy oraz znana nie tylko z wyścigów dwójka - Maurycy Kochański i Jakub Śmiechowski w Formule Renault 2000.
Ale, nie będzie przesadą, jeżeli powiem, że wszyscy czekali tylko na jedną osobę! Roberta Kubicę w Renault F1 Team F30! I się wreszcie doczekali. Na danie główne trzeba było czekać do szesnastej. Robert zasiadł za kierownicą i do życia zbudziła się potężna jednostka napędowa V8 RS27-2010 o pojemności zaledwie… 2,4 litra. Mocy tak naprawdę nie zna nikt poza zespołem Renault, jednak wspomina się o wartości w granicach 700-800 KM! Przy masie 620 kg (z paliwem i kierowcą) to powoduje, że osiągi są - a raczej muszą być - powalające!
Robert pokonał 10 okrążeń. Choć wydawało mi się, że nawet nieco więcej. Bardzo szybkich okrążeń, podczas których na prostej startowej dobijał niemal 300 km/h! Już mogę zapowiedzieć tekst o mojej przygodzie z Radicalem na tym samym torze, gdzie osiągaliśmy maksymalnie 200 km/h. Zatem, 300? Hmm… szacunek. Jednak największe wrażenie robił sam dźwięk bolidu kręconego do maksimum. Kiedyś znalazłem się na belgijskim torze w Spa i miałem przyjemność oglądać GP Belgii F1 z miejsc tuż nad boksem Ferrari. Powiem jedno. Dochodziłem do siebie jeszcze przez kilka dni po samym wyścigu! Dźwięk na torze w Poznaniu nie był tak zwielokrotniony. Zamiast nastu, tylko jeden bolid. Ale słyszany był nie tylko na samym torze, ale nawet na oddalonym o kilka kilometrów od toru lotnisku Ławica oraz okolicznych osiedlach mieszkalnych. Raz na kilka okrążeń Robert zwalniał i co kilkaset metrów wykonywał rytualne palenie gumy, sprawiając że kibice raz zatykali uszy, raz bili brawo. Choć tego oficjalnie nie potwierdzono, to wiadomo że Kubica pobił (nieoficjalny) rekord toru! Gdzieś na poziomie 1:15 sekund…
Podsumowując. Impreza się udała? I tak, i nie. Większość narzekała na fatalną organizację Renault. Jednak uważam, że N-Gine Renault F1 Team Show pokazało jak wielkie są możliwości w naszym narodzie jeżeli chodzi o motosport. 17 lipca 2010 roku przejdzie do historii. Tego brakowało w naszym kraju i dziękować możemy głównie Robertowi, ale też Renault, że dzięki nim zainteresowanie sportem motorowym, w tej chwili niestety głównie Formułą 1, jest takie ogromne…
Zatem, drodzy kibice, fani motoryzacji – ruszajmy na tory! Kibicujmy i bywajmy. Cały czas narzekamy, że nic się nie dzieje w polskim motosporcie. Ale, bijąc się w pierś. Na ilu rajdach, czy wyścigach w tym roku byłeś?!