Przegląd techniczny w czasach epidemii – pojechaliśmy sprawdzić, co się zmieniło
W związku z tym, że rząd nie planuje czasowego zwolnienia kierowców z obowiązku przeprowadzania badań technicznych pojazdów, stacje kontroli musiały przystosować się do przyjmowania klientów. Sprawdziliśmy, jak w czasie epidemii przebiega cały proces i jak bardzo się zmienił w stosunku do czasów przed pandemią.
17.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:32
Z racji narzuconych obostrzeń - spowodowanych epidemią koronawirusa - wiele osób unikało wychodzenia z domu. W związku z tym pojawiały się pytania, czy osoby, którym zbliża się koniec przeglądu technicznego w pojeździe, zobowiązane są udać się na stację kontroli pojazdów, aby wykonać obowiązkowe badanie.
Okazało się, że rząd na razie nie planuje zwolnienia kierowców z obowiązku przeprowadzenia przeglądu. Wyjątkiem są tylko osoby objęte kwarantanną lub leczeniem z powodu zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Mogą one liczyć na wydłużenie terminu przeglądu o 7 dni od dnia zakończenia kwarantanny lub leczenia.
Ponieważ sam nie odbywam leczenia ani nie jestem objęty kwarantanną, musiałem udać się na stację kontroli pojazdów w celu wykonania przeglądu.
Czas na badanie. Nie pozostałem w aucie
Gdy przyjechałem na plac przed stacją, na badanie wjeżdżał akurat inny pojazd, więc musiałem cierpliwie czekać na swoją kolej w samochodzie. Aby postronne osoby nie wchodziły do hali, przed wejściem rozciągnięta była taśma, zdejmowana tylko przez pracowników podczas wprowadzania samochodów do środka.
Nadeszła moja kolej. Diagnosta po dezynfekcji rąk i z maseczką zasłaniającą usta i nos poprosił o pozostawienie kluczyków i dokumentów w pojeździe oraz opuszczenie go. Po wstępnych oględzinach pracownik stacji zajął miejsce za kierownicą i wjechał na "ścieżkę". Z podobną sytuacją spotkał się niedawno nasz czytelnik Maciej. Po całym procesie i zaparkowaniu pojazdu na placu pozostało już tylko załatwić resztę formalności — przed biurem (wstęp do niego mieli tylko pracownicy), z zachowaniem odpowiedniej odległości.
Jak dowiedziałem się od diagnosty, zmiany dotyczące sposobu działania stacji, miały formę zaleceń, a nie nakazów. Ministerstwo Infrastruktury ograniczyło się do opublikowania "wykazu dobrych praktyk", które są zalecane podczas epidemii koronawirusa. Możemy w nich przeczytać m.in. o ograniczeniu kontaktu kierowcy z diagnostą do niezbędnego minimum (potwierdzam, tak było) czy nieopuszczania pojazdu podczas przeglądu.
Zobacz także
Chociaż do tego ostatniego nie doszło, diagnosta tłumaczył to koniecznością zapewnienia odpowiedniej jakości usług. Niektóre badania i tak wymagałyby zajrzenia do środka pojazdu, co oznaczałoby zbędny kontakt kierowcy z pracownikiem stacji.
Ruch większy niż przed epidemią
Diagnosta zdradził mi, że ruch wyraźnie się zwiększył tuż przed nałożeniem głównych obostrzeń. Kierowcy przyjeżdżali na stację kontroli pojazdów w obawie, że ta zostanie zamknięta z powodu nałożonych ograniczeń.
Teraz, gdy sytuacja nieco się uspokoiła, a kolejne obostrzenia są zdejmowane, ruch wciąż jest duży. Diagnosta twierdził, że mają pełne ręce roboty, a ruch w kwietniu i maju był nawet większy niż przed wybuchem epidemii koronawirusa. Wszystko jednak wciąż przebiega z zachowaniem odpowiednich środków bezpieczeństwa.
Inaczej? Trochę na pewno
Byłem zaskoczony, że cały przegląd przebiegł właściwie bez żadnych niemiłych niespodzianek ani nieznanych dotychczas wytycznych. I nie mówię tu wcale o samochodzie. Być może wynikało to już z pewnego rodzaju "przyzwyczajenia" do wprowadzonych zasad. Z reżimem sanitarnym mamy dziś do czynienia niemal w każdej dziedzinie życia. Wszystkie środki bezpieczeństwa, z którymi spotkałem się wcześniej, znalazły się i tutaj.
Myślę, że gdybym sam przejeżdżał przez ścieżkę diagnostyczną, wykonując polecenia diagnosty, cały przegląd miałby nieco inny charakter i bardziej zapadłby mi w pamięć. Mimo wszystko, środki bezpieczeństwa, zachowane na stacji diagnostycznej, były - w mojej ocenie - wystarczające dla mojego zdrowia oraz komfortu psychicznego.