Prawdziwe eldorado w lumpeksie
Nie cierpię zapachu niemieckiego proszku pomieszanego z workami, w których ciuchy przemierzyły długą drogę do swojego celu, czyli do lumpeksu.
16.06.2014 | aktual.: 17.06.2014 10:31
Oczywiście chyba tak jak każdy, byłem w tzw. śmierdzącym lumpie, kiedyś był to obciach, nie można było się przyznać że chodzi się do lumpeksu, a niech ręka Boska broni aby mieć coś z niego! Teraz już bez problemu mogę powiedzieć że byłem w lumpeksie, myślę że czasy się zmieniły i ludzie zrozumieli że oprócz różowej panterkowej narzutki na barki można dostać również ciekawe rzeczy, i to nie tylko ubrania. Pierwszy raz jakieś dwa lata temu miałem styczność z lumpeksem który oprócz ciuchów posiadał w swoim asortymencie gry planszowe, filmy czy elektronikę. Może to nie były najnowsze smartfony, ale takie rzeczy jak discman czy radio na płyty cd nikogo nie dziwiły. Jednak pamiętam że kiedy pierwszy raz wszedłem do lumpeksu byłem zadziwiony i oszołomiony atmosferą tam panującą. Walki w klatkach? Nic ciekawego. Polecam przyjść do najpopularniejszego w mieście lumpu w dzień dostawy i lepiej mieć ochraniacz na zębach. Mając trochę czasu będąc w centrum miasta razem z dziewczyną często wchodzimy aby poszukać oprócz ciuchów, takich perełek jak te widoczne na zdjęciach, które dla nas - motoryzacyjnych oszołomów są na wagę złota, wejdźcie czasami do lumpeksów i pochwalcie się swoimi skarbami.
Pierwsza zdobycz, czyli przepiękny samochód który stoi na moim parapecie i zadziwia. Jest bardzo dobrze wykonany, i wygląda tak, że od razu się w nim zakochałem. Mam jeszcze mały problem z rozpoznaniem marki, ponieważ nasuwa mi się parę nazw: Lincoln KB z 1932 roku (to nie jest coupe, ale jest bardzo podobny) lub może Chrysler Imperial? Będę na pewno głowił się parę lat aż w końcu zostanie mianowany tym czym według mnie jest.
Posiadam wszystkie możliwe Polskie tłumaczenia książek Jeremy'ego Clarksona, jednak nigdy nie posiadałem książki anglojęzycznej, która tak bardzo różni się pod względem wizualnym jak i niekiedy powalającymi tekstami. Zapłaciłem za nią, jeśli dobrze pamiętam, około 12 zł, a jakość zdjęć jak i okładki jest dosłownie idealna. Nie ma żadnej skazy, żadnych popisanych stron czy dorysowanych wąsów. Uwielbiam ją i stoi dumnie na mojej półce motoryzacyjnych książek.
Nie ma go niestety już z nami od 7 lat, jednak jest w naszych sercach i na filmach. Uwielbiałem grać w gry komputerowe sygnowane jego nazwiskiem. To był pierwszy kierowca rajdowy który wzbudzał u mnie ogromny uśmiech i podziw. Nie widziałem go nigdy na żywo, czego żałuję, jednak staram się jak najdłużej zapamiętać te wspaniałe rajdy na których dominował nad wszystkimi. Dlatego też kiedy zauważyłem w lumpeksie oryginalne płyty o życiu i rajdach Colina McRae bez zastanowienia wyciągnąłem portfel i zapłaciłem kwotę, która nie miała dla mnie żadnego znaczenia, musiałem je mieć. Rewelacyjne ujęcia i klimat którego brakuje w dzisiejszych filmach, dla prawdziwego fana rajdów i wyścigów jest to ogromny skarb, dla mnie jest całą skrzynią skarbów.