Powinni tego zabronić
Korek o poranku, zły dzień w pracy, korek po południu. Żeby zrekompensować sobie bóle i trudy parszywego dnia zajeżdzam do dzielnicowego Subwaya, gdzie dzięki kuponowi rabatowemu nabywam w cenie promocyjnej dowolną kanapkę 30 cm + napój 0.4 l. Siadam przy oknie. Obserwuję.
02.10.2014 | aktual.: 08.10.2022 09:01
Scena pierwsza.
Na wyspę między jezdniami wbija się śliczne czerwone Audi S5. Krawężnik wysoki, ale auto jakoś ślamazarnie się na niego gramoli. Ze środka wysiada zmęczony elegant w wieku około lat czterdziestu, przechodzi przez drogę i znika w delikatesach. Wraca po kilku minutach z ciężką torbą zakupów. Wsadza ją do bagażnika, ostrożnie zjeżdża z krawężnika, i powolutku odjeżdża...
Scena druga.
Kolejka aut na skrzyżowaniu. Nowoczesny, czerwony LED oświetla zmęczone i smutne twarze kierowców. Między Kią cee'd a VW pasiorem stoi czarne BMW X1. Duży napis na bocznych drzwiach głosi: "EKSTREMALNA WOLNOŚĆ JUŻ OD 1100 zł NETTO MIESIĘCZNIE". Zielone się zapala, auta powoli ruszają.
W głowie zaczyna kiełkować myśl. Wracam do domu. Zrzucam parszywe korpociuchy, ubieram wczorajszy T-shirt i krótkie spodenki. Siadam na kanapie i odpalam wirtualny świat. Patrzę co dziś ciekawego się wydarzyło. Hmmm zabawne, Niemiec w BMW 5 kombi prawie taranuje Zafirę (YT: "a po Pile jeżdżę tak"). Chwilę później trafiam na odgrzewany hit, który z chęcią odpalam:
Sail-Awolnation Feat. Mad Mike
W trakcie oglądania, kiełkująca myśl nabiera wyraźnych już kształtów. Jest już pomysłem. Żeby ją doszlifować i później przekazać co chodzi mi po głowie, oglądam jeden z ulubionych odcinków Chrisa Harrisa:
The 1992 Ferrari 512 TR: A /DRIVE Film.
Dla pełnej jasności i klarowności przekazu, wrzucę kolejny, ostatni już filmik z innej branży. Polecam go wszystkim niezależnie od zainteresowań, bo po nim przedstawię małą ciekawostkę potwierdzającą moją hipotezę:
THE ART OF FLIGHT - PASSION
Wiecie już. Rozumiecie. Czaicie i kumacie. Całymi garściami łapiemy, chwytamy, łykamy, chapiemy jak młode pelikany. Nierzeczywisty obraz świata. Oglądamy, pożądamy, pragniemy rzeczy niemożliwej do spełnienia. Zakochujemy się w obrazie stworzonym wspólnymi siłami przez marketingowców, sponsorów, zespoły filmowe, wielkie marki i specjalistów od psychologii.
Obserwujemy Chrisa Harrisa lecącego w spowolnieniu bokiem kultową Testarossą w pięknym (ekhm) garniturze. Po pięknej pustej drodze.
Patrzymy jak Mad Mike lecąc pełną p*zdą przechodzi płynnie z jednego boku w drugi. I robi to na pięknej, pustej drodze. To na torze. To na innej drodze.
A potem wsiadamy w nasze wypucowane, wychuchane, kupione za cholernie ciężkie kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy złotych auto, jedziemy na przejażdżkę i jasne - jest przyjemnie. Ale gdzieś z tyłu głowy tli się niedosyt. Bo między fajnymi zakrętami jest spora odległość. Bo studzienka kanalizacyjna jest 5 cm poniżej poziomu asfaltu. Bo paliwa nie za wiele. Bo z naprzeciwka jedzie auto, bo przejażdżka ma na celu zrobienie zaopatrzenia w markecie w pieluchy cukier i piersi kurczaka. Generalnie, bo ŻYCIE.
Celowo na trzecim miejscu umieściłem Art of Flight Red Bulla. Postprodukcja tego filmu kosztowała 5x więcej, niż zarobię w ciągu całego życia. Każda klatka w filmie była kadrowana, kolorowana, wyostrzona, zblurowana, spowolniona albo przyspieszona i efekt jest taki, że film średnio przypomina to, co zostało nakręcone. Ba, krajobraz w filmie jest niepodobny do tego z rzeczywistości. Zresztą cały film nijak ma się do rzeczywistości. Kto był kiedyś na nartach czy snwbrd wie o czym mówię.
I teraz meritum. Tak jak w przestrzeni publicznej była wielka burza na temat nierealnego, tuningowanego Fotoshopem obrazu kobiet w reklamach i czasopismach, tak moim zdaniem w tego typu produkcjach powinny być ostrzeżenia: