Pierwsza jazda: Toyota Yaris TRC - nowy polski puchar jest idealny, by wejść w świat wyścigów
Kiedy wskazówka zbliżała się do 7 tys. obr./min., wnętrze wypełniał surowy syk wolnossącego silnika, a na szczycie zakrętu prędkościomierz wskazywał 160 km/h nie do końca wierzyłem, że siedzę za kierownicą małej białej toyoty, która raczej występuje w roli taniego auta flotowego niżeli wyścigówki. Nowy puchar Toyota Racing Cup w ramach WSMP startuje w 2023 roku, a ja miałem już okazję zasmakować, z czym zmierzą się zawodnicy.
Temat taniego ścigania w Polsce można uznać za kontrowersyjny. Z założenia bowiem jedno z drugim się wyklucza. Szczególnie jeśli mówimy o poważnej rywalizacji, a nie rozrywkowych track dayach. Wiele inicjatyw przez lata nie tylko zaprzeczało temu stereotypowi, ale także udowadniało, jak potrzebne są podobne działania. Wystarczy wspomnieć słynną, ale niestety zamkniętą w 2019 r. serię Kia Picanto Cup.
Tymczasem w 2023 roku rusza nowy puchar Toyota Racing Cup, którego promotorem jest Complex Motorsport, a głównym bohaterem — Toyota Yaris. Tak, samochód, który w zeszłym roku był drugim najchętniej wybieranym autem w Polsce. Tymczasem mała toyota idealnie wpasowuje się w ideę ścigania za (stosunkowo) niewielkie pieniądze, mając wszelkie predyspozycje, by obniżyć koszty do minimum.
Formuła różni się od tej prezentowanej przez Unitel Mazda MX-5 Cup, gdzie zawodnicy nie muszą kupować swojego samochodu, tylko przyjeżdżają na tor i wsiadają od razu do gotowych aut. W TRC poza koniecznością posiadania licencji wyścigowej trzeba dysponować własnym, seryjnym yarisem czwartej generacji. Co ważne, nie musi być to nowe auto z salonu.
Następnym krokiem jest oddanie toyoty w ręce specjalistów, którzy przygotują ją do startów. Na dzień dobry z wnętrza wylatuje praktycznie wszystko, poza deską rozdzielczą, która przyozdabiana jest wyłącznikiem zapłonu. Miejsce tylnej kanapy i standardowych siedzisk zajmują klatka bezpieczeństwa, gaśnica, kubełkowe fotele oraz pasy szelkowe — wszystko z homologacją sportową.
Kolejne zmiany obejmują m.in. gwintowane zawieszenie BC Racing, mocniejsze hamulce StopTech oraz sportowy, przelotowy wydech, który fonetycznie wydobywa to, co najlepsze z 3-cylindrowego silnika 1.5. Ten ostatni pozostaje prawie seryjny. "Prawie", bowiem dzięki drobnej modyfikacji dolotu, jednostka nie tylko chętniej wkręca się na obroty, ale generuje także 10 bonusowych koni mechanicznych względem seryjnych 125.
Aby podkreślić, że rywalizacja nie ma charakteru finansowego, wszystkie samochody przystępujące do wyścigu mają taką samą specyfikację. Zasobność portfela zawodnika nie będzie więc determinować jego potencjalnej przewagi na starcie. Uczestnicy będą mogli jedynie w pewnym zakresie regulować nastawy podwozia oraz decydować o strategii wykorzystania opon.
Organizatorzy zapewniają bowiem także ogumienie. Na początku sezonu każdy otrzymuje komplet czterech opon na samochód, ale po każdej rundzie wyposażenie garażu wzbogacą tylko dwie nowe. Zawodnik będzie więc musiał rozsądnie podejść do kwestii stylu jazdy oraz właściwie rozplanować strategię. To kolejny element, który nie tylko wzmocni ducha rywalizacji i wprowadzi dodatkową szczyptę emocji, ale szczególnie młodym uczestnikom pozwoli rozwijać wiedzę oraz zdobyć doświadczenie.
Koszt przygotowania auta do sezonu wyceniana jest na 60 tys. zł netto, co może wydawać się z pozoru dużą kwotą, jednak w realiach wyścigowych to dolna półka. Organizatorzy mają nadzieję, że w pierwszym sezonie uda się zamknąć listę startujących z 10 nazwiskami, by stworzyć indywidualną klasę.
Pierwsi chętni już są. Puchar będzie się składać z pięciu rund, z czego cztery odbędą się w Polsce, a jedna za granicą. Jeśli myślicie jednak, że toyota yaris nie wystarcza, by dostarczyć czystych, wyścigowych emocji, to bardzo się mylicie.
Wycisnąć ostatnią kroplę
Kiedy tylko usłyszałem, że mogę jako pierwszy dziennikarz z Polski wziąć udział w przedsezonowych testach wyścigowego yarisa, nie wahałem się ani sekundy. W pochmurny poranek dojechałem na Slovakia Ring, gdzie przy okazji nie tylko odbywały się inne zawody z cyklu Toyota GR Cup, ale swoją rywalizację mieli także członkowie klubu Porsche. Po wciśnięciu się w kombinezon i zapoznaniem się z autem "na sucho", z niecierpliwością oczekiwałem na wyjazd na tor.
Na pierwszy rzut oka biały yaris wyglądał niczym samochód zbuntowanego przedstawiciela handlowego, który nie wyłącza lewego kierunkowskazu nawet po zjeździe z autostrady. W końcu nadchodzi kolej mojej grupy. Muszę jednak ostudzić zapędy, bowiem pierwszy przejazd po blisko 6-kilometrowej nitce słowackiego toru pokonam na prawym fotelu, w towarzystwie Arkadiusza Sałacińskiego, który wraz z Michałem Horodeńskim regularnie startuje w rajdach.
Godzinę później dopinam rękawice, wciskam się między pałąkami w ciasny, kubełkowy fotel, po czym mechanik pomaga dociągnąć szelkowe pasy. Mając w głowie wszystkie przekazane uwagi, czekam na sygnał wyjazdu na tor. Wyczynowe slicki potrzebują rozgrzewkowego okrążenia, żeby nawiązać rzetelną dyskusję z asfaltem i wreszcie mogę śmielej przycisnąć gaz do podłogi.
Wiem, że jadąc skromnym, ledwo 135-konnym yarisem brzmi to osobliwie, a nawet karykaturalnie, ale kiedy mijasz padok pędząc blisko 190 km/h, odczucia są poważne. Bardzo poważne. Dohamowanie przed pierwszym, szybkim zakrętem ujawnia lekkość tylnej osi, która zbagatelizowana lubi uciec na zewnątrz.
Przywołanie auta do porządku przychodzi szybko i już mogę gnać ku następnemu łukowi. Przed nim Arek kazał mi nie hamować, a jedynie lekko odjąć gaz. Słuchając jego rad, na szczycie zakrętu licznik pokazuje 160 km/h, natomiast toyota wydaje się tym faktem niewzruszona. Slicki kleją już jak szalone i wydaje się, że yaris chce jeszcze więcej. Proszę bardzo. Cyk, "piąteczka" i znów zbliżam się do prędkości maksymalnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Toyota swoje oblicze pokazuje jednak na sekcji z ciasnymi nawrotami. Tylko nieco ponad 900 kg masy sprawia, że yaris przemyka po nich z lekkością godną górskiej kozicy, siedząc na zderzaku znacznie mocniejszym rywalom. Z szeroko rozstawionymi w narożnikach kołami zdaje się mocno stąpać po asfalcie. Przy zmianach kierunku zachowuje się niczym jaszczurka i robi to bez wahania.
Zwinnie prześlizguję się po ostatnim "apexie" krętej sekcji i znów 3-cylindrowy silnik może odetchnąć pełną piersią. Nieduża moc na papierze nie robi wrażenia, ale kuracja odchudzająca uwypukla potencjał małego silnika, który nie boi się wysokich obrotów. Po kilku okrążeniach wysiadam z wyraźnymi śladami potu na czole. A przede mną jeszcze kilka takich sesji. Dzień zakończyłem w przyzwoity sposób — wykręciłem drugi czas w swojej klasie pojemnościowej.
Od czegoś trzeba zacząć
Toyota Yaris TRC świetnie odnajduje się w roli taniej wyścigówki. Nie chodzi tylko o części i serwisowanie. Mały hatchback jest bardzo przewidywalny w prowadzeniu. Nawet gdy w drugiej połowie dnia zaczął padać deszcz i tył coraz chętniej tańczył na zakrętach, za każdym razem udawało mi się wyratować go z opresji. Stosunkowo łagodny charakter auta pozwala zapoznać się z warunkami na torze, charakterystyką ścigania oraz samym sobą.
Każde przejechane okrążenie zachęca do stawiania nowych granic — później zahamować, szybciej wejść w zakręt, wcześniej zacząć przyspieszać. Poczucie pełnej kontroli nad autem przychodzi łatwo, podobnie jak przywrócenie go do porządku w razie chwili nieuwagi. To ważne cechy szczególnie dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę ze ściganiem. A przecież głównie do nich ten puchar jest skierowany.
Sam wybór auta obrazuje też, że stawiając pierwsze kroki w świecie wyścigów, nie chodzi o moc czy prędkość. Choć ta druga jak na yarisa i tak jest spora. Tu liczą się cechy kierowcy, które przydają się w motorsporcie. Nowa seria to pole do zdobycia wiedzy i doświadczenia. Niezmiernie cieszy mnie to, że takie inicjatywy wciąż są podejmowane. Nie pozostaje mi nic innego, jak trzymać kciuki za sukces tego przedsięwzięcia.