Pierwsza jazda: nowe BMW Serii 2 Coupe – miało wrócić do korzeni, a zapatrzyło się w większego brata
Producenci, chwaląc się nowym autem, coraz częściej odwołują się do historycznych modeli. Nie inaczej jest w przypadku nowej Serii 2 Coupe, która czerpie z rodziny 02. W niektórych kwestiach wzoru upatrywano jednak gdzie indziej, o czym miałem okazję przekonać się podczas pierwszych jazd.
Trudno nie mówić o kontrowersjach, które ostatnimi czasy wywołało BMW. Seria 4 zdążyła się już opatrzeć, ale wtedy na ratunek przyszedł iX. Niedawno Bawarczycy pokazali też światu nową Serię 2 Coupe. Tu odbiór był nieco spokojniejszy, choć nie obyło się bez kąśliwych uwag, szczególnie dotyczących tyłu samochodu.
Dlatego pojechałem w okolice Monachium, by poznać nowe najmniejsze coupe z bliska. Od razu was uspokoję — na żywo wygląda o wiele lepiej. A wiem, co mówię, bo sam nie byłem do niego przekonany po tym, jak zobaczyłem pierwsze zdjęcia. Proporcje, które styliści z Monachium zaserwowali "dwójce", są wręcz idealne. Wystarczy spojrzeć z boku. Długa maska i spory tylny zwis świetnie współgrają z filigranową linią dachu, a płaskie boczne powierzchnie (z kasetowymi klamkami) mocno uwydatniają wyeksponowane błotniki. Jest jeszcze kwestia "nerek" – dopiero po chwili zdajemy sobie sprawę, że wycięto pionowe poprzeczki zewnętrzne, a przepływ powietrza regulują wewnętrzne żaluzje.
Z jednej strony nowa Seria 2 Coupe wydaje się drobna, ale z drugiej – to naprawdę duży samochód. Względem poprzednika BMW urosło o 105 mm wzdłuż, 64 mm wszerz, a rozstaw osi zwiększył się o 51 mm. Przy okazji linia dachu przebiega 28 mm niżej niż wcześniej. "Dwójka" mierzy teraz 4,5 m, jest szeroka na 1,84 m, wysoka na prawie 1,4 m, a rozstaw osi wynosi 2,74 m. Tym samym jest większa od… BMW Serii 3 Coupe generacji E46. Zaskoczeni? Bo ja byłem w niemałym szoku.
Nie można też przejść obojętnie obok deklaracji Bawarczyków, że nowa Seria 2 Coupe odwołuje się do rodziny 02 sprzed ponad 50 lat, która jest protoplastą dzisiejszej "dwójki". Nawiązania można m.in. dostrzec w przednich reflektorach z pojedynczym segmentem czy w tylnych światłach (oczywiście jedne i drugie są w pełni LED-owe już w podstawie).
Kwestia odwołania do dawnego krewnego była też rzekomo poruszana przy pracach nad układem jezdnym "dwójki", który ma wyróżniać się niesztampowym prowadzeniem i osiągami, zapewniającymi mu zadziorny i lekko łobuziarski charakter. Jednocześnie inżynierowie mieli czerpać z zawieszenia obecnej Serii 4. I uważam, że na to ostatnie zapatrzyli się nieco za bardzo.
Dojrzały? Aż za bardzo
Nie mogę zarzucić nowej Serii 2 Coupe, że jest samochodem mało angażującym, nieemocjonującym czy źle prowadzącym się. Wręcz przeciwnie. Nowa "dwójka" jest sztywna i świetnie wyważona. Ma tylnonapędowy charakter (mimo napędu xDrive) i bezpośredni układ kierowniczy. Sęk jednak w tym, że… całość sprawia wrażenie zbyt dojrzałego. A przecież to z zasady małe coupe.
Częściowo jest to kwestia masy. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że coupe przytyło, ale testowane przeze mnie topowe M240i ma, uwaga, prawie 1700 kg! To więcej, niż waży kompaktowy sportowy SUV. Inną sprawą jest, że "dwójka" sprawia wrażenie bardzo przewidywalnej w swoim zachowaniu i odcina nas od niektórych bodźców, które pozwoliłyby lepiej poczuć, co dokładnie dzieje się z samochodem.
Brakuje w niej dziecięcego pierwiastka, którego spodziewałbym się po małym coupe. Szczypty zadziorności. W końcu pod maską galopuje 374 KM produkowane przez rzędowy, 6-cylindrowy silnik (a 500 Nm dostępnych jest już od 1900 obr./min.), któremu nie można odmówić chęci do życia. Pierwsza setka pojawia się na zegarach już po 4,3 s! A przecież wcale nie mówimy tu o pełnoprawnym produkcie M.
Ten sam silnik oraz skrzynię biegów (8-biegowy automat jest standardem) znajdziemy zresztą też w M440i. Jeśli dodamy do tego wcześniej wspomniany fakt, że zawieszenie było inspirowane właśnie Serią 4, zaraz możemy otrzymać "czwórkę" w nieco krótszym nadwoziu. Gdybym wsiadł do Serii 2 z zawiązanymi oczami, zdjął opaskę dopiero w środku i przejechał się po asfaltowej wstędze, trudno byłoby mi jednoznacznie wskazać, czy mam do czynienia z małym, fikuśnym, czy może nieco bardziej dostojnym, ale wciąż sportowym coupe.
Nie zrozumcie mnie źle. Być może inaczej jest w niżej sytuowanych wersjach z napędem wyłącznie na tył i nieco niższą masą. W końcu dodatki swoje ważą. W bazowej wersji kierowca może liczyć na amortyzatory ze zmienną siłą tłumienia, w topowym M240i do dyspozycji jest już sportowe zawieszenie w parze z napędem na 4 koła. W moim egzemplarzu było dodatkowo adaptacyjne podwozie (opcja za 2,3 tys. zł) i muszę przyznać, że zapewniało satysfakcjonujący kompromis między komfortem a wyczuciem auta.
Na większych dziurach czuć co prawda, że nie mamy do czynienia z wygodną limuzyną, ale zarówno poziom amortyzacji, jak i wygłuszenie nie dają pola do narzekań. Podczas manewrów "dwójka" daje jasne sygnały, że jest zwartym autem – w porównaniu do poprzednika sztywność skrętna nadwozia wzrosła o 12 proc. – a masa rozłożona jest praktycznie idealnie w stosunku 50:50.
Wydaje się więc, że nie powinienem wybrzydzać. A jednak. Wyznaczona przez bawarskie landszafty trasa dała sporo satysfakcji, a aktywny dyferencjał przy tylnej osi pozwalał zgrabnie przemykać między serpentynami, jednak niemieckie ułożenie w dostrajaniu podwozia i ogólny charakter nowej "dwójki" zdominowały dotychczasową nutę nonszalancji i lżejszego podejścia do sprawy.
Wygodnie i prestiżowo, czyli tak, jak trzeba
Także wnętrze na dobrą sprawę niewiele odstaje od "czwórki". Poza niemal identycznym kokpitem z 12,3-calowym ekranem multimedialnym (z łącznością internetową, Android Auto i Apple Car Play) i 10,25-calowymi cyfrowymi zegarami, wyróżnia się tu nieco niższa i głębiej osadzona pozycja za kierownicą. A jest się gdzie rozgościć, bo opcjonalne, kubełkowe fotele za 4,1 tys. zł nie tylko zapewniają świetne podparcie ud i trzymanie na zakrętach, ale są po prostu bardzo wygodne.
O wygodzie z kolei nie można mówić, siedząc z tyłu. Osoby mojego wzrostu nie powinny nawet próbować się tam zmieścić, bo łatwiej będzie wcisnąć kawałeczek serniczka po wigilijnej kolacji. Plusem są za to dwa gniazda USB-C dla pasażerów z tyłu oraz indywidualny panel 3-strefowej klimatyzacji (w standardzie), który umożliwia nawet wybór między nawiewem na stopy i en face. Lepsze wrażenie robi bagażnik, który urósł do poziomu 390 l. To wynik, którym nie mogą się pochwalić niektóre kompakty.
Poza łącznością internetową, Android Auto i Apple Car Play, nowością jest także wyświetlacz head-up (za 4 tys. zł) oraz znacznie szerszy pakiet asystentów jazdy. Już w podstawie można liczyć na system rozpoznawania ograniczeń prędkości, asystenta awaryjnego hamowania czy asystenta pasa ruchu. Za dopłatą możemy mieć m.in. asystenta jazdy w korku, system ostrzegania o ruchu poprzecznym, o pojeździe w martwym polu, a także rozszerzonego asystenta parkowania i system kamer 360 stopni, z których obraz, jak przystało na BMW, jest nieskazitelny.
Dużym plusem jest, że nowe BMW Serii 2 Coupe bardzo dojrzało w kwestii wykończenia i wyposażenia. Szkoda jednak, że podobne kroki zostały poczynione w podwoziu i układzie jezdnym. Zbytnia przewidywalność i wygłuszenie niektórych reakcji sprawiły, że "dwójce" bardzo blisko jest pod wieloma względami do większej "czwórki". A przecież charakterem, co sugeruje zresztą figlarne nadwozie, powinna przypominać podrośniętego szczeniaka, któremu zdarza się bawić własnym ogonem. Tym bardziej jestem ciekaw, jak będzie jeździło nowe M2. Bo przecież się go doczekamy. Pytanie jednak, czy bliżej mu będzie do zabawowego stylu poprzednika, czy zabójczego charakteru M3 i M4. Miejmy nadzieję, że stanie na tym pierwszym.