Pierwsza jazda: Nissan Ariya Nismo - musisz go zrozumieć
Nissan wprowadza do oferty topową odmianę modelu Ariya. Dumnie nosi ona nazwę Nismo. Co ona oznacza? Na pewno moc, ale - zaskakująco - też komfort. Choć wiele osób może się zdziwić, to po chwili wszystko nabiera sensu.
Sportowe samochody elektryczne? Jest ich trochę. Sportowe SUV-y na prąd? Może wydawać się to nietypowe, ale też nie brakuje ich na rynku. Nie jest więc niespodzianką, że Nissan postanowił stworzyć Ariyę w odmianie Nismo. Jednak nazwa ta nie jest jednoznaczna. Wielu kojarzy się z prawdziwie sportowymi maszynami, jak najbardziej ekstremalny GT-R czy najszybsze odmiany innych coupé z Japonii. Z drugiej strony nie zapominajmy, że logo Nismo widzieliśmy też na takich modelach jak Juke, a na innych rynkach również Micra (a dokładniej March), Patrol czy Note. Mieliśmy więc dwa różne podejścia do tematu i nie powinno być niespodzianką, że Aria jest członkiem tej drugiej grupy.
Jeśli oczekiwaliście modelu pokroju Hyundaia Ioniqa 5 N, to po prostu idźcie do salonu koreańskiej marki. U Japończyków chodzi o co innego. I mimo iż może nieco brakuje tu emocji, to takie podejście też ma wiele sensu.
Zacznijmy od teorii
Jak zawsze podczas prezentacji nowego modelu, zanim jeszcze wsiadłem za kierownicę, przedstawiciele japońskiej marki szczegółowo wyjaśnili, co takiego zmieniło się w Ariyi w odmianie Nismo. Poprawiono przepływ powietrza pod samochodem, a szersza płaska powierzchnia za tylną osią ma zapewniać więcej docisku aerodynamicznego. Dopracowano też aerodynamikę nadwozia i dodano spoiler z tyłu. Efekt może robić wrażenie, gdyż współczynnik docisku poprawił się o 40 proc. Jak się dowiedziałem - współczynnik oporu przy tym wzrósł w stopniu mikroskopijnym. Jednak zarazem trzeba zaznaczyć, że niestety już standardowa Ariya nie jest w tej kwestii wzorem.
Nissan chwali się, że Ariya Nismo ma bardziej sportowe zawieszenie, ale do tego, jak i do kwestii aerodynamiki jeszcze wrócę. Natomiast przyjrzyjmy się stylistyce, bo to ona okazuje się tu jednym z najważniejszych aspektów. Mamy wszystkie cechy charakterystyczne modeli Nismo, a przede wszystkim czarny dół uzupełniony czerwonym pasem biegnącym wokół auta. Do tego specjalny wzór czarnych felg (z oponami Michelin Pilot Sport), bardziej sportowy tylny zderzak z centralnym światłem wzorowanym bolidami z Formuły E i oczywiście zestaw oznaczeń. Podobnie jest w kabinie, gdzie mamy specjalną tapicerkę, logotypy Nismo na fotelach i konsoli centralnej, a także czerwone podświetlenie.
Skoro już mowa o kabinie, to nadal uważam, że jest to jedno z najładniej zaprojektowanych nowoczesnych wnętrz, które jest zarazem futurystyczne, ale też przemyślane. I tu warto wspomnieć, że Nissan zrezygnował z elektrycznego otwierania centralnego schowka - rozwiązania gadżeciarskiego, ale zarazem niezbyt wygodnego.
Natomiast najważniejsza cechą wyróżniającą Nissana Ariyę w wersji Nismo jest oczywiście napęd. Ponieważ mamy tu dwa silniki i napęd na cztery koła, to będę porównywał tę odmianę z dotychczas najmocniejszą Ariyą, która ma tak samo rozwiązane 4WD. Zatem standardowy model e-4orce (tak Nissan nazywa elektryczny napęd na cztery koła) ma 306 KM (225 kW), natomiast Nismo to już 435 KM (320 kW). W obu przypadkach maksymalny moment obrotowy to 600 Nm. Obie odmiany mają też taki sam akumulator o pojemności 87 kWh. Do liczb jeszcze wrócę za chwilę, gdy będzie mowa o praktyce.
Natomiast kończąc teorię, trzeba wspomnieć, że oczywiście sterowanie napędem, ale też ABS czy kontrola trakcji zostały dostosowane do większej mocy, zmienionego zawieszenia oraz dużo bardziej przyczepnych opon.
Czas na praktykę
Ponieważ miałem już okazję parę razy jeździć standardową Ariyą e-4orce, to zacznę od niej. 306 KM to sporo i jeszcze niedawno była to moc zarezerwowana dla naprawdę agresywnych aut sportowych, a nie rodzinnych SUV-ów. Jednak Nissan mnie tu trochę zaskoczył. Przy takiej liczbie koni mechanicznych 5,7 s do 100 km/h jest niezłe, ale nie imponuje. Jednak sucha wartość nie jest tu kluczowa. To po prostu najspokojniejsze elektryczne 300 koni, z jakimi miałem do czynienia. Napęd elektryczny, który zapewnia od startu maksymalny moment obrotowy (tu imponujące 600 Nm), kojarzy się z tym, że ruszając zostawia się w tyle nie tylko samochody spalinowe, ale też wszystkie organy wewnętrze. Jednak nie w przypadku Airyi. Tu postanowiono okiełznać ten napęd i budować przyspieszenie spokojniej, bardziej liniowo.
Ma to sens, ale z drugiej strony nie tego oczekuję od mocnej wersji - odbiera to sporo charakteru, który tak imponuje w autach elektrycznych. Miałem więc nadzieję, że skoro jeszcze mocniejsza wersja nosi nazwę Nismo, to napęd nie tylko będzie miał więcej koni, ale będzie też bardziej agresywny. Jednak nic z tego. Choć okrągłe 5,0 do setki znowu brzmi obiecująco, to nadal wszystko odbywa się spokojnie, bez sportowych emocji, które sugerowałaby maksymalna moc i moment obrotowy.
Podczas wspomnianej prezentacji przedstawiciel Nissana chwalił przyspieszenie od 80 do 120 km/h. I faktycznie w tym zakresie jest dobre. Dzięki zapasowi mocy Ariya Nismo nie puchnie, jak to ma miejsce w przypadku wielu elektryków. Jednak jest tak częściowo dlatego, że na starcie nadal jest stłumiona. Zbyt grzeczna.
W tym samym duchu pracuje zawieszenie. Te kilkuprocentowe zmiany w jego charakterystyce nie mają większego znaczenia. Mówiąc krótko - jest komfortowo. Ariya Nismo świetnie radzi sobie z nierównościami, a progi zwalniające nie wymagają znaczącego zmniejszania prędkości. To nadal przede wszystkim wygodny, rodzinny samochód. Podobnie jest z układem kierowniczym - nie można mu nic zarzucić, samochód prowadzi się pewnie, ale nie ma tu sportowego pazura.
Znaczna część różnicy w prowadzeniu wynika z zastosowanych opon. Piloty Sporty wzorowo wgryzają się w asfalt i to właśnie głównie za ich sprawą możliwa jest bardziej dynamiczna jazda w zakrętach. Przy okazji jest to świetny dowód na to, jak ważne jest ogumienie.
Ma to jednak też swoją "ciemną" stronę. Tak jak standardowy Nissan Ariya e-4orce katalogowo może przejechać do 515 km, tak w przypadku Nismo jest to już tylko 417 km. Jak wspomniałem, różnica w oporze powietrza jest pomijalna, ale, jak przyznają przedstawiciele marki, głównym czynnikiem większego zużycia prądu nie jest też większa moc, a właśnie opony - większa przyczepność wiąże się z wzrostem oporów toczenia.
I tu jeszcze raz wrócę do kwestii oporów powietrza. Nissan Aryia ma dość wydajny napęd elektryczny, który w mieście faktycznie pozwala zbliżyć się do obiecywanego w katalogu zasięgu. Jednak na trasie sytuacja zmienia się to diametralnie. Szczególnie na drogach ekspresowych i autostradach daje się odczuć, że jest to wysoki samochód, a zużycie prądu wzrasta znacząco. Zatem tym bardziej w przypadku Nismo i jego Michelinów przystanki na ładowarkach będą częste.
To wszystko ma sens
W przypadku Nissana Ariyi Nismo trzeba zrozumieć, jaki to jest samochód. Jeśli macie przed oczami GT-R-a, 370Z albo tym bardziej wyczynowe maszyny, to możecie zareagować jak niektórzy koledzy, którzy oczekiwali po topowej Ariyi pełnokrwistego sportowca. Jednak jeśli przypomnicie sobie, że większość modeli drogowych, który nosiły nazwę Nismo, nie była wcale tak ekstremalna, to nagle ten elektryczny SUV nabiera sensu.
Nissan Aryia Nismo to samochód, który należy po prostu traktować jako topową odmianę - najmocniejszą, nieco wyróżniającą się wyglądem, najszybszą i do tego bogato wyposażoną. Wersja ta dostępna jest tylko z pełną listą dodatków w standardzie, a jedyne, co może wybrać klient, to kolor. Jeden z czterech: biały, czarny i dwa odcienie szarości - typowy popielaty lub wpadający w niebieski, który zarezerwowany jest tylko dla wersji Nismo.
Zatem to nadal jest przede wszystkim dobrze wyglądający, komfortowy, nowoczesny i przestronny SUV. Po prostu, gdy się tego chce, może też być dynamiczny i wykorzystać swoje 435 KM, ale bez ekstremalnych doświadczeń.