Od woła roboczego do australijskiej ikony. UTE to motoryzacyjne zjawisko, za którym będziemy tęsknić
Są (a raczej były) tak australijskie jak kangury czy opera w Sydney. Lekkie auta osobowe z otwartą przestrzenią ładunkową, będące stałym elementem krajobrazu Antypodów. UTE, bo o nich mowa, to najlepsze, co dała nam australijska motoryzacja. Gatunek, który przetrwał 83 lata, powoli odchodzi w zapomnienie. Będziemy za nim tęsknić.
Był rok 1932, kiedy to do australijskiego oddziału Forda dotarł list napisany przez żonę farmera, która twierdziła, że ma dość jeżdżenia do kościoła mało reprezentacyjną, typowo roboczą ciężarówką używaną na farmie. Kobieta pytała, czy Ford mógłby stworzyć małe auto, które zawiezie ją na niedzielną mszę, a w poniedziałek pozwoli zabrać trzodę na targ. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać.
Potrzeba matką wynalazków
List wylądował na biurku ówczesnego szefa projektów Forda, Lewisa Bandta, który stanął przed nie lada wyzwaniem.
"Gdybyśmy wycięli tył auta i po prostu wstawili tam przestrzeń ładunkową, konstrukcja mogłaby rozerwać się na pół. Zaprojektowałem więc wzmocnienia ramy, łączące koniec nadwozia ze środkowym słupkiem. Zależało nam na wzmocnieniu punktu styku kabiny z przestrzenią ładunkową. Gdy skończyliśmy, powiedziałem: Szefie, te świnie będą miały luksusową przejażdżkę po mieście" - mówił Lewis Bandt w jednym z wywiadów udzielonych kilkadziesiąt lat później.
Specjaliści z australijskiego oddziału Forda szybko przeszli od słów do czynów, dzięki czemu już w 1934 roku, dwa lata po prośbie żony farmera, z taśmy zjechał Ford Coupe Utility, który, mimo że doczekał się zaledwie 500 egzemplarzy, zapoczątkował motoryzacyjną rewolucję w Australii. To właśnie połączeniu słów Utility (ang. użyteczność) oraz coupe zawdzięczamy skrót UTE, którym określano przyszłe pojazdy tego typu.
Wielka dwójka
Australijscy farmerzy i przedsiębiorcy szybko zapałali miłością do UTE, a producenci starali się to wykorzystywać. Na lokalnym rynku liczyły się tak naprawdę dwie marki - wspomniany już Ford oraz Holden. Ich produkty postrzegane były przez tamtejszych klientów jako stricte australijskie, mimo powiązań z USA - w przypadku Forda z Ford Motor Company, a w przypadku Holdena - z General Motors.
Nikogo nie zdziwi więc zapewne fakt, że to właśnie Ford Australia oraz Holden mogą pochwalić się najbogatszą historią produkcji UTE. Te dwie marki przez lata dominowały na australijskim rynku, zjednując sobie wiernych wyznawców, którzy nie pałali do siebie wzajemną sympatią i nigdy nie zmieniali barw.
W drugiej połowie XX wieku posiadanie Forda lub Holdena było czymś w rodzaju kibicowania ukochanej drużynie, a derby rozgrywały się zazwyczaj właśnie w kategorii UTE. W tak specyficznych warunkach narodził się i wzrastał gatunek równie rzadki i niezrozumiały dla przeciętnego Europejczyka, co fascynujący i budzący pożądanie.
Ale jak to? Emocjonujący wół roboczy?
Zazwyczaj wzrostowi popularności danego modelu towarzyszy rosnąca liczba chętnych do jego modyfikacji. Trend ten nie ominął oczywiście gatunku UTE, tym bardziej że z powodu pokrewieństw Forda i Holdena z amerykańską motoryzacją, pod maski użytkowych osobówek stopniowo zaczęły trafiać coraz to mocniejsze silniki.
Nagle okazało się, że te stosunkowo lekkie konstrukcje mogą być całkiem szybkie. Co więcej, połączenie napędu na tył oraz pusta przestrzeń ładunkowa owocowały tendencją do nadsterowych poślizgów. Producenci zauważyli więc, że spektrum klientów znacząco się poszerza. Zaczęli więc tworzyć UTE nie tylko z myślą o spokojnych podstarzałych farmerach, ale i "młodych gniewnych", którzy chcą zaszaleć po dniu ciężkiej pracy.
W 1966 roku, wraz z debiutem drugiej generacji Forda Falcona, klienci dostali do wyboru nie tylko zwyczajne sześciocylindrówki, ale i potężne, 5-litrowe V8. Konkurencyjny wówczas Chrysler Valiant Utility - protoplasta późniejszych Holdenów UTE - również był dostępny z 4,5-litrowym V8. Kolejne generacje obu modeli to jeszcze większe jednostki - Ford pod koniec lat 70. doszedł do 5,8-litrowego V8, Chrysler pobił ten wynik o 0,1 l. Mimo mocnych silników, auta te nadal jednak zachowywały głównie użytkowy charakter. Wszystko zmieniło się jednak z nadejściem XXI wieku.
Nowe czasy - nowy charakter
W dwóch ostatnich dekadach XX wieku formuła UTE zaczęła się stopniowo wyczerpywać. Niewielu farmerów decydowało się już na zakup jednego, uniwersalnego auta o wszechstronnym, użytkowym charakterze. W pracy UTE stopniowo ustępowały miejsca klasycznym, terenowym pickupom, a do codziennej jazdy klienci zaczęli wybierać SUV-y i eleganckie sedany.
Mimo to Ford i General Motors (Holden) nie zamierzali się poddawać, wchodząc w nowy wiek z UTE, w których walory użytkowe nie grały już pierwszych skrzypiec. Co prawda przestrzeni ładunkowej nie brakowało, ale mocy, dużych felg i spojlerów również. Chętni nadal mogli zdecydować się na zwyczajne, cywilne wersje, ale nikt nie próbował nawet ukrywać, że UTE skręcają raczej w stronę szybkich, szalonych pickupów, które mają przykuwać klientów wyjątkowym nadwoziem skrywającym narowisty charakter.
Za tworzenie najostrzejszych UTE Forda odpowiadał oddział FPV - Ford Performance Vehicles powołany do życia w Australii 2002 roku. Holden z kolei kontrolował spółkę HSV - Holden Special Vehicles. Każda z nich ma na koncie kilka bardzo mocnych pickupów, których linię zwieńczono spektakularnymi modelami Falcon XR8 oraz Maloo GTS R.
Pierwszy z nich, pochodzący od Forda, dzięki doładowanej 4-litrowej sześciocylindrówce mógł pochwalić się mocą 421 KM, maksymalnym momentem obrotowym na poziomie 533 Nm i wspaniałymi osiągami. Pierwsza setka pojawiała się na liczniku już po 4,6 sekundy. HSV Maloo GTS - będący najmocniejszym, seryjnym UTE w historii - rozpędzał się od 0 do 100 km/h w podobnym czasie, ale jego parametry robiły jeszcze większe wrażenie. 644 KM mocy i 815 Nm mówią same za siebie.
Falcon zniknął z rynku w 2016 roku, a Maloo rok później, kończąc tym samym trwającą 83 lata linię wyjątkowych pojazdów, które stały się australijską ikoną i obiektem zazdrości wielbicieli motoryzacji z innych zakątków globu. Wątpliwe, by w czasach wszechobecnej ekologii i poprawności którykolwiek producent zdecydował się powrócić do tej szalonej koncepcji, która - zarówno w wydaniu użytkowym, jak i tym bardziej sportowym - zdawała się nie mieć większego sensu, lecz mimo to (a może właśnie dlatego?) budziła tyle pozytywnych emocji.