Niemcy też "kręcą" liczniki. Dotknięte nawet co trzecie auto

Cyfrowe wskazania są łatwiejsze do manipulacji niż "tradycyjne" drogomierze bębenkowe
Cyfrowe wskazania są łatwiejsze do manipulacji niż "tradycyjne" drogomierze bębenkowe
Źródło zdjęć: © East News/Tomasz Baranski/REPORTER
Mateusz Lubczański

12.03.2021 10:11, aktual.: 16.03.2023 14:18

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pomimo tego, że to polscy mechanicy "szczycili" się korektami wskazań licznika, problem istnieje też w Niemczech. Jak donosi niemiecki automobilklub ADAC, większość ofiar to prywatni nabywcy pojazdów. Szkody liczone są w milionach euro.

"Dziecinnie proste, szybkie i dostępne już od 50 euro" – takie według przedstawicieli ADAC jest cofanie liczników u naszego zachodniego sąsiada. Nie mylą się – korekty dokonuje się przy pomocy komputera, wystarczy podpiąć się do samochodu, zmienić wskazania drogomierza i po kłopocie. Taki zabieg pozwala na zwiększenie wartości pojazdu o średnio 3 tys. euro.

Branża motoryzacyjna zauważyła, że wprowadzenie baz danych (jak np. polska Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców) nie jest optymalnym rozwiązaniem. Raz zmodyfikowany przebieg (np. po 3 latach od zakupu, jeszcze przed pierwszym przeglądem) nie sposób wykryć w późniejszym użytkowaniu, gdyż został niejako "zalegalizowany". Rozwiązaniem mają być chipy komputerowe HSM, których nie da się tak łatwo sfałszować.

Według danych ADAC co trzeci samochód sprzedawany w Niemczech ma cofnięty licznik. Całkowite roczne szkody szacowane są na ok. 6 mld euro. Ze swojej strony organizacja zaleca, by zwrócić uwagę na faktury, rachunki za paliwo czy nawet etykiety wymiany oleju. Niestety, jest to nie do wykrycia, gdy samochód pochodzący z importu kupujecie już w Polsce.

Niemcy bardzo poważnie podchodzą do tego typu "aktywności". Jeszcze w 2018 roku policja z Ausburga zatrzymała osoby, które zostały oskarżone o manipulację przy 160 licznikach. Skonfiskowano 50 samochodów, które zostały rozerwane na strzępy w celu poszukiwania dowodów. Koszty pokryli właściciele, którzy godzili się na nielegalne zabiegi.

Szef całego przedsięwzięcia został skazany na 22 miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz wpłacenie 2500 euro na rzecz organizacji non-profit. Policja jest jednak przekonana, że to wierzchołek góry lodowej.

Źródło artykułu:WP Autokult