Nie sądziłem, że zobaczę wzruszonego Clarksona. "The Grand Tour" czekają zmiany

Nie sądziłem, że zobaczę wzruszonego Clarksona. "The Grand Tour" czekają zmiany

Clarkson, Hammond i May po raz ostatni w namiocie The Grand Tour
Clarkson, Hammond i May po raz ostatni w namiocie The Grand Tour
Źródło zdjęć: © Fot. Zrzut ekranu/YouTube
Michał Zieliński
19.04.2019 12:04, aktualizacja: 28.03.2023 11:14

Trzeci sezon "The Grand Tour" dobiegł końca, a wraz z nim zakończyła się pewna era. Nie, brytyjskie trio wcale nie przestanie robić programu o samochodach. Clarkson, Hammond i May pożegnali się jednak z formatem, w którym tworzyli od ponad 16 lat.

Historia programu "Top Gear" zaczęła się w 1977 roku, ale wtedy z tym, co pewnie znacie z telewizji czy internetu, miał wspólną tylko nazwę. Na początku był to magazyn, który skupiał się głównie na przekazywaniu informacji. Było więc o premierach, o bezpieczeństwie, albo reportaż z Polski, gdzie jeden z prezenterów odwiedził fabrykę FSO. Nuda.

Rzeczy zaczęły zmieniać się pod koniec lat 80., kiedy do ekipy dołączył kontrowersyjny dziennikarz motoryzacji Jeremy Clarkson. Swoją obecnością, poglądami i wypowiedziami udało mu się zmienić obraz "Top Geara" i wybić go na (jak się wtedy wydawało) wyżyny oglądalności. Po około dekadzie postanowił rozstać się z programem, co przełożyło się na odejście sporej części widowni. BBC podjęło decyzję o zakończeniu produkcji "Top Geara", a ostatni odcinek o numerze 515 wyemitowano 17 grudnia 2001 roku.

Dla Clarksona była to okazja, by zrobić go po swojemu. Razem z producentem Andym Willmanem stworzyli program, który choć ciągle nazywał się "Top Gear", na pierwszym miejscu stawiał rozrywkę. Dlatego pojawiła się żywa publiczność, wywiady z celebrytami, tor i nowi prowadzący.

Obok Jeremy'ego stanął Richard Hammond i początkowo Jason Dawe. Po pierwszym sezonie miejsce tego ostatniego zajął James May, co zapieczętowało uformowanie jednego z najpopularniejszych trio w historii telewizji.

Nie będę opisywał, czym wyróżniał się nowy "Top Gear", bo zakładam, że każdy go oglądał. W końcu ciągle znajduje się w księdze rekordów Guinessa jako najchętniej oglądany program telewizyjny oparty na faktach. Czarne chmury pojawiły się w 2015 roku, kiedy po fali skandali i kontrowersji, BBC postanowiło zerwać kontrakt z Clarksonem. Wtedy też z programu odeszli Hammond i May.

Na ich miejsce przyszli nowi prezenterzy, którzy próbują kontynuować dzieło swoich poprzedników, a legendarna trójka stworzyła własny program "The Grand Tour", który opiera się w dużej mierze na tym samym pomyśle.

A raczej opierał, ponieważ trzeci sezon był ostatnim, który wykorzystuje format stworzony przez Clarksona i Willmana. W przyszłości zobaczymy kolejne odcinki programu, lecz będą to tylko relacje z wypraw. Nie będzie żywej publiczności, nie będzie toru, nie będzie też namiotu, który służył za studio "The Grand Tour".

Co prawda Amazon już wcześniej zapowiadał tę zmianę, ale dopiero oglądając ostatni odcinek sezonu zdałem sobie sprawę z wagi tej sytuacji. Wzruszony Jeremy Clarkson, który ogłasza pożegnanie z formatem, to widok, którego się autentycznie nie spodziewałem. W końcu to on wymyślił ten program.

Jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie on, nie byłoby dzisiaj tylu entuzjastów motoryzacji. Dlatego choć "Top Gear" trwa, a "The Grand Tour" doczeka się kolejny odcinków, to nie mam wątpliwości, że można mówić o końcu ery.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)