Mandaty za nowe wykroczenia. Piesi zapłacą tyle co kierowcy - do 500 zł
Według części zmotoryzowanych nowe przepisy robią z pieszych "święte krowy". Nic bardziej mylnego. Jak się okazuje, podczas korzystania z przejścia można otrzymać mandat wynoszący tyle, ile za łamanie prawa dostają kierowcy.
31.05.2021 | aktual.: 14.03.2023 16:19
Kierowcy i piesi
Zmiany w przepisach, które weszły w życie 1 czerwca, koncentrują się wokół trzech zagadnień. Najszerszym z nich jest relacja pomiędzy kierowcami i pieszymi korzystającymi z przejść. Od 1 czerwca piesi mają pierwszeństwo nie tylko wtedy, kiedy znajdują się na przejściu, ale już w momencie wchodzenia na nie. O to, co grozi kierowcom łamiącym ten przepis, zapytałem policjanta.
- Za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu wchodzącemu na pasy kierowca ukarany mandatem w wysokości 350 zł i 6 punktami karnymi. To taka sama kara jak w przypadku nieustąpienia pierwszeństwa osobie, która już jest na przejściu – mówi podkom. Tomasz Bratek z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Znowelizowane przepisy informują: "Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego (...)". W sytuacji, gdy w pobliżu przejścia lub na pasach są ludzie, już samo zaniechanie zwolnienia tempa jazdy może zostać potraktowane jako wykroczenie. Jak informuje policja, ze względu na fakt, że taki czyn nie jest ujęty w aktualnej wersji taryfikatora, kierowcy muszą liczyć się z karą od 20 do 500 zł.
Znowelizowane przepisy nowe wymagania stawiają również pieszym. Mówią one: "Zabrania się korzystania z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego podczas wchodzenia lub przechodzenia przez jezdnię lub torowisko, w tym również podczas wchodzenia lub przechodzenia przez przejście dla pieszych – w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni, torowisku lub przejściu dla pieszych".
To kontrowersyjny i nieco kłopotliwy w interpretacji zapis. Przede wszystkim nie wyklucza on możliwości czytania książki czy gazety podczas przechodzenia przez "zebrę". Po drugie nie mówi też jasno, co jest zabronione, a co dozwolone. Czy można przechodzić przez jezdnię, rozmawiając przez telefon trzymany przy uchu? Co z prowadzeniem rozmowy czy słuchaniem muzyki przez słuchawki? Na te pytania nie znajdziemy w przepisach bezpośredniej odpowiedzi. Ciężar interpretowania nowego prawa będzie spoczywał na policjantach. A ci w razie stwierdzenia wykroczenia wypiszą mandat w wysokości od 20 do 500 zł.
Inne nowe wykroczenia i problemy
Nowe przepisy zlikwidowały również rozwiązanie, które od lat stanowiło europejski ewenement – chodzi o różne limity prędkości w dzień i nocą. Przed 1 czerwca w terenie zabudowanym od godziny 23:00 w nocy do 5:00 rano można było legalnie jeździć z prędkością 60 km/h. Teraz to wykroczenie, a podstawowy limit przez całą dobę wynosi 50 km/h. Co jeśli ktoś pojedzie "po staremu"? Tu zastosowanie ma stawka z taryfikatora. A ten za przekroczenie prędkości do 10 km/h przewiduje 50 zł.
Nowe przepisy nakazują również zachowanie minimalnego odstępu od wcześniejszego pojazdu na drodze ekspresowej i autostradzie. Ma on liczyć przynajmniej tyle metrów, ile wynosi połowa prędkości w kilometrach na godzinę (np. przy 140 km/h jest to 70 m). Za niedostosowanie się do tego przepisu taryfikator w obecnym kształcie nie przewiduje konkretnej stawki. Mundurowi będą więc mieli możliwość ukarania kierowcy mandatem w wysokości od 20 do 500 zł. Problemem będzie jednak to, jak to zrobić.
W Europie Zachodniej do egzekwowania takiego przepisu często stosuje się mobilne fotoradary montowane na wiaduktach. W Polsce nie ma jednak takich urządzeń, a co więcej, w wyniku trwającej właśnie rozbudowy arsenału GITD takie fotoradary wcale się nie pojawią. Co z policją? Ta dysponuje ręcznymi, laserowymi miernikami prędkości LTI 20/20 TruCam, które wyposażono w funkcję dokładnego pomiaru odległości pomiędzy pojazdami. Są jednak dwa problemy.
Po pierwsze, jak przekazał Główny Urząd Miar, urządzenia te nie mają zatwierdzenia w zakresie pomiaru odległości między pojazdami i nie ma nawet przepisów, które pozwoliłyby je wystawić. Po drugie, działanie patrolu na drodze ekspresowej czy autostradzie byłoby trudne. Gdzie powinni stać policjanci ze sprzętem, by było to bezpieczne? Jak bez tworzenia zagrożenia zatrzymać kierowcę, który zachowuje zbyt mały dystans?
Jak przyznaje policja, karać za to wykroczenie będzie można, wykorzystując filmy użytkowników dróg – na przykład trafiające na skrzynki "Stop agresji drogowej" lub z dronów. Udowodnieniem winy będą jednak musieli zajmować się biegli, bo odstęp powinien być adekwatny do prędkości, co oznacza, że trzeba będzie ustalić obydwie te wartości.
Nowelizacja przepisów, która weszła w życie 1 czerwca 2021 r., ma zapewnić wzrost bezpieczeństwa na drogach. Oby tak się stało. Szkoda jednak, że wcześniej nie dołożono starań, by policja miała jak egzekwować nowe prawo, a piesi idący po przejściu z telefonem w dłoni płacili niższy mandat niż kierowca, który nie ustąpi pierwszeństwa osobie na "zebrze".