Małe spalinowe samochody mogą zniknąć. Wszystko przez normy emisji CO2

Niewielkie auta to dziś jeden z ulubionych środków transportu Europejczyków. Niebawem segment ten może się znacznie przeobrazić, a nawet zniknąć. Jak się okazuje, przystosowanie takich pojazdów do nadchodzących norm emisji CO2 może być zbyt drogie.

Za kilkanaście lat małe samochody mogą być rzadkością na naszych ulicach
Za kilkanaście lat małe samochody mogą być rzadkością na naszych ulicach
Źródło zdjęć: © East News / ARKADIUSZ ZIOLEK
Tomasz Budzik

03.06.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:50

Europejskie przyzwyczajenia, nowe prawo

W kwietniu 2019 r. w krajach Unii Europejskiej miejskie samochody były jedynymi – obok (co oczywiste) SUV-ów i (co zaskakujące) minivanów – typami aut, które zanotowały wzrost sprzedaży względem poprzedniego miesiąca. Jak wynika z danych JATO Dynamics, udział pojazdów segmentu A w rynku wyniósł 7,8 proc. Jeszcze większym kawałkiem tortu jest segment B. Obecnie auta tej wielkości stanowią w Europie 19,2 proc sprzedaży, a Renault Clio – z wynikiem 30 tys. egzemplarzy – w kwietniu 2019 r. było drugim najpopularniejszym modelem Europy.

Obydwa te segmenty są jednak zagrożone ze względu na zbliżającą się zmianę norm emisji CO2. Od 2021 r. działający w Europie producenci będą musieli zmieścić się w limicie 95 g CO2/km dla oferowanej floty pojazdów. Jeśli to się nie uda, wytwórca za każdą sprzedaną sztukę pojazdu będzie płacił karę. Będzie to 5 euro za pierwszy gram przekroczenia limitu CO2, 15 euro za drugi, 25 euro za trzeci i 95 euro za każdy kolejny. Co to oznacza w praktyce?

Aktualna emisja CO2 przez floty poszczególnych producentów jest wyraźnie wyższa niż 95 g CO2/km. W najlepszej sytuacji jest Toyota. Dla japońskiej marki średnia emisja wynosi 99,9 g CO2/km. W przypadku dalej sklasyfikowanych Peugeota i Citroena jest to odpowiednio 107,7 oraz 107,9 g CO2/km, a dla dziewiątego na liście Volkswagena już 118,6 g CO2/km. Według wyliczeń ekspertów, gdyby producenci aut już dziś musieli płacić kary za przekroczenie normy emisji CO2, która wejdzie w życie w 2021 r., Volkswagen musiałby wysupłać aż 9 mld euro. Średnia kara za samochód wyniosłaby zaś 2,5 tys. euro.

Małe auta kontra normy

Stawka jest wysoka i wbrew temu, co można byłoby sądzić, małe samochody też nie spełniają nowej normy. W 2018 r. średnia emisja CO2 dla zarejestrowanych w Europie samochodów wyniosła 120,5 g CO2/km. W przypadku modeli segmentów A i B było to mniej więcej 105 g CO2/km. To jedynie o niespełna 10 g CO2/km więcej niż w przypadku aut kompaktowych.

Emisja CO2 bezpośrednio wiąże się ze spalaniem. Obecny limit 130 g CO2/km może być spełniony, jeśli samochód z silnikiem benzynowym zużywa średnio około 5,6 l/100 km, a auto z silnikiem Diesla 4,9 l/100 km. Obniżenie normy o 36 proc. będzie oznaczało konieczność obniżenia spalania do 3,6 l/100 km w przypadku aut benzynowych i 3,2 l/100 km dla diesli. Przy pomiarach w trybie WLTP to wartości zupełnie nieosiągalne bez zastosowania elektryfikacji. Ta jednak kosztuje.

Jak wyliczyli eksperci cytowani przez "Automotive News Europe", zastosowanie 48-woltowej instalacji typu mild hybrid to wydatek 600 euro w przeliczeniu na wyprodukowany samochód. Zastosowanie wydajniejszego w obniżaniu emisji CO2 pełnego systemu hybrydowego kosztuje 2 tys. euro na jedno wyprodukowane auto. Instalacja hybrydy plug-in z większymi akumulatorami i możliwością ładowania z gniazdka to już wydatek 5 tys. euro w przeliczeniu na auto.

Takie koszty mogą być nie do przyjęcia dla osób szukających małego auta. W 2018 r. średnia cena samochodu segmentu A wyjeżdżającego z salonu wyniosła 14,2 tys. euro, a w przypadku segmentu B było to 17,5 tys. euro.

Zmiany w wachlarzach

Firmy motoryzacyjne doskonale zdają sobie sprawę z problemu, przed którym stoją. Już dziś niektóre z nich deklarują zmiany w ofercie, polegające na wygaszeniu swoich najmniejszych aut. Opel zapowiedział koniec modeli Karl i Adam. Peugeot nie będzie kontynuował miejskiego 108, a Citroen bliźniaczego C1. Volkswagen zastanawia się nad zaprzestaniem produkcji spalinowego Upa, a w zależnych od niemieckiego koncernu Skodzie i Seacie to samo ma stać się z modelami Citigo oraz Mii. BMW z kolei zamierza przemyśleć gamę zależnej od niemieckiego koncernu marki Mini. Zagrożone są także modele segmentu B. To ich mniejsi kuzyni będą jednak pierwszymi ofiarami nowych regulacji.

Szansą na pozostanie w grze miejskich samochodów jest ich pełna elektryfikacja. Nie ma się jednak co oszukiwać, ceny aut z napędem elektrycznym nie będą tak atrakcyjne, jak w przypadku odmian spalinowych. Najlepiej sprzedające się w kwietniu w Europie auto elektryczne – Renault Zoe – choć należy do segmentu B, kosztuje przynajmniej 133,9 tys. zł. Cennik tradycyjnego Clio rozpoczyna się kwotą 43,9 tys. zł. To przepaść.

Zgodnie z założeniami Unii Europejskiej, po roku 2021 emisja CO2 będzie musiała spaść z pułapu 95 g/100 km o 15 proc. do 2025 oraz o 37,5 proc. po 2030 r. To oznacza skokowe wzrosty cen nowych samochodów. Szczególnie tych małych, które mogą po prostu przestać być opłacalne.

Źródło artykułu:WP Autokult
przepisyemisja co2samochody osobowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (31)