Koniec serii WTCC?

Koniec serii WTCC?

Koniec serii WTCC?
Marcin Łobodziński
14.04.2014 20:28, aktualizacja: 08.10.2022 09:29

Wyścig w Marrakeszu otworzył sezon WTCC. Zadebiutował długo oczekiwany, poważny gracz, czyli zespół Citroën Total, a dodatkową atrakcją była obecność najlepszego kierowcy rajdowego wszech czasów: Sébastiena Loeba. Problem w tym, że dla serii WTCC okazało się to strzałem w kolano. Wydaje się, że przeprowadzka Citroëna i Sébastiena zniszczą* tę serię.

Gdy w WRC pojawia się nowy zespół fabryczny, nie ma wątpliwości, że podnosi to prestiż serii. Rośnie zainteresowanie, poziom rywalizacji, pojawia się więcej kolorowych samochodów i więcej miejsc pracy dla czołowych kierowców. W 2003 roku w WRC oficjalnie zadebiutował Citroën. Był to dość dobry okres dla rajdów. Na liście startowej figurowało aż 5 fabrycznych ekip i doszła kolejna. Przez pierwszy rok było fajnie, bo Loeb i Solberg walczyli o mistrzostwo do ostatniego rajdu.

W sezonie 2004 już nie. Loeb i Citroën zdominowali mistrzostwa i trwało to przez 8 cholernych lat. Lat, które zniszczyły* cykl WRC do tego stopnia, że trzeba było wprowadzić dwie ligi dla zespołów, by ukryć fakt, że ściga się tylko dwóch producentów. Jaka radość panowała, gdy Sébastien Loeb ogłosił zakończenie kariery, ale nie każdy rozumiał, że to nie był dobry moment. Gdyby nastąpiło to 2-3 lata wcześniej, OK. Ale nie w sezonie 2012, gdy Volkswagen szykował się do debiutu z Ogierem. Wystarczy sobie wyobrazić dziś powrót mistrza i walkę Citroëna z Volkswagenem, Loeba z Ogierem.

Obraz

Ta krótka historia pokazuje, że nawet jeśli są tylko dwaj faworyci, mistrzostwa mogą być niezwykle interesujące. Wystarczyłoby, żeby Sebastian Vettel miał choć jednego godnego siebie rywala przez ostatnie 2 lata i nikt nie narzekałby na Red Bulla w Formule 1. Jednak gdy dominuje tylko jeden zespół, a w nim jeden kierowca, pojawia się problem.

Przed sezonem WTCC cieszyłem się, że wreszcie jest w tej serii coś, co mnie przyciągnie. Z jednej strony dwie silne ekipy fabryczne, z drugiej - niesamowita stawka kierowców w topowych autach. Wystarczy wymienić tylko czterech: Muller i Loeb (Citroën) oraz Tarquini i Monteiro (Honda). Czekając na start pierwszego wyścigu, byłem nawet podniecony, ale emocje opadły po około dwóch okrążeniach. Trzy samochody Citroëna praktycznie od startu do mety prowadziły w wyścigu, jadąc w zupełnie innej lidze niż reszta stawki. Po okrążeniu była jeszcze nadzieja na walkę pomiędzy kierowcami francuskiej stajni, ale ja znam Citroëna z WRC. "Fabryka na pierwszym miejscu, zero emocji, trzy samochody na mecie" – dokładnie tak wyobrażam sobie komunikaty Yvesa Mattona do kierowców. Cóż, oni nawet nie udawali, że się ścigają.

Koniec wyścigu
Koniec wyścigu

Drugi wyścig zawsze daje większe nadzieje, bo czołówka z poprzedniego startuje w odwrotnej kolejności. Ale nie tym razem. Pomijam ten idiotyczny wypadek na starcie, który wyeliminował Toma Coronela i Yvana Mullera. Loeb i Lopez mieli po prostu łatwiej i z dziecinną łatwością objęli prowadzenie już na początku wyścigu, który znów stał się farsą. Loeb wygrał swój pierwszy wyścig w WTCC, a to oznacza, że wygra jeszcze kilkadziesiąt przez najbliższe kilka lat, które upłyną pod znakiem dominacji francuskiego teamu. Podobnie było z Chevroletami, a komentatorzy tak się przyzwyczaili, że nawet Citroëny nazywali Chevroletami. Niewiele się zmieniło.

Podobnie w WRC. Był Citroën i Loeb, teraz jest VW i Ogier. W F1? Był Red Bull i Vettel, jest Mercedes i duet Hamilton/Rosberg. I tu coś jeszcze ode mnie. Nie pocieszajcie się tym, że to podobna sytuacja do tej, jaka jest teraz w F1. Różnice są dwie i to znaczące:

  1. Mercedes nie będzie dominował przez cały rok, a najpóźniej w sezonie 2015 będzie miał poważnego rywala do walki o mistrzostwo. Czołowe zespoły F1 zrobią, co w ich mocy, by równać do najlepszych. W WTCC nie. Tam nie ma innych czołowych ekip, najwyżej Honda, która tak jak Red Bull w F1 nie do końca odnalazła się w nowych przepisach technicznych i odbiega nawet od starych Chevroletów.
  1. Poza Mercedesem GP są jeszcze inne zespoły i kierowcy, których pojedynki mogą się podobać (patrz GP Bahrajnu). Jednym tchem mogę bez mrugnięcia okiem i przerwy w pisaniu wymienić Ferrari, McLarena, Red Bulla, Force India i Williamsa. Rywalizacja pomiędzy takimi kierowcami, jak: Vettel i Ricciardo, Bottas i Massa, Hülkenberg i Perez, Alonso i Räikkönen, Button i Magnussen, będzie ciekawa mimo dominacji Mercedesa, a sam Mercedes na razie nie zabrania walki zawodnikom między sobą. A co z WTCC? Potraficie wymienić 2-3 inne ekipy poza Citroënem i Hondą? Wymieńcie na szybko 4 nazwiska kierowców innych zespołów? Oczywiście, że 95 % z Was tego nie zrobi, a to oznacza, że nie interesuje Was walka o 4. pozycję między Mehdi Bennanim a Tomem Chiltonem czy tym bardziej o 8. między Norbertem Micheliszem a Jamesem Thompsonem.
Honda Civic nie daje rady. A to miał być najgroźniejszy rywal Citroëna
Honda Civic nie daje rady. A to miał być najgroźniejszy rywal Citroëna

Czy to naprawdę koniec WTCC? Obawiam się, że tak, choć niektórzy pokładają nadzieję w innych torach (ten w Marrakeszu nie jest zbyt techniczny) i rozwoju samochodów Hondy. Ja nie pokładam. Pokładam nadzieję tylko w Yvanie Mullerze, choć osobiście kibicuje Loebowi. Ale to Muller:

  1. jest najlepszy w tej serii i jak Loeb w WRC zrobi wszystko, by wygrać sezon, z tym że jego rodak łatwo skóry nie sprzeda;
  1. ma dużą stratę punktową (3. miejsce i odpadnięcie z drugiego wyścigu), a jedynym sposobem na jej odrobienie będzie bezpardonowa walka z Loebem i Lopezem bez oglądania się na zespół.
Miejmy nadzieję, że się rozszarpią. Inaczej nie będzie czego oglądać
Miejmy nadzieję, że się rozszarpią. Inaczej nie będzie czego oglądać

Jeśli kogoś interesują drobiazgi i potrafi cieszyć się z małych rzeczy, to mimo wszystko sezon 2014 może być jednym z najciekawszych od lat. Muller dominował, bo miał najlepszy samochód, a nie zawsze jego zespołowi koledzy byli w szczytowej formie. Loeb jest zawsze. Jednak jeśli patrzeć na WTCC dziś z góry, na całość, to Citroën niszczy* kolejną serię motorsportu i zapowiada się upadek wyścigów samochodów turystycznych, jeśli ich włodarze nie podejmą szybkich decyzji zachęcających innych producentów do udziału.

  • Niszczenie nie w dosłownym sensie. Nie należę do osób, które nie rozumieją, że to nie wina najlepszych, że inni nie potrafią ich dogonić. Wręcz przeciwnie.
Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)