Gwiazdy filmowe

Historia kinematografii liczy sobie już ponad 120 lat. W tym czasie powstała niezliczona ilość filmów, wśród których są i takie, które nierozerwalnie kojarzą się z jakimś samochodem. Czasami był on głównym lub jednym z głównych bohaterów, czasami odgrywał tylko drugoplanową rolę - jednak bez względu na to zawsze w trwały sposób zapisywał się w pamięci widzów. Co więcej, dzięki filmowej karierze wiele samochodów zyskało sławę, o której niektórzy prawdziwi aktorzy mogą jedynie pomarzyć.

Gwiazdy filmowe
Źródło zdjęć: © (c) Zdjęcia bazowe: FCA US LLC, Freepik
KDK

23.10.2017 | aktual.: 01.10.2022 19:37

Jednym z najbardziej znanych filmów, który uczynił z występującego w nim samochodu niekwestionowaną gwiazdę jest z pewnością „Powrót do przyszłości”. Kultowa trylogia science fiction opowiadająca o podróżach w czasie równie genialnego, co szalonego dr Emmetta Browna i jego młodego przyjaciela Marty’ego McFly’a do dziś ma rzeszę fanów. Podobnie zresztą jak samochód, na którego bazie zbudowano filmowy wehikuł czasu. Mowa oczywiście o DeLoreanie DMC-12. To ciekawe auto wytwarzane w latach 1981-1983 w Irlandii Północnej powstało z inicjatywy Johna DeLoreana, wysoko postawionego managera General Motors. Niestety, produkcja została zakończona po zbudowaniu zaledwie 8583 egzemplarzy. Powód? Bardzo słabe zainteresowanie ze strony klientów. Prawda jest więc taka, że gdyby nie rola w filmie, o DeLoreanie DMC-12 nikt by dzisiaj nie pamiętał. Zupełnie inaczej było w przypadku czterokołowego „aktora”, występującego w filmie pt. „Bullitt” (1968 rok). Chodzi tutaj mianowicie o Forda Mustanga GT 390 Fastback, którym jeździ tytułowy bohater - bezkompromisowy policjant Frank Bullitt, nie przebierający w środkach, aby sprawiedliwości stało się zadość. Film zyskał sławę m.in. dzięki prawie dziesięciominutowej scenie pościgu samochodowego, w którym biorą udział wspomniany Ford oraz Dodge Charger. Ich pojedynek na ulicach San Francisco jest powszechnie uważany na najlepszą tego typu scenę w historii kina. Wracając jednak do Mustanga, to był on gwiazdą jeszcze przed pojawieniem się na „szklanym ekranie”. Już w momencie debiutu w 1964 roku Amerykanie oszaleli na jego punkcie. Różnorodność odmian silnikowych i opcji wyposażenia sprawiły, że samochód trafiał w bardzo różnorodne gusta. Jednak największe emocje budziły naprawdę mocne odmiany, takie jak filmowy GT 390. Jeśli jesteśmy już przy Mustangach „zrywających asfalt”, to koniecznie trzeba wspomnieć o wersjach stworzonych przez Carrolla Shelby’ego. Najsłynniejsza z nich to bez wątpienia Shelby Mustang GT 500, znany z filmu pt. „60 sekund” (2000 rok), którego bohaterem jest Randall „Memphis” Raines - mistrz złodziejskiego fachu, potrafiący w ciągu tytułowych sześćdziesięciu sekund ukraść każde auto. Jego umiejętności postanawiają wykorzystać gangsterzy, którzy składają mu „propozycję nie do odrzucenia”. W efekcie Raines musi w ciągu tygodnia dostarczyć mafii 50 samochodów, wśród których jest Shelby Mustang GT 500 ochrzczony imieniem Eleanor. To właśnie jego kradzież stanowi zwieńczenie całej akcji i decyduje o wykonaniu zadania. Okazuje się więc, że nawet w filmie Mustang był równie pożądany, jak w rzeczywistości. Jednak przebojowy Ford to wcale nie jedyny „pony car” z filmową rolą na koncie. Tym samym może się bowiem pochwalić Dodge Challenger, kojarzony przede wszystkim z filmem pt. „Znikający punkt” (1971 rok). To właśnie takim autem w zawrotnym tempie przemierza Amerykę główny bohater o swojsko brzmiącym nazwisku Kowalski. Niestety, jego podróż kończy się tragicznie na policyjnej barykadzie. Podobnym Challengerem, tyle że w wersji Convertible jeździ również para zwyrodnialców z filmu „Urodzeni mordercy” (1994 rok). Samochód był odpowiedzią Dodge’a na Forda Mustanga i Chevroleta Camaro. Pojawił się jednak stosunkowo późno, bo dopiero w 1970 roku. Na domiar złego trzy lata później USA ogarnął pierwszy kryzys paliwowy i nieekonomiczne auta popadły w niełaskę. Między innymi z tego powodu produkcję Challengera zakończono już w 1974 roku. Dzisiaj jest za to cenionym i poszukiwanym przez kolekcjonerów klasykiem. Podobnie jak Pontiac Firebird Trans Am znany z serii filmów pt. „Mistrz kierownicy ucieka”. Filmowy egzemplarz wyróżniał się ogromnym złotym orłem namalowanym na masce. Jego wizerunki umieszczono dodatkowo na słupkach B. Charakterystyczny dla Trans Ama był również dach składający się z dwóch zdejmowanych paneli przedzielonych dość szeroką poprzeczką, łączącą ramę przedniej szyby z pałąkiem za siedzeniami. Takie rozwiązanie z jednej strony miało umożliwiać jazdę z wiatrem we włosach, a z drugiej - chronić pasażerów w razie dachowania. Bezpieczeństwo to oczywiście sprawa nadrzędna, ale przyjemność podróżowania pod gołym niebem nie jest tu aż tak duża, jak w przypadku klasycznego kabrioletu. Idealnym przykładem tego ostatniego jest Ford Thunderbird Convertible z filmu „Thelma i Louise” (1991 rok), którym tytułowe bohaterki uciekają przed wymiarem sprawiedliwości, ściągającym je za zbrodnię popełnioną przez jedną z nich. Samochód pojawił się na rynku jako przeciwwaga dla Chevroleta Corvette, miał jednak od niego nieco inny charakter. Propozycja Forda od początku stawiała przede wszystkim na elegancję i wygodę, przesuwając sportowe doznania za kierownicą na dalszy plan. Amerykanom bardzo się to spodobało, czego dowodem były statystyki sprzedaży auta. T-Bird (tak go w skrócie określano) spopularyzował w USA klasę szybkich dwudrzwiowych samochodów zapewniających przy tym wysoki komfort jazdy, stając się jednocześnie jednym z najbardziej znanych modeli Forda. Zdecydowanie mniej rozpoznawalne jest auto, które pojawiło się w filmie pt. „Pojedynek za szosie” (1971 rok). To Plymouth Valiant, którego kierowca zostaje wzięty „na celownik” przez psychopatycznego truckera w budzącej grozę ciężarówce Peterbilt 281 z naczepą-cysterną. Thriller zebrał bardzo dobre recenzje i zyskał rozgłos, torując drogę do sławy reżyserowi, którym był nie kto inny, jak Steven Spielberg. Czy z wykorzystanymi w filmie samochodami było podobnie? Nie do końca. O ile tytuł „Pojedynek za szosie” zdecydowana większość kinomanów bezbłędnie kojarzy z kanciastym, czerwonym sedanem i starą, zardzewiałą ciężarówką, o tyle nazwy tych aut poprawnie podadzą jedynie miłośnicy zabytkowej motoryzacji, szczególnie tej zza Wielkiej Wody. Będąc już przy mrocznych klimatach warto wspomnieć również o horrorach z samochodami w rolach głównych. Jeden z najbardziej znanych to bez wątpienia „Christine” (1983 rok), nakręcony na podstawie powieści mistrza grozy Stephena Kinga. Tytułowe imię nosi tutaj zjawiskowy „krążownik szos” z końca lat pięćdziesiątych, który żyje własnym życiem i w bezwzględny sposób rozprawia się z każdym, kogo uzna za wroga. Samochód wykorzystany w filmie to piękny, dwudrzwiowy Plymouth Belvedere, będący reprezentantem złotego okresu amerykańskiej motoryzacji, w którym dominowały monumentalne, ociekające chromem auta z ogromnymi „skrzydłami” na tylnych błotnikach. Występuje tutaj pewne odstępstwo od książki, ponieważ w niej Christine to czterodrzwiowy Plymouth Fury - w rzeczywistości bardzo podobny, ale jednak nie identyczny z filmowym Belvedere. Takich odstępstw znajdziemy w filmie więcej, bowiem nie jest on wiernym przeniesieniem powieści Kinga na ekran. Całe szczęście klimat został zachowany. I o to właśnie chodzi. Motyw złowrogiego auta wykorzystano również w horrorze pt. „Samochód” (1977 rok), którego bohaterem jest duże, czarne coupé terroryzujące mieszkańców prowincjonalnego miasteczka. Filmowy pojazd powstał na bazie Lincolna Continentala Mark III, jednak w stosunku do oryginału został bardzo mocno zmodyfikowany. Podobno jego budowa trwała sześć tygodni i kosztowała aż 8,4 miliona dolarów. Kontynuując temat filmowych samochodach obdarzonych osobowością (tyle tylko, że już nieporównywalnie bardziej przyjazną) nie sposób pominąć Volkswagena Beetle, który po raz pierwszy pojawił się na ekranie w komedii pt. „Kochany chrabąszcz” (1968 rok). Przygody sympatycznego garbatego autka mającego wyścigowe zapędy doczekały się czterech sequeli. Najnowszy z nich trafił do kin w 2005 roku, czyli dwa lata po zjechaniu ostatniego Garbusa z linii produkcyjnej w Meksyku. Łącznie powstało ponad 21,5 mln egzemplarzy Volkswagena Typ 1 (bo takie fabryczne oznaczenie nosił ten pojazd), a wszystko to w ramach jednej generacji. Żaden inny samochód nawet nie zbliżył się do tego rekordowego wyniku. Jeśli już mowa o komediach z autem w roli głównej, to na myśl przychodzi również seria pt. „Taxi”, opowiadająca o perypetiach niezbyt rozgarniętego francuskiego policjanta, którego z opresji za każdym razem wyciąga bystry kierowca taksówki. Ową taksówką był stuningowany Peugeot 406 (w ostatniej jak dotąd części zastąpiony przez model 407), mogący rozpędzać się do ponad 300 km/h. W rzeczywistości żadna „406-tka” nie mogła o tym nawet pomarzyć. Co więcej, takich prędkości nie osiągał jak dotąd żaden seryjny Peugeot. Co prawda francuska marka ma na koncie tak szybkie samochody, ale wszystkie z nich były jedynie pojazdami koncepcyjnymi. Warto tutaj wspomnieć takie modele, jak Quasar, Proxima i Oxia z lat 80. XX wieku, 907 z 2004 roku czy Onyx z 2012 roku. Inną serią filmową kojarzącą się z samochodami jest na pewno „Transporter”. Za każdym razem główny bohater zasiada tutaj za kierownicą luksusowej niemieckiej limuzyny. W pierwszej części było to BMW 735i (E38), w drugiej i trzeciej - Audi A8 W12 (D3), a w czwartej - Audi S8 (D4). Dlaczego twórcy filmu zrezygnowali z BMW na rzecz Audi? Być może stwierdzili, że ciężka linia nadwozia następcy E38, czyli E65 kłóci się nieco z wizerunkiem limuzyny o sportowym charakterze. I trudno się z tym nie zgodzić. Smukłe Audi pasowało do tej roli o wiele lepiej. Dlatego też to właśnie ono wygrało casting.

Na koniec należy wyraźnie zaznaczyć, że w powyższym artykule nie wymieniono oczywiście wszystkich filmów, w których ważną rolę odgrywa samochód. Starano się natomiast pokazać, że jest to bohater uniwersalny, świetnie sprawdzający się w bardzo różnorodnych gatunkach filmowych, począwszy od komedii i science fiction, poprzez sensację i dramat, aż po thriller i horror.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)