GMA T.33 to kolejny majstersztyk Murraya. Ma V12, które kręci się jak szalone
Genialny konstruktor Gordon Murray, który ma na koncie m.in. McLarena F1, pokazał kolejny model z serii Gordon Murray Automotive. To T.33. Auto ma wiele wspólnego z wcześniejszym T.50. Jest jednak znacznie bardziej cywilizowany.
28.01.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:33
Cały nakład T.50 sprzedał się na pniu, więc Murray zachęcony sukcesem swojego hiperauta postanowił rozszerzyć ofertę o kolejną propozycję. Tak powstał T.33, który jest znacznie prostszą konstrukcją, choć nadal blisko spokrewnioną ze starszym bratem.
Obłe nadwozie o nieskomplikowanych kształtach nie jest już ozdobione montowanym z tyłu wiatrakiem, który ma zapewniać większy docisk. Skrywa jednak ten sam 3,9-litrowy silnik V12 Coswortha zdolny kręcić się aż do 11.100 obr./min. To o 400 obr./min mniej niż w T.50, ale wciąż szokująco wysoko.
Opisywana jednostka generuje 615 KM mocy i 451 Nm maksymalnego momentu, który trafia na tylne koła za pośrednictwem 6-stopniowej przekładni manualnej lub opcjonalnej sekwencyjnej. Taki zestaw przy masie własnej 1100 kg to gwarancja więcej niż dobrych osiągów, choć Murray na razie nie pochwalił się twardymi danymi.
Auto powinno jednak jeździć jak marzenie. Nie tylko na prostych, gdyż konstrukcja nadwozia i zawieszenia obiecuje wiele. Murray zdecydował się na półstrukturalny montaż układu napędowego, co ma zaowocować większą sztywnością. Oznacza to np., że tylne zawieszenie jest zamontowane bezpośrednio do obudowy skrzyni biegów. Sama karoseria, jak i wiele podzespołów została oczywiście wykonana z włókna węglowego.
Na pokładzie jest też zawieszenie z podwójnymi wahaczami dla każdego z kół, ceramiczne hamulce Brembo, lekkie felgi w rozmiarze 19 cali z przodu i 20 cali z tyłu oraz... hydrauliczne wspomaganie układu kierowniczego - tak rzadkie w dzisiejszych czasach, lecz podobno zapewniające lepsze wrażenia z jazdy.
W kontrze do zaawansowanych rozwiązań stoi wizualny minimalizm. Nadwozie wygląda na nieskomplikowane. W rzeczywistości jednak skrywa szereg aerodynamicznych niespodzianek w dolnej części karoserii, których zadaniem jest "przysysanie" pojazdu do nawierzchni. Murray postawił na dyskrecję zamiast oczywistych, wielkich spojlerów.
Skromnie jest też w kabinie, w której znajdziemy tylko najpotrzebniejsze instrumenty. No i kierownicę jak wyjęta z autobusu. Cóż, nawet w najlepszych konstrukcjach zdarzają się jakieś wpadki. Sądzę jednak, że klienci będą w stanie się z tym pogodzić.
Tu warto odnotować, że T.33 jest autem klasy GT zaprojektowanym także z myślą o codziennym użytkowaniu. Poza osiągami nie powinno więc zabraknąć choćby minimalnego komfortu.
Mimo wszystko nie będzie to opcja dla pozerów, lecz raczej świadomych i przede wszystkim bardzo zamożnych użytkowników. Chętni muszą wyłożyć na stół aż 1,37 mln funtów, licząc, że zmieszczą się w puli 100 egzemplarzy zaplanowanych do produkcji. Potem nie zostaje już nic innego jak czekać do 2024 roku na pierwsze dostawy.