Dlaczego polskie pobocza nie wyglądają jak Las Vegas? Polscy piesi chcą być jak ninja
Gdyby Polacy wkładali w zakładanie odblasków tyle energii, co w ozdabianie domów świątecznymi światełkami, pobocza świeciłyby się jak Las Vegas nocą. Ale niestety tak nie robią. Tragiczne wydarzenia na drogach dają do myślenia, ale nie przynoszą długotrwałego efektu, bo piesi nie zmieniają przyzwyczajeń.
27.12.2017 | aktual.: 01.10.2022 19:22
Ostatnie doniesienia medialne o tragicznych wypadkach z udziałem pieszych sprawiły, że ludzie boją się chodzić wzdłuż drogi. To niepokojące, ale w wielu przypadkach sami są sobie winni. Oczywiście rozumiem, że mają swoje prawa, przywileje i przejścia dla pieszych, ale chodzenie nocą po nieoświetlonej drodze bez odblasków to działanie na swoją szkodę. Pół biedy jeśli pieszy jest trzeźwy i wpadnie na pomysł, że może świecić wyświetlaczem lub latarką telefonu. Trzymanie takiej latarki w prawej ręce (czyli tej bliżej jezdni) sprawi, że człowiek na poboczu będzie widoczny.
Rozumiem sytuację, kiedy kogoś zaskoczyła sytuacja i nagle okazało się, że musi przejść kawałek nieoświetloną drogą, ale wtedy można od kogoś pożyczyć kamizelkę odblaskową. Z tego, co widać w okolicach świąt, ludzie wkładają sporo wysiłku w dekorowanie i oświetlanie domów, balkonów, drzewek i innych elementów, które zalegają im na podwórku, ale nie mogą się nauczyć noszenia elementów odblaskowych w czasie chodzenia po poboczach, mimo że poza terenem zabudowanym przy braku oświetlenia i chodnika są wymagane prawem.
Zapewne większość pieszych uważa, że skoro w aucie są światła, to doskonale wszystko widać na kilkaset metrów przed samochodem. Otóż spieszę wyjaśnić, że często kierowcy zauważają pieszych na sekundę lub dwie przed tym, jak tamci znajdą się tuż przed maską. Wtedy dochodzi do niebezpiecznej sytuacji, bo szarpnięcie kierownicą często doprowadza do zjechania na przeciwległy pas ruchu, gdzie drugi kierowca może mieć dokładnie taką samą sytuację i nieszczęście gotowe.
Krok w tył z wózkiem
Nawet na przejściach dla pieszych, gdzie piesi mają pierwszeństwo, powinni się upewniać, że kierowcy ich widzą i zdążą zatrzymać się przed zebrą. Nie chcę stawać w obronie piratów drogowych, ale pieszy w starciu z samochodem niestety nie ma szans. I nie ma tu znaczenia, kto ma pierwszeństwo, bo chodzi o życie. Niestety nie do wszystkich to trafia, podobnie jak kwestia zbliżania się do przejścia. Jeśli ktoś jest pewny decyzji, że idzie na zebrę, to proszę bardzo. W mieście jeździmy 50 km/h i nie ma problemu, żeby wyhamować. Jeśli natomiast ktoś się czai i nie wie, czy zdąży, czy nie, to lepiej zrobić krok w tył na znak, że nie planuje przechodzić tuż przed maską.
Mamy z wózkami to temat na zupełnie inny wpis, ale warto podkreślić, że ustawianie wózka na krawędzi chodnika lub tuż przed zebrą to nie jest dobry pomysł. Nie trudno o błąd w ocenie odległości pomiędzy przodem wózka a krawędzią jezdni. Kolejny zarzut do rodziców polega na tym, że często skracają sobie drogę i nie przechodzą po przejściach. Utrwalanie takich wzorców zachowań u dzieci przekłada się na ich późniejsze podejście do różnych zasad.
Współczujemy wszystkim poszkodowanym pieszym i ich rodzinom, ale mamy nadzieję, że te sytuacje dadzą do myślenia każdemu, kto przemierza pobocza w stroju jak ninja.
W idealnym świecie wszystkie chodniki są oświetlone, piesi mają odblaski, a wszystkie przejścia są bezkolizyjne. Jednak idealny świat nie istnieje i wygodne rozwiązania musimy zastąpić sprawdzonym pomysłem. A może skoro akcje informacyjne i edukacyjne nie działają, to policja powinna częściej karać ludzi za brak odblasków, ale do każdego mandatu dorzucać kamizelkę odblaskową? Koszt niewielki, a poziom bezpieczeństwa na pewno by wzrósł.