Ciekawa sztuczka handlarza. Spreparował usterkę, by taniej kupić auto
Pani Karolina chciała uczciwie sprzedać auto, ale zainteresował się nim handlarz. To oczywiste, że chciał wynegocjować możliwie najniższą cenę, jednak sposób w jaki tego dokonał, przechodzi najśmielsze wyobrażenie.
11.08.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:06
Pani Karolina wraz z mężem postanowili sprzedać niepotrzebny już samochód. Wystawili ogłoszenie na kwotę 13 500 zł, nie kryli niczego, nawet niespecjalnie przygotowali auto do sprzedaży. Samochód tak jak stał, tak był do wzięcia. Zadzwonił handlarz, zaproponował 11 000 zł, ale po rozmowie z mężem pani Karolina odmówiła.
Ogłoszenie w internecie niebawem miało zniknąć i znów odezwał się ten sam handlarz. Tym razem małżeństwo zaprosiło go na oględziny. Los chciał, że w tym dniu, kiedy przyjechał, męża pani Karoliny akurat nie było w domu.
Handlarz zaczął oglądać samochód.
- Oglądał, odpalił, przegazował, otworzył maskę, włożył rękę po prawej stronie silnika. Coś tam grzebał, ale nie chciałam mu przeszkadzać. Byłam ok. 3 metry dalej, nie widziałam co dokładnie robi. Potem zaproponował przejażdżkę – opowiada pani Karolina.
Podczas jazdy stwierdził, że auto nie ma mocy.
- Tego się nie spodziewałam. Przeprosiłam go za stracony czas. Wróciliśmy, stwierdził że kupi, ale pewnie padło turbo, więc weźmie go za 8000 zł. Powiedział, że porozmawia jeszcze z mechanikiem.
Po rozmowie z mężem pani Karolina odmówiła oferty i czym prędzej pojechała do mechanika.
- Już po pięciu minutach stwierdził przyczynę usterki – odłączone zasilanie elektrozaworu turbosprężarki – opowiada pani Karolina. - Po podłączeniu przewodów auto wróciło do swojej formy. Mechanik ewidentnie stwierdził, że przewód został umyślnie odpięty.
W tym momencie pani Karolina przypomniała sobie rozmowę z handlarzem, który opowiedział jej historię, że wcześniej też pojechał na oględziny i kupił uszkodzone auto. Była ciekawa, czy nie zastosował tej samej sztuczki. Wysłała mu SMS z informacją o usterce i próbie oszustwa. Handlarz już się więcej nie odezwał.
Patrz wszystkim na ręce, również mechanikom
Kupując lub sprzedając używany samochód, trzeba być czujnym. W opisanej wyżej sytuacji handlarz po prostu wykorzystał okazję, wychodząc z założenia, że kobieta się nie zna, nie będzie wnikać w szczegóły, być może da się nabrać. Możliwe, że stracił na zbytniej zachłanności. Zamiast negocjować 3000 zł w dół, mógł zaproponować nieco mniej.
To, co mogę poradzić, zwłaszcza osobom, które mają niewielkie pojęcie o mechanice i nie należą do zbyt dociekliwych, to czujność i patrzenie innym na ręce. Już sam fakt, że patrzycie, co robi kupujący, może go zniechęcić do takich praktyk.
Warto być czujnym wtedy, gdy kupujący przyjedzie z komputerem i będzie chciał się podpiąć do samochodu. Nie umawiajcie się także na oględziny samochodu w warsztacie kupującego (jeśli jest mechanikiem) lub zaprzyjaźnionym z kupującym, nie mając możliwości patrzenia na to, co się dzieje. To również miejsce, gdzie można spreparować usterkę, a mechanik biorący w tym udział, może być bardziej wiarygodny od handlarza. Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, zweryfikujcie usterki wykazane przez kupującego w innym warsztacie, tak jak zresztą zrobiła to pani Karolina.
Swoją drogą, nie sposób w tej historii odnaleźć pewnej reguły – kupowanie i sprzedawanie auta w Polsce to sytuacja, w której na obie strony czyha wiele pułapek. Dlatego świetną, ogólną radą jest to, żebyście zawsze robili to z kimś, kto ma pojęcie lub po prostu patrzy na wszystko z boku.
Niewiele ponad dwa lata temu pisałem o pewnym mężczyźnie, który umówił się na oględziny auta w Gdyni. Zabrał ze sobą pieniądze, bo cena była tak atrakcyjna, że szkoda było zmarnować okazji. Tymczasem został potraktowany gazem i stracił wszystko, co miał.
Zobacz także