Będzie więcej tanich aut na prąd. Trzeba jednak dobrze zrozumieć, co znaczy "tani"
Citroën nie będzie jedynym producentem samochodów, który zaproponuje w Europie taniego elektryka. Do stawki dołączają kolejne firmy, a wraz z ich obecnością obniża się prognozowana cena "samochodu dla zelektryfikowanego ludu".
24.11.2023 | aktual.: 24.11.2023 13:02
Jest taka stara sztuczka psychologiczna. Jeśli chcesz, żeby znajomy pożyczył ci 500 zł, poproś go najpierw o 1000 zł. Gdy odmówi, powiedz "to chociaż 500" i czekaj na jego skwapliwą zgodę. Sytuacja, która ma miejsce na europejskim rynku małych samochodów, może nieco ten wybieg przypominać. W ciągu kilku ostatnich lat prężny wcześniej segment małych i stosunkowo tanich samochodów właściwie przestał istnieć. Z rynku zniknęły najmniejsze auta pokroju Forda Ka czy Škody Citigo, a te, które pozostały w segmentach A i B, kosztują dziś tyle, ile jeszcze kilka lat temu wydawało się na kompakt.
To może alternatywą są auta elektryczne, które mają przecież stanowić najbliższą przyszłość europejskiej motoryzacji? No cóż, małych aut elektrycznych nie ma wiele, a ceny nie zachęcają do zakupu. Dla przykładu miejskie Renault Zoe kosztuje 180,5 tys. zł, a Peugeot e-208 to wydatek rzędu 159 tys. zł. Niebawem jednak sytuacja ma się zmienić. Pierwszy przed szereg wystąpił Citroën e-C3. Samochód w najtańszej wersji z zasięgiem określonym według normy WLTP na 320 km został wyceniony na równowartość 110 650 zł. Nie jest to jednak ostatnie słowo branży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak informuje Automotive News Europe, Niemcy przygotowują Volkswagena ID.2, który ma kosztować mniej niż 25 tys. euro (109,1 tys. zł). O klienta powalczyć chce również Hyundai i Kia. Powiązane ze sobą koreańskie marki również pracują nad tanim, miejskim elektrykiem, który ma zmienić oblicze transportu na Starym Kontynencie. Co więcej, do gry może się włączyć również Tesla, choć na razie więcej w tym spekulacji niż deklaracji. Ceny mogą spaść nawet bardziej.
w 2026 r. na rynku ma pojawić się nowe Renault Twingo. Samochód w wersji elektrycznej ma kosztować mniej niż 20 tys. euro, co przy dzisiejszym kursie oznaczałoby 87,3 tys. zł. Na podobnym poziomie cenowym miałby zostać zawieszony również Volkswagen ID.1 – o ile tak zostanie on nazwany. O planach stworzenia takiego auta mówił szef VW Oliver Blume.
Spadek cen to nie tylko efekt większej skali produkcji niż w poprzednich latach, ale też zmiany technologii. Obecnie najczęściej akumulatory trakcyjne są niklowo-manganowo-kobaltowe. Są one drogie ze względu na konieczność wykorzystywania rzadkich związków. Tymczasem Citroën e-C3 wykorzystuje baterie litowo-żelazowo-fosforanowe, które są tańsze w produkcji. Zapewne podobnie będzie w przypadku innych aut elektrycznych, które mają trafić do masowego odbiorcy.
Wszystko wskazuje na to, że w ciągu kilku lat wrócimy do poziomu cen z 2020 r. Wówczas Škoda oferowała w Polsce elektryczne Citigo-e iV za blisko 82 tys. zł. Wątpliwe jednak wydaje się, aby Czesi mogli wówczas zarabiać na sprzedaży tego samochodu. Teraz ma być inaczej, a tanie auta elektryczne mają zagościć na rynku na stałe. Niestety, na powrót aut za 40 tys. zł nie ma już co liczyć.