Ułatwienia, ale nie do końca. Państwo chciało pójść kierowcom na rękę, wyszło jak zawsze
Wprowadzone w ostatnich miesiącach zmiany dotyczące praw jazdy i dowodów rejestracyjnych ułatwiły życie kierowcom. Co prawda nie trzeba już wozić ze sobą wszystkich dokumentów, ale w zamian pojawiły się nowe kuriozalne przepisy.
Bez adresu, ale z "rodowodem"
Od 4 marca 2019 r. wszystkie prawa jazdy wydawane w Polsce pozbawione są rubryki z adresem zamieszkania. To zmiana, która w przypadku dowodów osobistych miała miejsce już przed czterema laty. Chodzi oczywiście o wygodę właścicieli dokumentu. Obecnie coraz więcej osób czasowo zmienia adres zamieszkania. Do tej pory prawo nakazywało aktualizację danych w prawie jazdy w ciągu 30 dni od przeprowadzki. Dzięki uproszczeniu wzoru prawa jazdy jesteśmy zwolnieni z tego obowiązku i zaoszczędzimy tym samym 100 zł i 50 groszy. To dobra wiadomość, ale jest również i zła.
Choć nowo wydane prawa jazdy nie mają już adresu zamieszkania, to kierowcy wciąż mogą być zmuszeni do odbycia długiej podróży, by odzyskać dokument. Stanie się tak, jeśli "prawko" zostanie zatrzymane przez policję - na przykład z powodu przekroczenia w terenie zabudowanym dopuszczalnej prędkości o ponad 50 km/h.
W takim przypadku policjant wydaje pokwitowanie i zabiera dokument, który następnie jest przesyłany do urzędu, w którym go wydano. Nawet jeśli kierowca tymczasowo mieszka po drugiej stronie Polski, nie może wskazać urzędu, w którym chciałby odebrać prawo jazdy. - Odbiór dokumentu następuje w urzędzie, w którym został wydany - kwituje Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury. Jak duży to problem? W 2018 r. policja za przekroczenie dozwolonej prędkości zatrzymała 25 tys. praw jazdy.
Problemy z dowodem
Wcześniejsza zmiana przepisów, również wydaje się niedokończona. Od 1 października 2018 r. kierowcy zarejestrowanych w Polsce pojazdów mogą poruszać się po krajowych drogach bez dowodu rejestracyjnego. Dla wygody zmotoryzowanych wprowadzono możliwość pozostawienia dokumentu w domu. W razie kontroli policja na podstawie numeru rejestracyjnego sprawdza wszystkie potrzebne informacje w Centralnej Ewidencji Pojazdów, do której dostęp mają za sprawą terminalu będącego na wyposażeniu radiowozów.
Tu też łatwo o rozczarowanie. Wystarczy, że dowód rejestracyjny zostanie zatrzymany. Policja ma do tego prawo na przykład w razie stwierdzenia niewłaściwego stanu technicznego pojazdu, nadmiernej uciążliwości dla środowiska, albo po prostu z powodu braku aktualnego potwierdzenia sprawności pojazdu. W takich przypadkach zmotoryzowany musi naprawić pojazd i potwierdzić jego kondycję podczas badań technicznych na stacji diagnostycznej.
Kierowca otrzymuje od diagnosty zaświadczenie, które potwierdza, że pojazd jest sprawny. W razie spóźnienia z badaniem technicznym zostaje też wbita pieczątka w odpowiedniej rubryce dowodu rejestracyjnego. Jednocześnie diagnosta wprowadza dane o przeprowadzonych czynnościach do Centralnej Ewidencji Pojazdów. To jednak za mało.
- Zgodnie z obowiązującymi przepisami zmotoryzowany z zaświadczeniem od diagnosty musi pojawić się na dowolnej komendzie policji lub w urzędzie, który wydał dokument – informuje podkom. Radosław Kobryś z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. Dopiero wtedy wykasowana zostaje informacja o zatrzymaniu dowodu rejestracyjnego.
Zachowano starą ścieżkę postępowania, mimo że obecnie policja fizycznie nie odbiera dowodu rejestracyjnego kierowcy nawet wtedy, jeśli ten ma go przy sobie. Zatrzymanie ma charakter wirtualny. To po prostu wpis w Centralnej Ewidencji Pojazdów. A skoro do CEP-u dostęp mają także diagności, to logiczne wydaje się, by informacja ze stacji kontroli pojazdów o uzdatnieniu samochodu czy motocykla do ruchu automatycznie kasowała adnotację policji o zatrzymaniu dowodu rejestracyjnego. Jest jednak inaczej.
Pieczątka w nieużywanym dokumencie
Wciąż nierozwiązany pozostaje problem konieczności wymiany dowodu rejestracyjnego po skończeniu się w nim miejsc na pieczątki przeglądu technicznego. Przepisy zobowiązują do tego kierowcę, choć dokument potrzebny jest tylko podczas wizyty w stacji kontroli pojazdów, w urzędzie, przy sprzedaży auta czy za granicą. Kiedy kierowca wykorzysta już sześć dostępnych miejsc, musi pojawić się w urzędzie, by złożyć wniosek o nowy dowód rejestracyjny i zapłacić 71 zł i 50 groszy.
Wielu zmotoryzowanych nie wymieniło dowodów rejestracyjnych mimo braku pieczątki. Chodzi nie tylko o to, że wymóg jest dziś bezsensowny, ale i o to, że resort infrastruktury zapowiadał uporządkowanie tej kwestii. Miało to nastąpić wraz ze zmianą przepisów o przeglądach pojazdów, ale z końcem 2018 r. gotowy projekt nowelizacji został usunięty z porządku obrad Sejmu. Do tej pory nowe przepisy są w zawieszeniu, a resort nie przedstawił innego rozwiązania prawnego, które naprawiłoby zaistniały błąd.
Niedopracowane przepisy to charakterystyczna polska bolączka. Kierowcy od miesięcy czekają na ułatwienia, których wprowadzenie nie powinno być bardzo trudne. Oby w przypadku planowanego pakietu deregulacyjnego dla kierowców wszystko było dopięte na ostatni guzik.