Stuttgart z przesiadką w Berlinie cz.2
Ciąg dalszy wizyty w stolicy Badenii-Wirtembergii. W części pierwszej zawitaliśmy po drodze do Berlina, zaś na miejscu odwiedziliśmy Porsche Museum oraz Porsche Zentrum Stuttgart. Zapraszam na drugą część i kolejne atrakcje, jakie fan motoryzacji znajdzie w Stuttgarcie.
15.08.2014 | aktual.: 15.08.2014 21:28
Dzień drugi wciąż trwa. Opuszczając królestwo Porsche udałem się z powrotem na pobliską stację S-Bahn. Pociągiem linii S6/S60 dojechałem do centrum, gdzie z kolei przesiadłem się do S1. Stacja docelowa - Böblingen. W tym niedużym, powiatowym mieście, 10 km na południowy zachód od Stuttgartu znajduje się niezwykłe miejsce - Motorworld Region Stuttgart.
Powstały na terenie dawnego lotniska wojskowego, ten niesamowity kompleks łączy w sobie przechowalnie samochodów, salony sprzedaży, serwisy wielu ekskluzywnych marek oraz hotel. Wchodząc od strony stacji S-Bahn od razu wita nas serwis Lamborghini.
Również pierwsze ślady salonu Bentley'a.
Czas najwyższy wejść do środka i uchronić się na moment od bądź co bądź delikatnego deszczyku. Zawartość pierwszej hali niezwykle zachęcająca.
Druga hala również trzyma wysoki poziom.
Ciekawa wariacja artystyczna na temat Porsche 550 Spyder. Całość wykonana z wszelkiego rodzaju wsporników, sprzęgieł, zębatek, tarcz itp.
Przeszklony podgląd na serwis Lambo ujawnił jeszcze białe Murcielago LP640 na podnośniku.
Specjalna winda zapewniała dostęp do pozostałych szklanych boksów, które znajdowały się na pierwszym piętrze.
Powyższe zdjęcia nie wymagają chyba większego komentarza - szczerze polecam to miejsce każdemu fanowi motoryzacji (i nie tylko). Lecz to jeszcze nie koniec, ponieważ wrócimy tu ponownie trzeciego dnia.
Powrót i przechadzka po centrum nie przyniosła wielkich zdobyczy. Na uwagę zasługuje jednak testowy model AMG GT, rzecz jasna ukryty pod kamuflarzem.
Pojawił się również nowy Boxster GTS.
Dzień ten zakończył się jednak mocnym akcentem i nie chodzi tutaj o niespotykanego egzotyka, który przetoczył się przez ulice Stuttgartu. Otóż tego dnia, a dokładniej 8 lipca, o 22 czasu lokalnego rozpoczął się mecz półfinałowy Niemcy - Brazylia. Myślę, że nie trzeba przypominać jakim wynikiem się skończył. Od siebie mogę jedynie dodać, że w całym mieście, a w szczególności w centrum wybuchła niesamowita euforia i szalona radość. Ale w sumie nie ma się czemu dziwić - tak wysoki wynik w półfinale Mistrzostw Świata w piłce nożnej nie padł jeszcze nigdy. Szczęśliwie w okolicach mojego noclegu było stosunkowo spokojnie, więc mogłem odpocząć po tym intensywnym dniu.
Dzień 3
Po zaliczeniu śniadania nadszedł czas na ostatni cel mojej podróży - Mercedes-Benz Museum.
Zwiedzanie zaczynamy od... windy. Zawozi ona nas na samą górę muzeum.
Tłumnie otoczony pierwszy automobil Karla Benza.
Schodząc na kolejny poziom i idąc chronologicznie - lata '20, '30.
Pierwsze mocne uderzenie. Renntransporter z 300 SLR na pace. Nie jest to jednak oryginał z lat '50. Został on zezłomowany w latach '60, po tym gdy Mercedes wycofał się z udziału w sportach motorowych. Miało to oczywiście związek z przerażającym wypadkiem podczas 24h Le Mans w 1955 r., kiedy to na prostej start-meta szczątki wyścigowego 300 SLR śmiertelnie raniły około 80 widzów.
Renntransporter, którego możemy oglądać w muzeum to niezwykle wierna replika. Odbudowa zaczęła się na zlecenie Mercedesa w roku 1995. Trwała 6 lat i wymagała około 7000 roboczogodzin. Efekty mówią same za siebie. Wymiary, masa i specyfikacja są niemal identyczne z oryginałem. Jedyną znaczącą różnicą są hamulce - bębny zastąpiono tarczami z modelu SL (R129). Pomimo braku oryginalnej dokumentacji technicznej, zespół inżynierów i rzemieślników stanął na wysokości zadania. Czapki z głów!
Ewolucja kierownic w Mercedesach na przestrzeni lat.
Jeśli lata '50 to oczywiście nie można nie wspomnieć o przepięknym 300 SL.
300 SLR Uhlenhaut
W strefie samochodów użytkowych moją uwagę w szczególności przykuł samochód medyczny z Formuły 1 na bazie C 55 AMG T-Modell.
W strefie znanych osobistości ciekawie wyglądał ten 'eksponat'. Z początku był to zwykły 190E, lecz na zlecenie Ringo Starra został on doposażony w części od AMG, wliczając w to silnik 2.3 l., sportowy wydech oraz sportowe zawieszenie.
Oryginalny papa-mobile, którym był wożony nasz papież, Jan Paweł II.
No i najlepsze na sam koniec - strefa motorsportu!
C-klasa DTM, CLK GTR w towarzystwie dwóch Sauberów C9.
Bolid klasy Indy Car.
Bolid Formuły 1 ze stajni McLaren Mercedes z 2008 r., w którym Lewis Hamilton sięgnął po swoje pierwsze mistrzostwo.
Strój Miki Hakkinen'a z 1998 r. Z kolei trofeum za zwycięstwo w GP Australii w 1997 r. zdobyte przez Davida Coulthard'a.
Ciekawe porównanie jak na przestrzeni 50 lat zmieniła się technologia używana w samochodach wyścigowych. Różnica - co najmniej znacząca.
Jakby jeszcze tego było mało, kolekcja srebrnych strzał... Dobry boże!
Całość kończy się zejściem do poziomu 0, gdzie można się posilić i wstąpić do sklepu z pamiątkami.
Ogólne wrażenia - przede wszystkim ogrom. Muzeum dużo większe od konkurencji z Zuffenhausen, ale też historia marki dużo bardziej rozległa i znacząco dłuższa. Wizyta w takim miejscu jest wręcz magicznym przeżyciem. Cofamy się o ponad 100 lat do samych początków motoryzacji i schodząc po spirali, odrywając kolejne poziomy muzeum, kolejne epoki odbywamy jedyną w swoim rodzaju podróż w czasie. 8 euro za wstęp to niezbyt wygórowana cena za takie doznania.
Podróż powrotna zbliżała się nieubłaganie. Czasu jednak zostało jeszcze całkiem sporo, więc postawiłem na dogrywkę w znanym już Nam Motorworld w Böblingen.
W serwisie Lambo kolejne nowości - białomatowe Murcielago SV. Wow!
Na placu białe LP640, które jeszcze wczoraj stało na podnośniku w serwisie. Miło.
Po zajrzeniu do wnętrza lekko mnie zatkało - manual w takim samochodzie. Jest moc!
Gratulacje dla właściciela, że nie zdecydował się (jak większość) na opcjonalną, sekwencyjną skrzynię E-Gear.
Wizyta w salonie Lamborghini.
Ale kolorowo.
Do odwiedzenia został mi jeszcze trzeci budynek kompleksu Motorworld. Po drodze jeszcze rzut oka na serwis McLaren'a i parking dla przyjezdnych.
Czas na wisienkę na motorworld'owym torcie - salon Ferrari/Maserati, naturalnie wraz z serwisem. Niestety przy serwisie zostałem kulturalnie poproszony o nie robienie zdjęć. No cóż, szkoda... tym bardziej, że w gąszczu modeli 430/458 stało czerwone F40. Powodów do narzekań jednak nie miałem, ponieważ salon i parking przed salonem był w pełni dostępny.
No jest elegancko, ale nie zapominajmy, że salon ma jeszcze pierwsze piętro. A tam... z resztą zobaczcie sami.
Nieprzyzwoicie piękna...
Od początku byłem wielkim fanem 8C, jeden na najpiękniejszych samochodów jakie powstały w ostatnich latach. Po oprowadzeniu wzroku po tej boskiej karoserii tylko się utwierdziłem w tym przekonaniu.
Dwóch brytyjskich intruzów. Ale nie żebym miał coś przeciwko ich obecności.
Boski lakier na tym Vanquish'u.
DBS'a nigdy dość. Kwintesencja Astona.
To co dobre szybko się kończy, mój pobyt dobił do końca. Podróż powrotna dnia czwartego przebiegła spokojnie i bez większych problemów dotarłem do Warszawy. Przeżyłem w Stuttgarcie niezwykłe 2 dni. Pomimo kiepskiej, dość chłodnej i deszczowej pogody atrakcji nie brakowało. Muzea Porsche, Mercedesa i Motorworld w 200% warte odwiedzenia.
Na koniec jeszcze parę słów o samym Stuttgarcie. Miasto wielkościowo porównywalne z Wrocławiem. Byłem dość zaskoczony górzystością terenu, w jakim leży stolica Badenii-Wirtembergii, lecz nie przeszkadzało to specjalnie w komunikacji. Wszystko było świetnie połączone, wszystkie główne moto-atrakcje znajdowały się tuż przy stacjach S-Bahn lub co najwyżej dzielił je kilkuminutowy spacer. Podróżowanie samą komunikacją przebiegało bardzo dobrze, wszystkie pociągi przyjeżdżały na czas, przemieszczały się szybko i sprawnie. Całodniowy bilet na całą sieć co prawda kosztował 10,40 euro, ale z pewnością był tego wart.
Dziękuje, że dotrwaliście do końca mojej relacji i mam nadzieję, że przypadła Wam ona do gustu.
Pozdrawiam,
MG