Mocowania fotelików dziecięcych - czego o nich nie wiedziałeś?
Postanowiliśmy sprawdzić, jak istotna dla bezpieczeństwa jest konstrukcja mocowania fotelików dziecięcych. Do testu wybraliśmy kilka popularnych produktów dostępnych na polskim rynku. Co się okazało? Sami zobaczcie…
12.05.2014 | aktual.: 30.03.2023 11:57
O fotelikach dziecięcych zostało powiedziane i napisane już tak wiele, że nie będziemy wymieniać rodzajów, zakresów wiekowych czy wagowych. Nie będziemy też zanudzać Was wynikami testów ADAC. Postanowiliśmy sprawdzić coś, o czym rzadko kiedy się wspomina: mocowanie fotelika do samochodu za pomocą pasa.
Każdy fotelik dopuszczony do sprzedaży ma Certyfikat Europejski. Niektóre mają pozytywne opinie różnych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem, np. TUV, czy aprobaty takich instytucji jak ADAC. Wiele z nich przechodzi testy zderzeniowe, ale jakie są takie testy, każdy widzi. Symulacja warunków zderzenia nie zawsze uwzględnia kontakt z ciężarówką, drzewem, wjechanie do rowu czy kilkuobrotowe rolowanie. Nie w każdym przypadku skorupa fotelika ma jakikolwiek wpływ na bezpieczeństwo, bo nie zawsze zostanie potraktowana poduszką powietrzną i nie zawsze dotknie jej miażdżona karoseria. Jednak niezwykle istotne (jeśli nie najistotniejsze) jest samo mocowanie fotelika do samochodu, a konkretnie do kanapy/fotela za pomocą pasa bezpieczeństwa.
Z przerażeniem oglądamy pomysły rodziców na zabezpieczenie ich – przynajmniej według deklaracji – największego skarbu. Matki wiozące dzieci na kolanach z przodu, dzieci swobodnie poruszające się po tylnej kanapie, dzieci posadzone w trzecim rzędzie vanów, dzieci siedzące w fotelikach z luźno zapiętymi dla ich wygody (!) pasami to tylko niektóre sytuacje mrożące krew w żyłach. Jest jednak coś, czego często nie widać. Coś, o czym nierzadko sami rodzice nie wiedzą.
Mocowanie fotelików, które nijak się ma do zapewnienia bezpieczeństwa. Są bowiem konstrukcje, które mimo właściwego zapięcia w ogóle nie trzymają się kanapy samochodu. Można nimi swobodnie poruszać po całej kanapie, niektóre można by wręcz wyjąć z auta przez otwarte drzwi, gdyby pozwalała na to długość pasa. Jeśli myślicie, że tak zapięty fotelik zapewni bezpieczeństwo waszej pociesze, to mamy dla Was bardzo przykrą wiadomość: nie tylko nie zapewni, ale też fotelik w przypadku rolowania samochodu czy uderzenia pod kątem prawdopodobnie przyczyni się do poważnych uszkodzeń ciała osób przebywających w kabinie. Ważący 10-20 kg fotelik z dzieckiem w momencie poważnego wypadku zamienia się w broń masowego rażenia, czyniącą spustoszenie w całej kabinie samochodu.
Na rynku jest kilkunastu, jeśli nie więcej, producentów sprzedających foteliki różnej konstrukcji, ale ogólnie można wyróżnić dwa najpopularniejsze sposoby mocowania za pomocą pasa. Na potrzeby tego artykułu nazwaliśmy je zewnętrznymi (oplatanie fotelika) i wewnętrznymi (oplatanie podstawy fotelika). Na czym polega ich działanie?
- System zewnętrzny (oplatanie fotelika) polega na takim opleceniu pasem bezpieczeństwa, by część biodrowa pasa przytrzymywała od zewnątrz podstawę fotelika pod siedzeniem dziecka, a część piersiowa oparcie fotelika zaraz za małym pasażerem, na wysokości jego głowy. Pokazuje to zdjęcie poniżej.
- System wewnętrzny (oplatanie podstawy) polega na tym, że pas samochodu znajduje się między fotelikiem a jego podstawą, za dzieckiem. By zamontować taki fotelik, konieczne jest przełożenie pasa pod fotelikiem. Nierzadko wymaga to odchylenia, podniesienia siedziska. Pas biodrowy przebiega za siedzeniem dziecka możliwie nisko, a piersiowy za plecami malucha. Wygląda to tak, jakby pas przytrzymywał samą podstawę fotelika, a ta z kolei trzymała fotelik. Pokazuje to zdjęcie poniżej.
Największa różnica między tymi systemami mocowania polega na tym, że fotelik z pierwszym rodzajem mocowania łatwiej zapiąć w samochodzie, ponieważ cały pas prowadzony jest na zewnątrz – dookoła fotelika i dziecka. Napinanie pasa odbywa się po stronie od środka pojazdu, do którego mamy łatwy dostęp. System wewnętrzny natomiast wymaga więcej i bardziej skomplikowanych operacji, by zapiąć fotelik. Najtrudniejsze jest napinanie pasa, które nie dość, że odbywa się po drugiej stronie fotelika, czyli od boku samochodu, to jeszcze wraz z tą operacją należy zacisnąć klamrę mocującą. Przyjrzyjmy się więc kilku konstrukcjom, które mogliśmy sprawdzić w wybranych fotelikach.
Aby pokazać kilka rodzajów mocowań fotelików, wybraliśmy do porównania siedem produktów sześciu firm. Są to: Maxi-Cosi Tobi, Maxi-Cosi Priori, Avionaut Glider 9-25, Babydesign Amigo 2014, Caratero Sport Classic, Römer King Plus i "bezfirmowy" te@m70. Dlaczego zdecydowaliśmy się akurat na te foteliki?
Wybraliśmy dwa produkty firmy Maxi-Cosi, ponieważ jej systemy mocowania uznaliśmy za najlepsze i chcieliśmy pokazać - mówiąc kolokwialnie – jak to się robi. Avionaut to polski producent, który całkiem dobrze poradził sobie z obejściem patentu Maxi-Cosi i sprytnie skopiował system mocowania zewnętrznego stosowanego w modelu Tobi. Chcieliśmy zweryfikować, czy ten mechanizm działa równie dobrze. Babydesign i Caratero to tanie, ale wyglądające na całkiem dobre foteliki, bardzo popularne na naszym rynku. Zwłaszcza Babydesign jest hitem sprzedaży. Römer skonstruował system wewnętrzny, ale zupełnie inaczej niż pozostali producenci, i chcieliśmy się dowiedzieć, czy w praktyce zdaje on egzamin. Wybraliśmy również wyjątkowo, by nie powiedzieć perfidnie, tani fotelik o nazwie te@m70, którego producenta nie udało się nam ustalić. Wiemy tylko, że jest to produkt made in France.
Warunki, jakie ustaliliśmy dla każdego fotelika, są stosunkowo proste. Do sprawdzenia mocowania użyliśmy auta Ford Ka, miejskiego, 3-drzwiowego malucha, by zadanie nie było zbyt proste. Ponadto fotelik montujemy z tyłu z dwóch powodów. Po pierwsze przy otwartych drzwiach znacznie łatwiej zamocować każdy fotelik, a nie każdy ma 4-drzwiowe auto. Po drugie - uważamy, że montowanie fotelika z przodu nie jest najlepszym rozwiązaniem, jeśli samochód nie jest wyposażony w wyłącznik poduszki powietrznej, a niestety nie każdy jest. Fotelik staraliśmy się zamontować za pasażerem, z prawej strony samochodu. Po zamontowaniu sprawdzaliśmy, jak mocno fotelik został przytwierdzony do kanapy Forda, poruszając nim na boki, w przód i w tył oraz skręcając go.
Podczas tego testu interesowały nas tylko dwie rzeczy: łatwość zapinania i sztywność zamocowania fotelika. Nie braliśmy pod uwagę cen, jakości wykonania, nie ocenialiśmy siedziska, komfortu, nie braliśmy pod uwagę testów zderzeniowych. To wszystko nas w ogóle nie interesowało. Do montażu używaliśmy przeciętnej siły mężczyzny, biorąc pod uwagę fakt, że nierzadko foteliki montują słabsze kobiety. Nie korzystaliśmy z żadnych narzędzi. Do sprawdzenia przymocowanych fotelików użyliśmy natomiast dużej siły, mając świadomość, że podczas wypadku i tak będzie ona znacznie większa. Prosimy zwracać uwagę na komentarze do załączonych zdjęć, ponieważ są one elementami nieodłącznymi i niezbędnymi do właściwego zrozumienia artykułu.
Maxi-Cosi Tobi
Czołowy producent fotelików Maxi-Cosi używa obu wymienionych systemów mocowania w zależności od ceny fotelika. Już sam fakt, że system zewnętrzny podnosi cenę fotelika tej firmy, świadczy o tym, który jest lepszy – przynajmniej według producenta. A to zaskakujące, ponieważ na pierwszy rzut oka może się wydawać, że właśnie system oplatający cały fotelik jest znacznie prostszy i jednocześnie tańszy w produkcji. Już na wstępie musimy zasmucić przeciwników firmy Maxi-Cosi: po przeglądzie fotelików uznaliśmy obydwa produkty tej firmy za najlepsze. Będą one stanowiły punkt odniesienia dla innych fotelików. Zacznijmy jednak od wzorca, czyli - naszym zdaniem – modelu Tobi.
Model Tobi wyposażono w prosty system mocowania poprzez oplatanie pasem całego fotelika. Zamontowanie go nawet mało doświadczonej osobie nie sprawia wielkich trudności, a po nabraniu doświadczenia wystarczy 20-30 sekund od momentu włożenia go do samochodu. Przełożenie pasa biodrowego pod siedziskiem, zapięcie w klamrę i przeciągnięcie za oparciem pozostałej części pasa można wykonać praktycznie w każdych warunkach, na każdym miejscu w samochodzie. Potem wystarczy pociągnąć pas zaraz za klamrą, zapiąć dwa zaciski w górnej części fotelika i już można go uznać za zapięty. Jednak Tobi ma jeszcze dźwignię z krzywką służącą do zwiększenia napięcia pasa.
Naciąganie pasa ręką jest łatwe, ponieważ ciągniemy w miejscu łatwo dostępnym, a dodatkowo można zaprzeć się łokciem o fotelik. Po właściwym zamocowaniu fotelik wydaje się częścią samochodu, jakby był przyspawany. Gdy szarpie się nim na boki w stronę od klamry pasa samochodowego, jest właściwie nie do ruszenia, gdy szarpie się w drugą stronę, przechyla się na bok maks. 2 cm. Warto wspomnieć, że ten fotelik da się zamocować jeszcze mocniej i tylko od chęci i siły osoby, która to robi, zależy, jak mocno fotelik będzie się trzymał kanapy. Trudno znaleźć lepsze, bezpieczniejsze rozwiązanie.
Avionaut Glider 9-25
Polska firma Avionaut skonstruowała dość duży fotelik, większy od Tobi, ale głównie dlatego, że obejmuje większy przedział wagowy. 9-25 w nazwie to zakres wagowy małego pasażera. Tobi nadaje się tylko dla dzieci o wadze do 18 kg. Avionaut jest większy, więc trochę trudniej go włożyć do auta, zwłaszcza tak małego, ale to nas nie interesuje. Interesuje nas natomiast system mocowania, który - nie da się ukryć - jest odpowiednikiem tego, co oferuje Tobi. Konstrukcja tylko w detalach różni się od rozwiązania Maxi-Cosi i pewnie te detale sprawiły, że udało się obejść patent.
Jak się okazuje, diabeł tkwi w szczegółach. Niby wszystko takie same i użytkownik Tobiego nie będzie miał problemów z zamocowaniem Glidera bez instrukcji obsługi, której nota bene nie ma naklejonej na obudowie fotelika, ale na pewno wykona więcej operacji. Nieco bardziej zawiłe prowadzenie pasa piersiowego w górnej części sprawia, że Glider wymaga więcej czasu na montaż. Jednak wszystkie operacje przebiegają tak samo, w tej samej kolejności.
Niestety, nie udało się zamontować fotelika równie sztywno jak Tobiego. Na zdjęciach widać, że gdy szarpie się nim na boki, fotelik poddaje się i uchyla dość mocno, ale mimo to musimy uznać go za dobry. Wielokrotne ruchy nie sprawiają, że pas jest coraz luźniejszy i fotelik wraca do normalnego położenia jak sprężyna. Trzyma się dobrze swojego miejsca, a łatwość montażu, choć odbiega od Tobiego, i tak przyczyni się do tego, że użytkownicy, a zwłaszcza użytkowniczki nie stracą cierpliwości i zrobią to poprawnie.
Maxi-Cosi Priori
To drugi z produktów Maxi-Cosi, ale nie ta sama liga. Przede wszystkim różni je cena. Cena rynkowa modelu Tobi to ok. 700 zł, Priori zaś można kupić już za mniej niż 400 zł. Priori ma system mocowania z oplataniem pasem podstawy fotela. Pas przebiega za oparciem fotelika i już to sprawia, że dużo trudniej ten fotelik zamocować w samochodzie, a zwłaszcza w 3-drzwiowym z tyłu. O ile przełożenie pasa za oparciem fotelika nie jest jeszcze tak skomplikowane, o tyle przeciągnięcie go przez ostatnie oczko całego, dość skomplikowanego układu zaczepów i przelotek zajmuje dużo czasu oraz wymaga sprawnych i dość szczupłych palców dłoni. W naszym Fordzie robiło się to właściwie na czuja.
Zaskoczyła nas za to jakość zamocowania fotelika. Być może dzięki tej kłopotliwej przelotce. Mimo że pas piersiowy nie został tak mocno naciągnięty jak w Tobi (jest to po prostu niemożliwe) i przed zatrzaśnięciem klamry fotelika wydawał się dość luźny, okazało się, że konstrukcja klamry załatwia tę sprawę. Specjalny mechanizm w klamrze ze stalowym wałkiem o ostrej powierzchni bardzo dobrze trzyma pas, ale pod jednym warunkiem: że za fotelikiem jest opuszczony zagłówek.
Kolejną tajemnicą Priori jest bowiem specjalnie ukształtowana podstawa fotelika w górnej części, z tyłu, na wysokości głowy dziecka. Ta część blokuje się o zagłówek i dzięki temu fotelik jest bardzo sztywny w ruchach na boki. Poniżej przedstawiamy różnicę w zamontowaniu tego produktu z zagłówkiem podniesionym i opuszczonym.
Tym samym od razu możemy odradzić zakup tego fotelika, jeśli kanapa samochodu nie ma zagłówka. Najlepiej przymierzyć fotelik do swojego auta, bo być może jakiś kształt zagłówka nie będzie spełniał określonej przez Maxi-Cosi funkcji. Jeśli spełnia, fotelik wydaje się na ruchy boczne nawet odporniejszy od Tobiego, biorąc pod uwagę siłę włożoną w napinanie pasa samochodowego. Nieco gorzej wypada, gdy porusza się nim do przodu i na boki jednocześnie. Na Tobim nie robi to żadnego wrażenia, Priori zaś nieco ulega, ale nie uważamy, by miało to większy wpływ na jakość zamontowania. Tak czy inaczej Priori pod względem jakości zamocowania można uznać za równie dobry jak Tobi, a na pewno nieco lepszy od Avionauta. Niestety, skomplikowanie mocowania przekreśla ten fotelik w samochodzie 3-drzwiowym, chyba że zostanie zamontowany raz na całe lata.
Babydesign Amigo 2014
Babydesign to znana na naszym rynku marka. Popyt na jej produkty jest duży, żeby nie powiedzieć - ogromny. Trudno się dziwić. Bardzo konkurencyjna cena i całkiem dobry wygląd kuszą. Jest to fotelik o szerokim zakresie wagowym 9-25 kg, więc teoretycznie jeden na długie lata. Ponadto fotelik na pierwszy rzut okaz sprawia wrażenie solidnego i nieźle wykonanego. Bez owijania w bawełnę: jest tragiczny i dziwimy się, że ktokolwiek dopuścił go do użytku – oczywiście oceniamy tylko system mocowania.
Mocowanie tego fotelika to fatalne rozwiązanie i na dobrą sprawę trudno pojąć, jak miałoby trzymać fotelik na kanapie samochodu. Już sama instrukcja naklejona na podstawę w postaci dwóch ikon mówi, jak prosty mechanizm zastosowano. Gdyby jeszcze spełniał swoją funkcję…
Przede wszystkim fotelika praktycznie nie da się zamocować po prawej stronie samochodu użytego do testu. Jest to możliwe w aucie z drzwiami z tyłu. Praktycznie, bo teoretycznie się da, ale nie skorzystaliśmy z tego rozwiązania. Zresztą naklejki instrukcji również pokazują fotelik z rzutu na jego prawą stronę, więc producent widocznie przewidział go na tę stronę pojazdu. To akurat kiepskie rozwiązanie, bo na dobrą sprawę właściciel Forda Ka nie może używać tego fotelika, ponieważ nie zmieści się za kierownicą. Poza tym system mocowania jest skomplikowany w użyciu, choć wydaje się prosty. Jeśli nie przykładamy się do prawidłowego montażu, nie sprawia większych trudności, ale aby zamocować go na sztywno, trzeba mieć niedźwiedzią siłę, choć wydaje się, że i to nic nie da. System po prostu nie działa. Co więcej, bolec zamykający fotelik i scalający go z podstawą trzeba całkowicie wyciągnąć, by wykonać tę operację. Wygląda to archaicznie.
Było to widoczne, gdy sprawdzaliśmy solidność zamocowania fotelika. Można nim było bez większego wysiłku poruszać w każdą stronę, a jedyne ograniczenie stanowiła długość pasa. Fotelik można pochylać, przesuwać a nawet obracać względem osi pionowej. To nie do przyjęcia. Niestety, to nie koniec złych wieści. Fotelik odchylony nawet na dużą skalę od pozycji wyjściowej nie wraca na swoje miejsce, a to już jakiś żart. Bezpieczniej chyba byłoby wozić dziecko autobusem albo rowerem w koszyku.
Największy żart w przypadku tego fotelika czeka na nas na etykietach. Instytut Matki i Dziecka wydał temu pseudofotelikowi – bo tylko tak można go uczciwie określić - pozytywną opinię! Jesteśmy ciekawi, na jakiej podstawie, bo na pewno nie na podstawie jakichkolwiek testów. Poza tym produkt spełnia standardy ECE 44.04, czyli Europejskie Standardy Bezpieczeństwa mające na celu zapewnienie maksymalnego poziomu komfortu dziecka. Brak słów.
Nasza redakcja nie może polecać tego produktu nikomu, kto dba o bezpieczeństwo swojego dziecka. Odradzamy zakup tego fotelika. Jak widać na zdjęciach, system mocowania nie spełnia swojej funkcji, więc trudno oczekiwać, by ten fotelik zapewniał minimum bezpieczeństwa. Zamontowany z dzieckiem w samochodzie jest dużym zagrożeniem dla wszystkich jego pasażerów.
Caratero Sport Classic
To kolejny z bardzo popularnych produktów w tej klasie i tym przedziale cenowym. Można powiedzieć, że jest w tej samej klasie co Babydesign, czyli klasie fotelików imitujących prawdziwe zabezpieczenie dziecka. Firma Caratero poszła jednak inną drogą niż Babydesign. Widać, że starała się stworzyć taki system mocowania, który mógłby działać. Zrobiła niemal to samo co Avionaut i spróbowała skopiować rozwiązanie Maxi-Cosi, tyle że nie modelu Tobi, ale Priori.
Mocowanie pasa za siedzeniem fotelika na mechanizmie ze stalowym wałkiem i wgłębienie w tylnej części podstawy na zagłówek samochodowy mogłyby zdać egzamin, gdyby dało się właściwie napiąć pas samochodu. Co gorsza, nie tylko nie da się go napiąć, ale też fotelik sam rozluźnia się w mocowaniu. Mechanizm skopiowany z Maxi-Cosi nie działa: fotelikiem można swobodnie ruszać w niemal wszystkich kierunkach. Trzeba jednak oddać wyższość Caratero nad Babydesignem, ponieważ Sport Calssic nie da się już tak łatwo pochylać. Widać, że chociaż pas biodrowy stara się utrzymać fotelik na swoim miejscu. Niestety, podobnie jak u konkurenta fotelik odchylony czy przekręcony wokół osi pionowej raz niechętnie wraca na swoje miejsce.
Caratero Sport Classic nie jest najgorszy w tym zestawieniu, ale nie jest dobry. Mocowanie nie spełnia swojej funkcji, choć z pewnością nie spowoduje takich spustoszeń w aucie jak Babydesign. Widać, że ktoś, kto projektował ten produkt, starał się stworzyć coś, co mogłoby spełniać funkcję fotelika. Częściowo ją spełnia, ale również odradzamy jego zakup. Zwłaszcza osobom, które chciałyby zamontować go po prawej stronie pojazdu takiego jak nasz Ford Ka. W tym przypadku konstrukcja fotelika w ogóle nie daje takiej możliwości.
Te@m 70
Niemarkowy fotelik te@m 70 w pewnym sensie nas zaskoczył. Cała konstrukcja pozostawia wiele do życzenia, a fotelik jest lekki jak piórko w porównaniu z konkurencją. Nie wydaje nam się, że przeszedł jakieś testy, ale nie nasza to rola, by oceniać fotelik jako całość. Nas interesuje tylko mocowanie i okazuje się, że produkt za mniej niż 200 zł można zaprojektować tak, że da się go w miarę dobrze zainstalować w aucie. System mocowania wewnętrznego właściwie nie jest kopią żadnego rozwiązania, które już poznaliśmy, ale spełnia swoją funkcję.
Najbardziej przypomina mechanizm Babydesign, ale tylko przypomina. Nieco inny zatrzask mocujący pas piersiowy z dodatkowym naciągiem wystarczy, by fotelik w miarę sztywno trzymał się na boki. O ile w stronę wnętrza auta da się go odchylić i niekoniecznie chce on wracać na swoje miejsce, to już w drugą stronę prawie nie drgnie. Nie ma też mowy o obracaniu wokół pionowej osi. Co ciekawe, fotelik według założeń producenta można zamontować nawet tyłem do kierunku jazdy, ale nie sprawdzaliśmy tego rozwiązania, ponieważ nijak miałoby się w odniesieniu do konkurentów. Fotelik dało się zamontować z prawej strony. Same operacje montażu fotelika nie należały do łatwych, ale po przejściach z poprzednimi produktami trudno nazwać te@m70 wyjątkowo trudnym w montażu.
Jeśli oceniać tylko system mocowania, te@m70 jest całkiem niezłym fotelikiem w porównaniu z droższymi Babydesign i Caratero. Ponadto jest mały i lekki, nie zajmuje dużo miejsca i łatwo go włożyć do ciasnego auta. W innych kwestiach się nie wypowiadamy, ale naszych dzieci nie chcielibyśmy wozić w tym foteliku.
Römer King Plus
Na koniec zostawiliśmy sobie niemieckiego Römera. Fotelik ogromny, ciężki i dobrze wykonany. Wygląda naprawdę solidnie i sprawia wrażenie bezpiecznego, by nie powiedzieć… niemieckiego. Misterny system mocowania wewnętrznego jest zupełnie inny niż u konkurentów. Römer jest jak transformers. Gdy odchyliliśmy siedzisko od podstawy, naszym oczom ukazał się mechanizm nie do ogarnięcia umysłem przeciętnego faceta, a co dopiero kobiety, która nie odróżnia śruby od nakrętki. Problem zaczął się już podczas oddzielenia fotelika od podstawy. Trzeba do tego użyć nie tylko siły, ale też sprytu. Płynnym ruchem może się nie udać, potrzeba ciosu. Przy zamykaniu, a konkretnie przy zatrzaskiwaniu radzimy nie wkładać palców między oparcie a podstawę.
Mimo wielu niemieckich słów i niemieckich testów, którymi Römer chwali się na metkach, fotelik można przechylać. Nie jest tak twardo przymocowany jak Maxi-Cosi, ale nie odbiega od Avionauta. Poza tym wraca na swoje miejsce, cokolwiek byśmy z nim robili. Można ten fotelik polecić, ale na pewno nie kobietom, które miałyby go montować w samochodzie. To dobry produkt do jednorazowego zamontowania i pozostawienia w aucie na lata.
Podsumowanie
Nasze oczekiwania spełniły tylko dwa foteliki, które dało się zamontować w aucie tak, by nie przemieszczały się pod wpływem działających na nie sił. To produkty Maxi-Cosi. Jednak trudno polecić zakup fotelika Priori, jeśli ma on często zmieniać miejsce, choć wydaje się równie dobry jak Tobi. Powód jest prosty: bardzo trudny i czasochłonny montaż. Zresztą wszystkie foteliki z systemem, który roboczo nazwaliśmy wewnętrznym, są trudne w montażu i najlepiej robić to w dwie osoby. Jedna naciąga pas, druga zapina klamry. Oto odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wiele fotelików jest nieprawidłowo zamontowane w samochodach. Niestety, mocowania wewnętrzne nie sprawdzają się w przypadku samodzielnego montażu. Naciąganie pasa od strony szyby samochodu jest praktycznie niemożliwe, a nawet przy otwartych drzwiach potrzebne są na dobrą sprawę trzy ręce, by jednocześnie naciągać pas samochodu i go zapinać.
Z drugiej strony jeśli szukamy taniego fotelika, to Priori mimo swoich wad jest najlepszym wyborem. Nie bierzemy pod uwagę ceny, ale Römer wydaje się zdecydowanie za drogi. Ogólnie zalecamy kupowanie fotelików z innym systemem. Najlepszym rozwiązaniem jest oplatanie fotelika z modelu Tobi firmy Maxi-Cosi. Nawet słaba, samotna kobieta może prawidłowo zamontować ten fotelik, jednocześnie obserwując dziecko biegające wokół auta. Wystarczy kilkadziesiąt sekund. Avionaut jest podobny, ale wymaga więcej czasu i staranności. Römer King Plus to, jak już wspomnieliśmy, produkt na jeden solidny montaż - wówczas jest dobry. Babydesign trudno nazwać fotelikiem - to tylko atrapa. Niewiele lepsze zdanie mamy na temat Caratero. O te@m 70 właściwie nie mamy opinii. Jeśli konstrukcja tego fotelika jest bezpieczna, to system mocowania, choć niełatwy, spełnia swoją funkcję.
Porównanie tylko kilku wybranych produktów pokazuje, jak ważne jest sprawdzenie mechanizmu mocowania ich do samochodu. Gołym okiem widać, że firmy wytwarzające produkty markowe znacznie lepiej opracowały mechanizmy, które powodują, że fotelik spełnia swoją funkcję. Tańsze kopie nie dają rady przytrzymać pustego fotelika przy siedzeniu, a co dopiero z dzieckiem ważącym kilkanaście kilogramów. Nikt z Was nie musi się sugerować tym artykułem czy naszymi wynikami przy zakupie fotelika. Wystarczy poprosić sprzedawcę o zamontowanie, a potem samemu zacząć szarpać fotelikiem w każdym kierunku. Wiedzcie, że siły na niego działające podczas wypadku będą wielokrotnie większe niż Wasza. Warto też sprawdzić, czy jesteście w stanie samodzielnie zamontować fotelik tak jak sprzedawca.
Jednocześnie przestrzegamy przed zakupem tanich, niespełniających swoich funkcji produktów. Stanowią one duże zagrożenie dla bezpieczeństwa dziecka i Was samych. Nieunikniona jest ekspozycja w sklepach fotelików tanich, ale jak pokazuje Maxi-Cosi modelem Priori, można kupić fotelik za 300-400 zł, który może jest trudny w montażu, ale bezpieczny. Jednak nawet jeśli porządny fotelik miałby kosztować 600-800 zł, to warto chwilę się zastanowić, ile przy tym jest warte Wasze dziecko. Czy wartość fotelika przewyższa wartość Waszego auta? A nawet jeśli tak, to czy przewyższa wartość życia? Trudno znaleźć u ludzi bliższą więź niż rodzica z dzieckiem, zwłaszcza małym, bezbronnym i w pełni zdanym na jego decyzje i poczynania. Nie ryzykujcie zerwania tej więzi za kilkaset złotych.
Dziękujemy za udostępnienie fotelików sklepowi dziecięcemu Tik-Tak