Sportowy Samochód Roku 2013 - wybór redakcji Autokult.pl
Kolejny plebiscyt Czytelników na Sportowy Samochód Roku już za nami. Równolegle głosowała również redakcja Autokultu. Które auto zasłużyło na najwyższe miejsce na podium?
05.02.2014 | aktual.: 05.02.2014 11:18
Rafał Warecki - Alfa Romeo 4C
Zawsze ceniłem sobie auta sportowe z krwi i kości za uczciwe pieniądze (220 000 zł). Alfa Romeo, decydując się na produkcję małej 4C w tak trudnym dla siebie okresie, pokazała, że wytwarzanie samochodów to nie tylko zimna kalkulacja i analiza słupków.
Choć małe sportowe coupé cieszą się rosnącą popularnością, nie ma co liczyć na to, że model 4C diametralnie zmieni sytuację marki na rynku. Cokolwiek by się działo, wpłynie on jednak na postrzeganie Alfy Romeo i choć na chwilę przyciągnie uwagę motoryzacyjnego świata do tarczy z krzyżem i wężem, o co producent z Mediolanu skutecznie zabiegał, odwlekając premierę wersji produkcyjnej.
Alfa Romeo 4C ma wszystkie najważniejsze cechy samochodu sportowego, które reprezentowane są nie tylko przez moc silnika (240 KM), ale też jej stosunek do odpowiednio rozdystrybuowanej masy własnej (3,73 kg/KM). Dzięki wadze poniżej 900 kg umieszczony centralnie, niewielki turbodoładowany silnik o pojemności 1,75 l wystarczy, aby poradzić sobie z małą 4C. Osiągi mówią same za siebie, a potwierdzają je świetne wyniki wyśrubowane na Nordschleife.
Mariusz Zmysłowski - McLaren P1
Miniony rok był pełen ekscytujących premier. Do gry weszło trzech gigantów: McLaren P1, Porsche 918 Spyder i LaFerrari. Oprócz nich pojawiły się też inne niesamowite maszyny, np. Alfa Romeo 4C, Porsche 991 Turbo, Turbo S oraz GT3. Jak wybrać spośród nich tę jedną, najlepszą? Trzeba odpowiedzieć sobie nie tylko na pytanie „dlaczego ten?”, ale również „dlaczego nie tamten?”.
Według mnie na tytuł sportowej maszyny roku zasługuje McLaren P1. Ma on wszystko, czego potrzeba, by stać się prawdziwym drogowym sportowcem, godnym tytułu najlepszego. Napędza go widlasta ósemka, za sobą ma znakomitą historię wyścigową marki, a co chyba najważniejsze – jest długo wyczekiwanym następcą prawdziwej legendy – McLarena F1. Na ten samochód czekaliśmy dwie dekady! Teraz pytanie – dlaczego nie inni?
Na wstępie odrzuciłem LaFerrari. Nie ze względu na sam samochód, ale na to, jak zachowuje się firma z Maranello. Nie powiemy Wam, jak nasz flagowy okręt przyspiesza, jaki osiągnął czas w Zielonym Piekle i nie damy Wam go przetestować. Właściwie łatwiej jest przeprowadzić test prasowy promu kosmicznego Endeavour niż LaFerrari. Podobnie kilka lat temu wyglądała sytuacja z Enzo. Nawet Top Gear do testu musiał wykorzystać prywatny egzemplarz.
911 GT3 z kolei odpadło ze względu na brak choćby opcjonalnej przekładni ręcznej. Ciągle czekam też na jeszcze ostrzejszą wersję RS. Z bólem skreśliłem również Alfę Romeo 4C, będącą typem sportowego auta, które uwielbiam – niekoniecznie mocne, ale piekielnie lekkie i wyważone. Z finałowej trójki, z której już odrzuciłem 4C, wypadło też 918 Spyder. Tu zdecydowały już wyłącznie emocje. P1 wyczekiwałem znacznie bardziej ze względu na ekscytację, jaką zawsze wzbudzał we mnie jego poprzednik. Decyzje nie zawsze można poprzeć suchymi liczbami.
Marcin Łobodziński - Alfa Romeo 4C
W kategorii "samochód sportowy roku" na dobrą sprawę wszystkie zasługują na nagrodę. Ferrari za nazwę LaFerrari – najgłupszą, z jaką się spotkałem, odkąd interesuję się samochodami, Porsche za prawdopodobnie najlepsze auto sportowe świata, które wbrew powszechnym przekonaniom może być hybrydą. Nissan za niekończącą się opowieść pt. GT-R, BMW za genialne M3 – samochód, który po prostu chciałbyś mieć. Jaguar jest piękny, wreszcie odpowiednio drapieżny, McLaren P1 wydaje się najszybszym wozem świata, a Fiesta ST to supersamochód dla Kowalskiego w promocyjnej cenie. Jednak tytuł należy wyłącznie Alfie Romeo 4C. Pomijam wygląd, bo to kwestia gustu, choć stylistyka jak zwykle w Alfie powala. Chodzi o coś innego: o odwagę.
Nie łatwo dziś podjąć decyzję o budowie samochodu tak radykalnego, z centralnym napędem, tylko do szybkiej jazdy. BMW nie może zrobić tego kroku od wielu lat, a Alfa Romeo nie jest firmą na szczycie. Brawo za odwagę, styl, osiągi i cenę. Porsche Cayman ma godnego konkurenta.
Paweł Kaczor - Alfa Romeo 4C
Raptem 1,75 l pojemności skokowej, 240 KM mocy oraz cena, która nie oscyluje w granicach kwot 7-cyfrowych. Czy auto o takich parametrach może zostać sportowym samochodem roku, pokonując takie motoryzacyjne perełki, jak McLaren P1 czy Ferrari LaFerrari? Według mnie jak najbardziej tak.
Lekkość, zwinność, zwrotność oraz powrót do tworzenia aut o stricte sportowym charakterze. Właśnie te cechy zachwyciły mnie w najnowszym dziecku Alfy Romeo. W tym aucie stosunek mocy do masy jest na tyle ważny, że każdy kierowca z nadwagą wsiadający do 4C powinien mieć wyrzuty sumienia. Niewielka masa sportowej Alfy sprawia, że pomimo niezbyt wygórowanej mocy pierwsza setka pojawia się na prędkościomierzu już po 4,5 s. Dodatkowo jak każda Alfa Romeo model 4C wygląda zjawiskowo i ponadczasowo.
OK, wiele z nominowanych w tym roku aut jest szybszych, mocniejszych i również zdecydowanie droższych od tej włoszki. Ale czy zawsze to, co horrendalnie drogie, piekielnie szybkie i zupełnie nieosiągalne, musi być dla każdego również najlepsze?
Wojciech Kaczałek - Alfa Romeo 4C
LaFerrari, McLaren P1 i Porsche 918 Spyder to samochody będące ukoronowaniem rozwoju inżynierii motoryzacyjnej naszej epoki. Nie są to jednak auta, których powstanie jest zaskoczeniem. Ferrari, McLaren i Porsche mają już na swoim koncie podobne pojazdy. W dodatku żadna z tych marek nie zbliża się do krawędzi upadku.
Na drugim biegunie jest Alfa Romeo, producent, który pozostał z dwoma wiecznie przecenianymi hatchbackami w ofercie. Podoba mi się, że plan wyciągania włoskiej firmy z zapaści nie zaczął się od wprowadzenia na rynek SUV-a czy innego crossovera, tylko rasowego auta sportowego, które w dodatku powstanie w limitowanej liczbie egzemplarzy.
Zupełnie jakby zarząd Alfy Romeo (a może raczej koncernu FIAT) chciał wykrzyczeć światu: popatrzcie, jeszcze potrafimy budować fascynujące samochody. Drodzy alfisti, znowu możecie być dumni. Gdyby tylko Lancia miała przed sobą takie perspektywy jak Alfa Romeo…
Olgierd Lachowski - Porsche 918 Spyder
W zeszłym roku wybór był prosty, w tym roku jest znacznie trudniej, bo nowych supersamochodów jest kilka, w tym trzy z zupełnie innej ligi. To McLaren F1, LaFerrari i Porsche 918 Spyder. Dla mnie reszta przy tych trzech w ogóle się nie liczy.
Od strony technicznej cała trójka jest tak bliska samochodom wyścigowym, jak tylko się da. Różnice w osiągach pomiędzy Ferrari, McLarenem i Porsche wynoszą 0,001 s/1000 km. Wszystkie maszyny przenoszą kierowcę w zupełnie inny świat i nie mam tu na myśli bzdurnie niskiego poziomu spalania paliwa w Porsche.
Moim sportowym samochodem roku jest Porsche 918 Spyder. To taki skromniś w tym doborowym gronie. Nie rzuca się tak w oczy jak McLaren i Ferrari. Ale nie jest też z wyglądu tak przekombinowane, jak obaj konkurenci. Za to ma coś, czego brak rywalom: dachowe rury wydechowe i „łechtaczkę” od skrzyni biegów umieszczoną obok kierownicy.
Kamil Kobeszko - Corvette Stingray
W momencie gdy zobaczyłem odrestaurowanego przez Jack’s Custom Dodge’a Chargera, bardzo polubiłem amerykańską motoryzację. A Corvette zawsze była moją ulubioną jej przedstawicielką. Nie była najlepsza, ale za to prosta i w tej prostocie dobra, szybka i skuteczna. Czasem sam się dziwię, że w dzisiejszym ekologicznym świecie wciąż powstają takie samochody. I choćby dlatego ją lubię. Za ten silnik V8, dźwięk wydechów i zwykły napęd na tylne koła. Nie umiesz prowadzić, twój problem, nie kupuj wtedy tego auta! To nie jest samochód dla wszystkich, który poradzi sobie w każdych warunkach. Cała przyczepność zależy głównie od gumowych walców naciągniętych na szerokie tylne felgi.
Ta generacja jest zdecydowanie bardziej nowoczesna, ale nie jest jeszcze tak przesadzona jak kosmiczne technologie niemieckich czy włoskich aut sportowych. Konstruktorzy osiągnęli odpowiednie wyważenie pomiędzy zaawansowaniem technicznym a klimatem starych modeli. Ma w sobie coś z legendarnej C3 i C4 – to ewolucja w tym samym klimacie, a nie rewolucja. Dzięki temu udoskonalono ją, zachowując wszystkie najlepsze cechy.
Poza tym Corvette w Polsce była zawsze niesamowitym widokiem na ulicach, tak bardzo niepasującym do reszty aut. Po naszych drogach jeździ mnóstwo 911, nawet sporo GTR-ów, ale Corvette są zawsze rzadkim widokiem. Jakże pięknym!
Bartosz Pokrzywiński - Jaguar F-Type Coupé
To, co w ciągu kilku ostatnich lat zrobił Jaguar, jest niesamowitym krokiem naprzód. Brytyjska marka znacząco przyspieszyła pod skrzydłami hinduskiego koncernu Tata Motors. Wygląda jednak na to, że nowy inwestor nie wtrąca się w brytyjską myśl techniczną - i bardzo dobrze.
Jaguar F-Type to świetny ruch marki, która niegdyś znana była z produkcji wyjątkowych roadsterów. Pomijając perfekcyjne proporcje, to chyba jedyny samochód, do którego idealnie pasuje montowana od lat, gdzie tylko się da, jednostka V8 o pojemności 5,0 l wspomagana kompresorem.
Pod względem estetycznym Jaguar F-Type jest moim ideałem. W kwestii osiągów trudno wyobrazić sobie coś więcej, a jeśli chodzi o brzmienie, jednostka V8 wystarczająco robi robotę. Dlatego właśnie Jag F-Type to mój numer jeden wśród samochodów sportowych 2013 roku.
Arkadiusz Gabrysiak - Jaguar F-Type Coupé
W ciągu ostatnich 12 miesięcy byliśmy świadkami wielu ciekawych premier samochodów sportowych, co utrudniło wybór tego jedynego. Oczywistym faworytem wydaje się jeden z trzech bardzo mocnych i zaawansowanych technicznie supersamochodów: LaFerrari, McLaren P1 i Porsche 918 Spyder.
Wszystkie te auta rozwijają moc około 900 KM i przyśpieszają do setki w niecałe 3 s. Brzmi fantastycznie, jednak mój wybór padł na inny model. Dla mnie sportowym samochodem zeszłego roku jest Jaguar F Type Coupé.
Może nie jest to najbardziej zaawansowany technicznie pojazd, może nie jest najszybszy i nie dysponuje najlepszym przyspieszeniem spośród reszty kandydatów, jednak ma w sobie to coś. Wystarczy, że spojrzę na piękną i ponadczasową sylwetkę tego rasowego coupé i wiem, że dokonałem słusznego wyboru. Znaczenie ma również przyzwoita jednostka napędowa – w wersji R jest to 5,0-litrowy silnik w układzie V8 generujący 550 KM i 680 Nm momentu obrotowego. Bulgot silnika V8, 4,2 s do pierwszych 100 km/h i napęd przekazywany na oś tylną w zupełności wystarczą, aby wywołać uśmiech na twarzy kierowcy. A po skończonych szaleństwach można bez problemu i z gracją pokazać się na najsłynniejszych bulwarach świata i zgarnąć niejedno spojrzenie przechodniów.
Artur Kuśmierzak - BMW M3/M4
Wśród samochodów sportowych debiutujących w 2013 roku było wiele ciekawych propozycji. Wybór najlepszego nie był więc łatwy (właśnie tak zaczyna się większość tego typu rankingów, ale trudno opisać to innymi słowami, skoro akurat to miałem na myśli).
Aby podgrzać atmosferę, najpierw wyjaśnię, które auta odpadły i dlaczego. Audi RS Q3, bo ten samochód jest zbyt ociężały i nie nadaje się na tor. BMW i8, bo prawdziwe sportowe BMW nie może mieć pod maską silnika elektrycznego. Ferrari LaFerrari i McLaren P1, bo nigdy nie przepadałem za kompletnie niepraktycznymi drogowymi bolidami z technologią rodem z NASA. Z drugiej strony chętnie bym się nimi przejechał. Ford Mustang i Corvette Stingray, bo są fajne, ale amerykańska jakość wykończenia wnętrza zapewne nadal będzie kulała. Mercedes A45 AMG, bo prawdziwe auto ze stajni AMG musi mieć napęd na tył.
Które jeszcze modele nie otrzymają zaszczytnego pierwszego miejsca? Škoda Octavia RS, bo jest trochę jak spotkanie nauczycielki matematyki na imprezie w klubie. Kia pro_cee'd GT, Ford Fiesta ST, Peugeot RCZ R, Volkswagen Golf R i MINI Cooper S – to bardzo dobre samochody, ale nikt, kto decyduje się na auto sportowe, nie chce mieć napędu na przód. BMW Serii 2 – jest za drogie jak na swoje niewielkie rozmiary. Wszelkie podrasowane wersje Porsche 911. Nie oszukujmy się: GT3, Turbo czy Turbo S kupuje się po to, aby podbudować własne ego. W rzeczywistości „zwykła” Carrera w zupełności wystarcza.
Subaru WRX, które zaprezentowano w 2013 roku, bo wszyscy i tak czekali na wersję STI. Do finałowej trójki załapały się trzy rewelacyjne samochody: Alfa Romeo 4C, Jaguar F-Type Coupé i BMW M3/M4. Pierwszego miejsca nie otrzyma Alfa, ale tylko przez 1,7-litrowy silnik R4. W prawdziwym sportowym aucie cylindrów powinno być przynajmniej 6. W pojedynku Jag vs. BMW wygrywa BMW. Powód? Jest minimalnie szybsze od F-Type'a przynajmniej w sprincie od 0 do 100 km/h, ma dwa miejsca na tylnej kanapie (i tak nikt się tam nie zmieści, ale są), ma większy bagażnik, jest mniej ostentacyjne niż Jag. Nie mówiąc już o niemieckiej niezawodności, której Brytyjczycy nadal się uczą. BMW M3/M4 jest po prostu idealne zarówno do jazdy na co dzień, jak i po torze.
Piotr Wereszczyński - Alfa Romeo 4C
Miliardy euro, tysiące godzin pracy inżynierów, setki godzin jazd testowych i dziesiątki prototypów – wszystko na marne. Przedstawiciele Ferrari, McLarena i Porsche musieli mieć nieciekawe miny, kiedy podczas ostatnich targów w Genewie tłumy odwiedzających kłębiły się pod stoiskiem Alfy Romeo. Już od momentu pojawienia się konceptu 4C było wiadomo, że gdy samochód wreszcie trafi do salonów, będzie jednym z najbardziej rozchwytywanych aut sportowych.
Alfa Romeo 4C to ukłon w stronę historii włoskiego producenta. Auto nawiązuje do modelu 33 Stradale, który rozmiarami i masą może konkurować z pudełkiem zapałek, a nadwozie, które zaprojektował Franco Scaglione, zachwyca kolejne pokolenie fanów motoryzacji.
Choć moc wynosząca 240 KM nie powala na kolana, to przy masie wynoszącej około tony zapewnia maksimum zabawy. To oczywiste, że na torze niewielka Alfa nie poradzi sobie z 900-konnymi hiperautami, ale wszyscy dobrze wiemy, że nie o to tutaj chodzi. Pozbawiony wspomagania układ kierowniczy gwarantuje świetne czucie samochodu, a twarde i ciasne fotele pozwolą kierowcy na bieżąco wychwytywać najmniejszy uślizg tylnej osi, stawiając go przed wyborem: walczyć o przyczepność czy przejechać zakręt bokiem? Jestem przekonany, że wychodząc z wnętrza karbonowego monokoku 4C, kierowca będzie miał szeroki uśmiech na twarzy, a nie jak na przykład w przypadku LaFerrari – pełne spodnie.
Piotr Ślusarczyk - Corvette Stingray
Długo się wahałem, na który samochód oddać głos. Być może dlatego, że na liście nie znalazło się Porsche 911 Turbo lub GT3, które dla mnie wygrałyby już na starcie. Jednak jeśli mam wybierać z powstałej listy, postawię na…
Oczywistym wyborem w tym towarzystwie mógłby być samochód z wielkiej trójcy: McLaren P1, LaFerrari, Porsche 918 Spyder. To jednak konstrukcje nieosiągalne dla zwykłego człowieka. Być może nawet nigdy nie zobaczę ich na żywo, nie mówiąc o możliwości poprowadzenia tych potworów i sprawdzenia na własnej skórze ich niewątpliwej wspaniałości. Co więc z Fiestą ST z drugiego końca listy? Jest świetna, ale hot hatch segmentu B raczej nie jest typem, który mógłby zostać sportowym samochodem roku. Nawet mimo tego, że w swojej klasie nie ma równych, co udowodniliśmy zresztą podczas Hot B War. No to może BMW M3, a prędzej M4? To godne uwagi samochody, które z miłą chęcią przywitałbym w moim garażu, ale z drugiej strony to „tylko” topowe odmiany dość normalnych przecież aut. Dlatego mój wybór pada na Corvette Stingray (C7) – amerykańską legendę, która w najnowszym wcieleniu bardzo mi się spodobała.
Mam wrażenie, że w przypadku tego auta powrócił duch starych, legendarnych już generacji. Naprawdę polubiłem nową Corvette i mimo że na tle niektórych konkurentów nie gwarantuje niebotycznego poziomu osiągów, 461 amerykańskich koni mechanicznych to i tak aż nadto, aby się nieźle pobawić. I co ważne, jest to moc pochodząca wprost z potężnego silnika V8 – koszmaru (pseudo)ekologów, a marzenia chyba każdego miłośnika samochodów. Corvette nie jest może wyborem kontrowersyjnym, ale na pewno nieoczywistym, bo nie można przecież zapominać o lekkiej i zwinnej Alfie Romeo 4C, przepięknym Jaguarze F-Type Coupé, piekielnie szybkim Ferrari 458 Speciale czy perfekcyjnym Nissanie GT-R Nismo. Jednak nowa Vette ma w sobie to coś, co akurat do mnie przemówiło najbardziej.
Maciej Gis - Nissan GT-R Nismo
Wybór sportowego samochodu roku to chyba najtrudniejsze zadanie do wykonania. Niełatwo ocenić, który z elitarnej grupy pojazdów jest tym jedynym supersamochodem. Mimo mojej sympatii do takich samochodów, jak: BMW M3, BMW M5, całej rodzinny Porsche, czerwonych Ferrari czy pięknych Alf Romeo, jest tylko jeden, który budzi u mnie największy respekt. Nie jest wcale najmocniejszy z całej stawki, nie jest najdroższy i najpiękniejszy. Chodzi o Nissana GT-R. Na pierwszy rzut oka niepozorne auto, które miało być konkurencją dla Porsche. W praktyce okazało się trochę inaczej. Teraz nawet najwięksi i najszybsi patrzą w lusterka z obawą, czy nie wyprzedzi ich „pospolity” japończyk.