Rok po wypadku na Soratesa bez zmian w prawie. Polskie przejścia są "szkołą przetrwania"
Tragedia na ul. Sokratesa w Warszawie wstrząsnęła Polakami i zwróciła uwagę na problem bezpieczeństwa pieszych na drogach. Rozwiązaniem miała być zmiana przepisów obiecywana przez premiera. Niestety, rok po wypadku ciągle się jej nie doczekaliśmy, choć statystyki i eksperci pokazują, że jest ona wskazana.
Tragedia i lawina, która nie zstąpiła
W niedzielę 20 października 2019 r. w Warszawie pędzący ul. Sokratesa kierowca stuningowanego BMW śmiertelnie potrącił pieszego przechodzącego przez przejście. Mężczyzna zdążył jeszcze odepchnąć żonę prowadzącą wózek z dzieckiem, nie umknął jednak przed samochodem. Tragedia wstrząsnęła nie tylko stolicą, ale całym krajem.
Na reakcję polityków nie trzeba było długo czekać. W listopadzie 2019 r. Mateusz Morawiecki zapowiedział zmianę w przepisach dotyczących pieszych i przyznanie im pierwszeństwa już przed "zebrą" - jak jest to w większości europejskich państw. W grudniu Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera, potwierdził, że rząd pracuje nad radykalnym podniesieniem wysokości mandatów. Niebawem datę zmiany przepisów o pierwszeństwie wyznaczono na lipiec 2020 r. Oczywiście ta nie weszła w życie. Jak tłumaczy się z tego kancelaria premiera?
"Rząd prowadzi wiele działań związanych z bezpieczeństwem na drogach m.in. w ramach kompleksowej rozbudowy odcinków dróg oraz poprzez realizację punktowych zadań poprawiających bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego. W ramach tych zadań realizowane są również inne działania mające na celu poprawę bezpieczeństwa, takie jak: przebudowa skrzyżowań, budowa rond, chodników, ścieżek rowerowych oraz zatok autobusowych. W 2019 r. na realizację wymienionych zadań wydano ponad 780 mln zł, natomiast w 2020 r. planuje się przeznaczyć na ten cel ok. 1,3 mld zł. Ponadto dzięki działaniom rządu 6 grudnia 2019 r. weszły w życie przepisy dotyczące 'korytarza życia' oraz tzw. jazdy na suwak" – napisało w odpowiedzi na moje pytanie Centrum Informacji Rządu.
Co jednak ze sprawą pierwszeństwa pieszych? "Rząd chce kontynuować i rozszerzać działania związane z poprawą bezpieczeństwa ruchu drogowego. W Ministerstwie Infrastruktury opracowany został projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo o ruchu drogowym (UD53), dotyczący poprawy bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego, w tym m.in. pieszych przechodzących przez jezdnię drogi po przejściu dla pieszych. Był on przedmiotem uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji publicznych. Obecnie projekt znajduje się na etapie rozpatrywania przez Stały Komitet Rady Ministrów" - dodaje CIR.
Rzeczywiście, projekt przepisów, który powstał w styczniu 2020 r., jest wśród aktów, nad którymi trwają prace. Kłopot w tym, że od końca kwietnia 2020 r. projekt tkwi na tym samym szczeblu drogi legislacyjnej. W dodatku rząd nawet nie przedstawił projektu zapowiedzianego nowego taryfikatora mandatów.
Czekamy na zmiany
Według danych Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) w 2018 r. w Polsce na drogach zginęło 221 osób w przeliczeniu na 10 mln mieszkańców. W UE gorzej było tylko w Litwie (249), Łotwie (269) oraz Rumunii (365). Europejska średnia wyniosła wówczas 104, w Niemczech współczynnik równy był 58, a w rekordowej Norwegii - tylko 24. Na polskich drogach jest źle. Co robić, żeby sytuacja się poprawiła?
- Przede wszystkim trzeba edukować. I kierowców, i pieszych - mówi Autokult.pl instruktor i właściciel motocyklowej szkoły jazdy Kulikowisko. - Obecne prawo o ruchu drogowym daje pieszym pierwszeństwo na przejściu, jednocześnie zabraniając wchodzić bezpośrednio pod jadący pojazd. Rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych nakazuje zaś kierowcom zbliżającym się do przejścia zmniejszenie prędkości tak, by nie narazić na niebezpieczeństwo osób znajdujących się na pasach i na nie wchodzących. Gdyby zarówno kierowcy, jak i piesi przestrzegali tych przepisów, nie dochodziłoby do wypadków - stwierdza.
Życie nie jest jednak sytuacją idealną, a najlepszym na to dowodem są liczby. Od początku roku do 19 października 2020 na polskich drogach w 3898 wypadkach zginęło 428 pieszych, a 3533 zostało rannych. - Problem w tym, że wielu pieszych nie zwraca uwagi na swoje zachowanie przed przejściem i wchodzi na pasy w rozproszeniu, bez sprawdzenia, czy jest to bezpieczne. Wielu kierowców zaś nie ma pojęcia o nakazie zwalniania przed "zebrą". Zmotoryzowani wcale nie jadą 50 km/h tam, gdzie nakazują tego znaki. Zbyt duża prędkość nie pozwala im odpowiednio zareagować. Ciekawe jest to, że u kierowców model zachowania ostrożności na skrzyżowaniach równorzędnych działa bez zarzutu, ale nie potrafią, czy też nie chcą oni przenieść go na przejścia dla pieszych. Z daleka widzą przejście i nie zwalniają – dodaje ekspert.
- Dodatkowym problemem jest infrastruktura. Nikomu z wyobraźnią nie trzeba mówić, że drogi mające więcej niż jeden pas w jedną stronę i z przejściem bez sygnalizacji są bardzo niebezpieczne. A w naszych miastach i na drogach krajowych jest ich wiele. Mimo to uważam, że jesteśmy gotowi na zmianę przepisów o pieszych. Kiedy znowelizowane zostanie Prawo o ruchu drogowym, kierowcy po prostu będą musieli się dostosować. Tak było z jazdą na suwak. Ten zupełnie nowy dla polskich kierowców przepis zmienił zachowanie zmotoryzowanych. Podobnie będzie z pierwszeństwem pieszych – kwituje Tomasz Kulik.
Co można zrobić już dziś?
Zgodnie z planem rządu nowelizacja przepisów o pierwszeństwie pieszych ma zostać przyjęta przez Radę Ministrów w czwartym kwartale 2020 r. Nie oznacza to jednak, że póki nowe przepisy nie wejdą w życie, musimy trwać w klinczu. Policja musi zmienić metody swojego działania. Przestać kojarzyć się z mundurowym stojącym w zaroślach z "suszarką", a skuteczniej egzekwować różne przepisy. Jak pokazuje przykład z woj. świętokrzyskiego, można to osiągnąć z powietrza.
- Kontrole za pomocą dronów rozpoczęliśmy w październiku 2019 r. ze względu na rosnącą liczbę wypadków z udziałem pieszych i ich ofiar. Tradycyjne metody pracy policji nie przynosiły już efektów, więc szukaliśmy nowego podejścia. Efekty widać w statystykach. Teraz mamy o 36 proc. mniej wypadków z udziałem pieszych niż w analogicznym okresie 2019 r. i o 22 proc. mniej śmiertelnych ofiar takich zdarzeń – informuje mnie kom. Artur Putowski, zastępca naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej w Kielcach. Policjanci zaczęli wykorzystywać na drogach drona, który w założeniach miał służyć przede wszystkim do poszukiwania zaginionych osób. Choć sprzęt miał ograniczenia techniczne, spełnił swoją rolę.
- Obserwowaliśmy przede wszystkim te przejścia, na których ruch nie jest sterowany sygnalizacją świetlną. Jak się okazało, liczba przewinień kierowców znacznie przewyższa liczbę wykroczeń, których dopuszczali się piesi. Najwyraźniej zmotoryzowanym wydaje się, że skoro są chronieni przez blachę, mogą sobie pozwolić na więcej. Nie zdają sobie sprawy, jaką ogromną krzywdę mogą wyrządzić pieszej osobie. Najczęściej przyłapywaliśmy kierowców na nieustąpieniu pierwszeństwa pieszym oraz omijaniu pojazdów, które zatrzymały się, by przepuścić pieszych. Trzeba jednak przyznać, że i pieszym zdarzało się ignorować czerwone światło sygnalizacji, a nawet przebiegać poza przejściem przez dwupasmową drogę z barierkami oddzielającymi jej jezdnie – stwierdza policjant.
Pomysł kieleckiej policji na zobaczenie relacji pomiędzy kierowcami i pieszymi z góry to coś więcej niż nowy sposób na "podejście" kierowców. - Wykorzystanie drona do monitorowania przejść dla pieszych przyniosło efekty i nie chodzi mi o to, że pozwoliło nałożyć mandaty. Cała akcja odbiła się szerokim echem wśród samych kierowców. Wiele osób przypomniało sobie przepisy, o których już dawno zapomnieli. Część tych, którzy nigdy nie zostali ich solidnie nauczeni, postarała się nadrobić braki. Teraz czekamy na nowego drona, lepiej przystosowanego do kontrolowania ruchu. Mamy już czterech przeszkolonych na nim policjantów, będziemy mogli prowadzić akcje w całym województwie. Wierzymy, że praca z jego pomocą przełoży się na dalsze spadki zdarzeń z udziałem pieszych - dodaje kom. Artur Putowski.
Mimo wszystko
Na naszych drogach nie brakuje nieodpowiedzialnych kierowców i nieświadomych zagrożeń pieszych. W dodatku mamy infrastrukturę, która od lat budowana była bez oglądania się na względy bezpieczeństwa. Audyt Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad z 2020 r. wykazał nieprawidłowości na 70 proc. kontrolowanych przejść dla pieszych. Długie są również zaniedbania w kwestii jakości szkolenia kierowców. Czy w takich warunkach należy zmieniać przepisy?
Paradoksalnie, fatalne wyniki audytu GDDKiA przekonują nas, że tak. Przebudowa dziesiątek tysięcy przejść dla pieszych tak, by były bezpieczniejsze, będzie trwała długie lata. Podobnie będzie z uzdrowieniem systemu szkolenia kierowców. Jeśli rząd nie zmieni przepisów, przez cały ten czas przez nieodpowiedzialnych kierowców terroryzujących pieszych swoimi samochodami będą ginąć ludzie. Prawo narzucające im nowy obowiązek będzie musiało zmienić ich zachowanie. Politycy muszą zrozumieć, że nie stać nas na tysiące ofiar. Nawet jeśli ceną za niepopularne posunięcie będzie utrata poparcia.