Tirowiec kontra kierowca osobówki. Mówią, co myślą o sobie

W ciągu dwóch tygodni na polskich autostradach i drogach ekspresowych doszło do kilku poważnych wypadków. Dlaczego w Polsce drogi, które z założenia powinny być zupełnie bezpieczne, wcale takie nie są? Zapytałem o to kierowców, którzy rocznie pokonują dziesiątki tysięcy kilometrów.

Tylko na niektórych odcinkach autostrad ruch jest spokojny
Tylko na niektórych odcinkach autostrad ruch jest spokojny
Źródło zdjęć: © East News/Wojciech Strozyk/REPORTER
Tomasz Budzik

18.06.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:40

Osobówką niebezpiecznie i uciążliwie

– Najbardziej irytujące, ale też niebezpieczne ze względu na różnice prędkości, jest wzajemne wyprzedzanie się tirów – stwierdza w rozmowie ze mną Przemysław, który sam nie jest profesjonalnym kierowcą, ale od kilku lat w ramach obowiązków zawodowych pokonuje rocznie około 80 tys. km., najczęściej w centralnej i południowej części kraju. – Niejednokrotnie na autostradzie A4 na Górze św. Anny, gdzie są trzy pasy, napotykałem na trzy wyprzedzające się ciężarówki. Cała jezdnia była zablokowana, a kierowcy osobówek musieli gwałtownie hamować.

– Dużym problemem jest też tłok. Na autostradowej obwodnicy Krakowa wypadki to właściwie codzienność. Na takich drogach jest za mało pasów, dlatego kierowcy ciężarówek i wolno jadący kierowcy aut osobowych utrudniają spokojną jazdę tym, którzy chcieliby jechać szybciej. Dodatkowo czas traci się na punktach poboru opłat, bo nie ma u nas systemu winietowego. Niektórzy kierowcy nie wytrzymują presji i potem jadą zbyt szybko, by nadrobić czas. Problemem jest również ogólny brak kultury. Zasada "żyj i pozwól żyć" nie obowiązuje – dodaje mój rozmówca.

Dużym jest trudniej

Świat nieco inaczej wygląda z wysokości trzech metrów.

– Największe zagrożenie na polskich autostradach powodują kierowcy osobówek, którzy myślą, że ważący kilkanaście czy kilkadziesiąt ton pojazd można zatrzymać tak szybko, jak małe auto pasażerskie – stwierdza w rozmowie ze mną Kamil, zawodowo jeżdżący ciężarówkami.

– Jeśli do tego przeświadczenia dołożymy agresję i głupotę, wychodzi wybuchowa mieszanka. Już kilka razy zdarzało mi się, że jadący przede mną kierowca osobówki z czystej złośliwości ostro hamował, zmuszając mnie niemal do zatrzymania się. Ostatnio taki "numer" zrobił mi młody kierowca BMW tylko dlatego, że nie mogłem prawym pasem jechać szybciej niż 90 km/h. Przecież takie zachowanie może doprowadzić do karambolu – stwierdza Kamil.

– Irytuje mnie też zachowanie niektórych kierowców ciężarówek, którzy, gdy są wyprzedzani, nie ułatwiają innym tego manewru, zwalniając o kilka kilometrów na godzinę. Jadą prawie 90 km/h, czyli z maksymalną prędkością, na jaką pozwala "kaganiec" (elektroniczny system ograniczenia prędkości obowiązkowy w ciężarówkach – przyp. red.), a wtedy wyprzedzanie trwa wieczność, a kierowcy osobówek muszą zwalniać aż o 50 km/h. Przy prędkości początkowej 140 km/h trzeba odpowiednio wcześnie położyć nogę na hamulcu, żeby spokojnie przeprowadzić manewr – przyznaje kierowca ciężarówki.

– Dużym problemem jest bezmyślność. Kierowcy zatrzymują się na poboczu autostrady i to nie tylko wtedy, gdy dojdzie do awarii. Robią to na przykład, żeby wyciągnąć coś z bagażnika. Bywa również, że podczas jazdy korzystają z telefonów komórkowych – dzieli się swoimi obserwacjami Kamil.

– Dla mnie problemem jest również brak kultury na radiu CB. W założeniu powinno ono służyć do ostrzegania się przed niebezpieczeństwami czy informowaniu o utrudnieniach na drodze. Ostatnio coraz trudniej jednak z niego korzystać. Kierowcy osobówek jadący z dziećmi rezygnują z radia, bo co kilkanaście sekund w rozmowach padają grube wulgaryzmy. Prowadzące auta kobiety prawie się nie odzywają w obawie przed chamskimi uwagami czy propozycjami. Kanał, który mógłby poprawiać bezpieczeństwo, umiera – kwituje Kamil.

Co mówią liczby?

To, jak bezpieczne są różne rodzaje dróg, można stwierdzić, porównując ich długość z liczbą wypadków, do których na nich doszło. Według danych Komendy Głównej Policji w 2018 r. na autostradach wypadek zdarzył się średnio co 3,8 km. W przypadku zwykłych dróg krajowych do kolizji doszło wówczas co 480 metrów. W 2018 r. wypadek śmiertelny zdarzył się na autostradach średnio co 31,5 km, podczas gdy na drogach krajowych co 5,3 km.

Jak się więc okazuje, pod względem oferowanego bezpieczeństwa autostrady biją na głowę jednojezdniowe drogi krajowe. Mogłoby być jednak jeszcze lepiej. Rzecz w tym, że wielu kierowców nie rozumie różnic pomiędzy jazdą autostradą a zwykłą drogą. Najlepiej wyjaśnia je lista najczęściej odnotowywanych przyczyn wypadów na autostradach.

W 2018 r. na polskich autostradach do 149 wypadków doszło z powodu nadmiernej prędkości. Drugie miejsce zajęło zachowywanie zbyt małej odległości od poprzedzającego pojazdu (112 zdarzeń), a na dalszych miejscach uplasowało się zmęczenie lub zaśnięcie (59) oraz nieprawidłowa zmiana pasa ruchu (37).

Jak wynika z danych KGP, kluczem do znaczącej i szybkiej poprawy bezpieczeństwa na autostradach jest zachowywanie na nich zdecydowanie większego odstępu od innych pojazdów. By stosować się do zasady trzech sekund, przy prędkości rzędu 120-140 km/h powinien on wynosić około 100 metrów. Tymczasem jazda autostradą "na zderzaku" jest właściwie codziennością. Sytuację może zmienić nowy przepis, który nakaże zachowywanie na autostradach dokładnie określonych odstępów. Być może pojawi się już w 2019 roku.

Źródło artykułu:WP Autokult
bezpieczeństwoprawo i przepisyprzepisy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)