Papież sprzedaje swoje lamborghini. Kup 580‑konną bestię i pomóż potrzebującym
W 2017 roku papież Franciszek dostał jedynego w swoim rodzaju lamborghini huracana RWD. Samochód od początku miał być przekazany na aukcję. Chętni na zakup papieskiego wozu powinni stawić się 12 maja w Monako ze sporym zapasem gotówki.
30.04.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:40
Jeśli ktoś zastanawiając się skąd w Watykanie biały huracan doszukuje się teorii spiskowej, to nie ma co iść tą drogą. Samochód był prezentem od Lamborghini, a za jego przygotowanie odpowiadał specjalny oddział firmy o nazwie "Ad Personam". Zajmują się konfigurowaniem wozów konkretnie pod preferencje klienta i są w stanie zrobić samochód dla każdego – nawet dla papieża.
Zobacz także
Wybór lakieru był sprawą oczywistą – w palecie Lamborghini nazywa się Bianco Monocerus. Paski i akcenty to z kolei żółty o nazwie Giallo Tiberino, dzięki czemu huracan z zewnątrz nawiązuje do papieskich barw. Koła są czarno-srebrne pewnie tylko dlatego, że to po prostu dobrze wyglądają. Gdy Franciszek odbierał auto, podpisał się na masce, lecz autografu nie widać na zdjęciach aukcyjnych.
Wnętrze jest utrzymane w stonowanych barwach. Na fotelach pojawiły się elementy obite białą skórą w odcieniu Bianco Leda Sportivo, jest też kontrastowa, żółta nić. Papież w ogóle nie używał swojego lamborghini. Przewiduje się, że samochód wystawiony na aukcji RM Sotheby's w Monako osiągnie cenę pomiędzy 250 a 350 tys. euro (1-1,5 mln zł).
Środki zebrane ze sprzedaży auta trafią bezpośrednio do papieża, który następnie ma je rozdać wśród potrzebujących. Większość, bo 70 proc., zostanie przekazane obleganemu przez ISIS miastu Nineveh w Iraku, 10 proc. trafi do organizacji Amici per il Centrafrica Onlus i 10 proc. do Pope John XXIII Community Association.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy papież sprzedaje samochód w celach charytatywnych. Wcześniej używany przez niego w USA Fiat 500L pozwolił zebrać 82 tys. dol (ponad 286 tys. zł). W 2016 roku na aukcje trafiły trzy volkswageny golfy sportsvany, którymi papież jeździł podczas pobytu w Krakowie. Żaden z nich nie był jednak 580-konnym, włoskim supersamochodem z napędem na tylną oś.