"Motoryzacja zasługuje na fascynację" – Matt Le Blanc w szczerej rozmowie o nowej serii Top Geara, własnym życiu i Clarksonie

Na całym świecie kojarzony jest jako Joey z Przyjaciół, ale teraz ma nową rolę życia: ma zastąpić Jeremy'ego z Top Geara. Jak Matt LeBlanc radzi sobie z tym wielkim wyzwaniem, co naprawdę znaczy dla niego motoryzacja i czego można spodziewać się po nowej serii najpopularniejszego motoryzacyjnego show na świecie?

Matt LeBlanc poprowadzi drugi z rzędu sezon kultowego programu "Top Gear".
Matt LeBlanc poprowadzi drugi z rzędu sezon kultowego programu "Top Gear".
Źródło zdjęć: © fot. mat. prasowe BBC
Mateusz Żuchowski

20.02.2018 | aktual.: 30.03.2023 12:52

Na parę dni przed emisją pierwszego odcinka dwudziestej piątej już serii Top Geara, Autokult jako jedyne polskie medium został zaproszony na przedpremierową emisję wybranych materiałów w tajnej lokalizacji w Londynie. Oprócz filmów w miejscu tym czekali na mnie także prowodyrzy tego całego zajścia, czyli Stig i pozostali, bardziej rozmowni prowadzący. W tych rolach już drugi sezon z rzędu występuje coraz lepiej sprawujący się zespół Chris Harris, Rory Reid i Matt LeBlanc.

Niezależnie od tego, kim jesteś, na pewno nie trzeba przedstawiać ci trzeciego z nich. Przez wiele lat utożsamiany z pocieszną rolą Joey'ego Tribbianiego aktor zdobył popularność, jak sam twierdzi, "wszędzie tam, gdzie dociera prąd". Po latach ma szansę zerwania z tym wizerunkiem i stania się jedną z kultowych twarzy Top Geara. Gra toczy się o bardzo wysoką stawkę, ale nawet w naszej trwającej kwadrans rozmowie Matt sprawia profesjonalne wrażenie. Widać, że dla Top Geara daje z siebie wszystko. W gestach, słowach, czy tonie głosu przez cały czas rozpoznaję w nim Joeya sprzed lat, ale rozmawiamy na zupełnie inne tematy.

Dziś pięćdziesięcioletni już Matt okazuje się być autentycznym fanem motoryzacji i… zupełnie równym gościem. Zagaduję go niezobowiązująco, ale nasza rozmowa szybko przechodzi na poważne tematy, na które gwiazdor odpowiada z całkowitą szczerością.

Mateusz Żuchowski: Nakręciliście zdjęcia do kolejnego sezonu Top Geara. To chyba teraz już czas na odcinanie kuponów i odpoczynek?

Matt LeBlanc: Och, chciałbym! Dopiero co wróciłem z nagrywania ostatniego materiału do tej serii na Sri Lance, dzisiaj rozmawiam z tobą, a już w przyszłym tygodniu zaczynamy nagrywanie części w studiu z publicznością. Co oznacza, że w końcu obejrzymy te wszystkie filmy, które tworzyliśmy przez ostatnie miesiące! Równolegle, przez cały czas mam jeszcze swoje drugie show w USA [w tym roku Matt skończy piąty, ostatni sezon amerykańskiego serialu Episodes – przyp. red.].

Wyobrażam sobie, że praca przy Top Gearze sprawia wielką radość. Co szczególnie utkwiło ci w pamięci przy tworzeniu tego sezonu?

Materiał, który robiliśmy w Kalifornii, gdzie szukaliśmy Wielkiej Stopy. Do tego celu wykorzystaliśmy różne, typowe dla Amerykanów zabawki – wielkie pick-upy, buggy, wszelakie terenówki… Pokazaliśmy w tym filmie naprawdę bardzo wiele różnych maszyn, całkiem nietypowo jak na format naszego programu. Największa atrakcją był jednak… latający quad! Najlepsze w tym było to, że na pokład zabrałem Chrisa Harrisa. Mało kto wie, że Chris panicznie boi się wysokości i bardzo nie lubi latać. Mieliśmy więc tutaj naprzeciwko siebie fana takich zabaw – czyli mnie – i podchodzącego z bardzo dużą rezerwą sceptyka, czyli Chrisa. Wynikło z tego wiele zabawnych sytuacji.

Widać, że do motoryzacji podchodzisz w bardzo emocjonalny sposób. Miliony ludzi na świecie kojarzy cię jako aktora, ale przecież w Twoich żyłach zawsze płynęła benzyna.

O tak, od zawsze. Na motocyklach jeżdżę od ósmego roku życia, samochód nauczyłem się prowadzić w wieku dwunastu lat. Zawsze mnie ciągnęło do takich maszyn. Nigdy jednak nie zastanawiałem się nad tym, jak wielką rolę mają one w moim życiu. Uzmysłowiła mi to dopiero praca przy Top Gearze. Przecież we wszystkich naszych wspomnieniach jakąś rolę odgrywają środki transportu. Gdy spotykałeś się z dziadkami – najpierw musiałeś do nich dojechać samochodem lub autobusem. Każdy pamięta pierwszą przejażdżkę za kółkiem, tę niezależność. Nagle, dzięki prawu jazdy, świat stoi otworem! Motoryzacja odgrywa wielką rolę w naszym życiu, ale rzadko kiedy to doceniamy. Motoryzacja zasługuje na fascynację.

Tym bardziej szkoda więc, że samochody są skazane na wymarcie – przynajmniej w takiej formie, jaką znamy. Silniki spalinowe wyprą pewnie silniki elektryczne – i to pewnie dobrze, bo na końcu to pomaga naszej planecie. Niemniej, za rzadko doceniamy te towarzyszące nam już od przeszło stu lat silniki spalinowe. Są naprawdę imponującym osiągnięciem dla ludzkości.

Matt LeBlanc został dobrze przyjęty przez publiczność jako nowy prowadzący Top Gear
Matt LeBlanc został dobrze przyjęty przez publiczność jako nowy prowadzący Top Gear© fot. BBC

Z jednej strony krwawi mi serce na widok tego, co dzieje się teraz w motoryzacji. Z drugiej jednak rozumiem, że to dobry kierunek dla ludzkości. Napęd elektryczny też może być fajny, nawet z perspektywy prowadzącego Top Geara. W materiale, w którym szukaliśmy Wielkiej stopy, jeździliśmy na elektrycznych motocyklach enduro. I były one nie z tej ziemi! Ich moment obrotowy czy przyspieszenie były znacznie lepsze od jakiegokolwiek enduro z silnikiem spalinowym. Rozpędzały się do wielkich prędkości bez żadnego opóźnienia i bez wydawania z siebie żadnego dźwięku. A do tego nie ma przy nich problemów z gasnącym silnikiem; wiele różnych rzeczy przestaje być problemem.

Co cię skłoniło do dołączenia do ekipy Top Gear? Przecież masz już wszystko – pieniądze, sławę, nie musisz nic robić – a na pewno nie coś takiego.

Nigdy nie sądziłem, że będę zaangażowany w Top Geara. To wszystko stało się samo. W ostatnich latach spędzałem więcej czasu w Wielkiej Brytanii przy serialu Episodes. Dzięki temu, jeszcze za czasów poprzednich prowadzących, zacząłem mieć kontakt z Top Gearem. Wystąpiłem w programie, uzyskałem zaskakująco dobry czas okrążenia, więc gdy pojawił się nowy Samochód za Rozsądną Cenę, Jeremy spytał się mnie, czy nie spróbuję ustanowić nowego rekordu. Wtedy zaczęło się pogłębianie mojej relacji z Top Gearem. Poprowadziłem specjalny format Top Gear: The Races. Gdy wydarzyła się cała sprawa z Jeremym, BBC zwróciło się do mnie z pytaniem, czy nie chciałbym być nowym prowadzącym. Miałem już wtedy pewną wiedzę, jak wygląda Top Gear od środka i pomyślałem, wow, nigdy bym się nie spodziewał siebie w takiej roli, ale to może być fajne. No i rzeczywiście jest!

No właśnie, nie uciekniemy od tego. Jak czujesz się w roli tego "nowego" prowadzącego Top Gear?

Po pierwsze muszę zaznaczyć, że byłem dużym fanem Top Geara Jeremy'ego i reszty. Mam świadomość, że ludzie zawsze będą porównywali nas i ich. Ja, Rory i Chris nie zrobimy tego, co robią oni. Oni nie robią tego, co robimy my. Po prostu jesteśmy inni, to naturalna ludzka cecha. Nieuchronnie więc zmieniamy to, czym jest Top Gear. Wydaje mi się, że udaje nam się poszerzać grupę osób, do których trafiamy. Ostatecznie Top Gear to w końcu nie program samochodowy, ale program rozrywkowy z samochodami. Chcę wprowadzić w niego więcej elementów komediowych.

Dużo podróżujemy po świecie. Lubię poznawać nowe kultury i dzielić się nimi z widzami. Na pewno nigdy nie będę się nabijał z innych ludzi – po prostu taki nie jestem. Odnajduję szczególne zainteresowanie w obserwowaniu, jak różne znaczenie ma motoryzacja w różnych kulturach. Patrzę, jakie są różne środki transportu na świecie i jak korzystają z nich ludzie. Na Sri Lance na przykład na drogach są tylko tuk-tuki. Całe miasta tuk-tuków. Volkswagen Garbus został wyprodukowany w ilości dwudziestu pięciu milionów sztuk na świecie. Tuk-tuków zbudowano tymczasem dwadzieścia sześć milionów! To fantastyczna sprawa. Jeszcze parę dni temu nie wiedziałem o ich istnieniu, a teraz jestem tuk-tukowym ekspertem.

No właśnie - praca w Top Gearze stawia przed tobą zupełnie nowe wyzwania. Dla mnie najciekawszy jest fakt, że przecież całe życie byłeś aktorem, a teraz nagle jesteś prezenterem – osobą, która ma nie grać, a pokazywać swoje prawdziwe emocje, być sobą. Jak sobie z tym radzisz?

To może być śmieszne, ale znalazłem na to sposób. W głowie tłumaczę sobie to tak, że jestem aktorem grającym prezentera Top Geara. Inaczej nie potrafiłbym tego robić! Nie chodzi mi o to, że wyrażane przeze mnie na wizji opinie nie są moje. Jestem autentyczny. Ale gdyby naprawdę do mnie doszło, że jestem jednym z prowadzących Top Geara, na pewno bym sobie z tym nie poradził.


Matt nie komplikuje przesadnie spraw, nie stara się zrobić więcej, niż może, ale to bardzo dobrze, bo fani tej serii dobrze pamiętają, jak skończyło się to w przypadku Chrisa Evansa (nie przypadł do gustu widzom i został usunięty z programu - przyp. red.). Czuję, że to właśnie od Matta zależy sukces nowej i kolejnych serii. Ma szansę go osiągnąć z tego prostego powodu - on rzeczywiście kocha samochody i to wszystko, co robi z nimi na antenie. Choćby dlatego warto dać mu kredyt zaufania i zobaczyć, co przygotował z resztą ekipy w nowym sezonie. Premiera już 25 lutego!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)